Partnerzy serwisu:
ecommerce

6 trendów w zakupach online, z którymi pożegnamy się już niedługo

Rafał Chabasiński
28.12.2022
6 trendów w zakupach online, z którymi pożegnamy się już niedługo

Nie wszystkie rozwiązania i pomysły na biznes się sprawdzają. Także w ecommerce znajdziemy trendy bez przyszłości. Z niektórymi z nich pożegnamy się już w 2023 r. Pozostałe mogą zniknąć z czasem lub utrzymać się jedynie w niszowych zastosowaniach.

W ecommerce łatwo jest wypatrzyć trendy bez przyszłości: zjawiska skazane na zapomnienie lub niszowość

Końcówka roku to dobry moment nie tylko na podsumowania, ale także na patrzenie w przyszłość. Rynek ecommerce zmienia się wraz z postępującym rozwojem technologicznym i zmianami przyzwyczajeń konsumentów. Już dzisiaj widać, że niektóre rozwiązania nie sprawdzają się tak, jak wydawało się to jeszcze niedawno. Niektóre trendy bez przyszłości mogą zacząć zanikać już w 2023 r. Inne prawdopodobnie utrzymają się jedynie w ściśle niszowych zastosowaniach.

Warto wspomnieć, że każda próba przewidywania przyszłości jest obarczona sporym ryzykiem błędu. Być może wymienione poniżej trendy bez przyszłości jakaś firma jednak przekuje w swój sukces? W końcu kto by pomyślał dwie dekady temu, że skrzynki pocztowe przeobrażą się w ulubiony sposób P0laków na odbiór zamówień kupionych online? Wydaje się jednak, że niektóre rozwiązania po prostu się nie sprawdzają, albo wisi nad nimi jakaś bardzo istotna zmiana.

1. Fałszywe promocje

Najlepszym przykładem zmiany wymuszającej porzucenie dotychczasowych praktyk rynkowych są fałszywe promocje i dyrektywa Omnibus. Polski ustawodawca dał plamę i nie zdążył na czas przyjąć ustawy implementacyjnej do krajowego porządku prawnego. Ostatecznie przepisy zaczną obowiązywać od 1 stycznia 2023 r. Tym samym sklepy internetowe będą miały sporo dodatkowych obowiązków związanych ze sposobem prezentowania ceny konsumentowi.

Najważniejszym wydaje się obowiązek poinformowania konsumenta o najniższej cenie danego towaru lub usługi, jaka obowiązywała w okresie 30 dni przed wprowadzeniem obniżki. Tym samym zniknie możliwość legalnego podniesienia ceny tuż przed wyprzedażą. Sklepy robiły to tylko po to, by sprawiać wrażenie wyjątkowo atrakcyjnej przeceny bez konieczności faktycznej rezygnacji z części zysku.

Dyrektywa Omnibus zabrania również zamieszczania fałszywych opinii „zadowolonych klientów” oraz manipulowanie tymi wystawionymi przez prawdziwych kupujących. Przy okazji wprowadzania zmian kluczowych z punktu widzenia ecommerce, organy unijne zajęły się również sprawą produktów podwójnej jakości i konikami biletowymi wykorzystującymi internetowe boty. Nie jest to niestety poważne policzenie się ze scalperami, których z przyjemnością umieściłbym jako osobny punkt. Być może w przyszłym roku?

2. Q-commerce i dark stores

Trzeba przyznać, że na pierwszy rzut oka pomysł dostarczania zamówionego towaru do rąk klienta w ciągu kwadransa brzmi naprawdę kusząco. Niestety, w praktyce rozwój q-commerce ogranicza kilka czynników, które trudno obejść. Oparcie modelu biznesowego o dark stores, dedykowane magazyny służące wyłącznie do obsługi zamówień złożonych za pośrednictwem aplikacji, wiąże się z koniecznością posiadania takiej kosztownej infrastruktury. Tego samego problemu nie mają sieci dyskontów i supermarketów, które same próbują szczęścia na rynku e-grocery.

Obietnica błyskawicznej dostawy oznacza, że nie da się jej zrealizować w oddaleniu od magazynów. To z kolei ogranicza q-commerce przede wszystkim do wybranych dużych miast. Dość dobrze perspektywy na przyszłość tej branży podsumował na początku grudnia prezes InPost Rafał Brzoska:

Są klienci gotowi zapłacić więcej za usługę premium, taką jak ekspresowa dostawa żywności w modelu quick commerce, ale nie jest to wielka grupa. Sam koncept jest na tyle niszowy, że może na polskim rynku będzie miejsce dla jednego lub dwóch graczy.

Brzoska zwrócił uwagę także na rosnącą świadomość ekologiczną konsumentów. Błyskawiczne dostarczanie względnie niewielkich zamówień samochodem oznacza nadmierną ilość emisji względem rozmiarów zamówienia. Reszta ecommerce w międzyczasie stara się na wszystkie sposoby ograniczyć emisyjność swoich dostaw. Owszem, zamówienie można dostarczyć rowerem. Tyle tylko, że kurier na rowerze ma bardzo ograniczony zasięg.

3. Wszechobecny plastik w zbyt dużych opakowaniach

Omawiając trendy bez przyszłości, nie sposób nie wspomnieć o ogromnej zmianie, jaka dokonała się w ostatnich latach w kwestii opakowań. Jeszcze nie tak dawno typowa paczka przychodziła owinięta w plastikową folię, z dużą ilością taśmy klejącej. Dzisiaj coraz popularniejsze robią się opakowania wielorazowego użytku różnych rodzajów. Równie ważne staje się dostosowanie rozmiaru opakowania do potrzeb danej przesyłki.

Nie chodzi wyłącznie o potrzebę troski o środowisko naturalne. Mniejsze opakowania łatwiej zmieścić w automacie paczkowym, zajmują mniej miejsca w samochodzie dostawczym. Jaki jest więc sens pakować względnie mały towar do dużego kartonu, który i tak trzeba wypełnić styropianem, by zamówienie dotarło do klienta nienaruszone? Nie wspominając nawet o tym, że wypełniacze też kosztują.

4. Mania posiadania własnych automatów paczkowych

Jeszcze dzisiaj właściwie każdy duży podmiot działający w branży ecommerce chciały mieć swój własny odpowiednik Paczkomatów InPost. Nie chodzi nawet o innych operatorów logistycznych, ale o portale typu marketplace czy PKN Orlen. Szczęścia w świecie automatów paczkowych próbuje także Poczta Polska. W tym momencie wydawać by się mogło, że nic nie jest w stanie zatrzymać manii posiadania własnych automatów paczkowych. Są jednak tutaj pewne sygnały wskazujące na trendy bez przyszłości.

Przede wszystkim, warto zwrócić uwagę na podobną sytuację w świecie serwisów streamingowych. Dominacja Netflixa na rynku trwała do momentu, aż giganci rozrywki i mniejsze telewizje postanowiły powtórzyć jego sukces i uszczknąć coś dla siebie z rynku. W pewnym momencie niemal każda telewizja chciała mieć własny serwis. Jak to się skończyło? Dzisiaj mamy czterech liderów: Netflixa, Amazon, HBO i Disneya. Ich serwisy radzą sobie poniżej oczekiwań. To i tak dużo lepszy wynik, niż całe mnóstwo nikomu niepotrzebnych niszowych produktów. Jakby tego było mało, zirytowani konsumenci przypomnieli sobie o istnieniu torrentów.

Pewne analogie względem automatów paczkowych można dostrzec już na pierwszy rzut oka. Dla konsumenta korzystanie z kilku różnych sieci różnych podmiotów wcale nie jest wygodne. Pół biedy, że na smartfonie trzeba zainstalować kilka różnych aplikacji. Przede wszystkim, robiąc zamówienie, trzeba się zorientować w położeniu kilku różnych punktów i pilnować, żeby się nie pomylić.

Jakby tego było mało, włodarze polskich miast na „paczkomatozę” patrzą coraz bardziej niechętnie. Przykładem mogą być wytyczne dla automatów paczkowych w Poznaniu, które zmierzają do uregulowania sposobu lokowania tych urządzeń. Można się spodziewać, że inne duże miasta zdecydują się na podobny krok.

5. Live ecommerce w Europie

Trendy bez przyszłości mogą mieć także zasięg lokalny. Spektakularny sukces live ecommerce w Chinach sprawił, że giganci świata social media chcieli przeszczepić to rozwiązanie na zachodzie. Okazało się, że Europejczycy i Amerykanie nie są zbytnio zainteresowani kupowaniem produktów sprzedawanych im w trakcie transmisji na żywo przez influencerów.

Z usług live ecommerce zrezygnował już Facebook. Także platforma TikTok Shop okazała się fiaskiem. Wygląda na to, że na zachodzie internetowe telezakupy po prostu słabo pasują do przyzwyczajeń konsumentów. Nie oznacza to oczywiście, że inne media społecznościowe nie będą próbowały szczęścia z własnymi platformami. Wizja wielomiliardowych zysków bywa silniejsza od zdrowego rozsądku. Nie da się przy tym ukryć, że mniejsze sklepy internetowe z powodzeniem wykorzystują live ecommerce do dotarcia do konsumentów w nieszablonowy sposób. Nie zmienia to jednak faktu, że praktycznie nie ma szans, żeby ten model robienia zakupów wyszedł w Europie poza dość niszowe zastosowania.

6. Black Friday w formie, jaką znamy

Nie ma się co oszukiwać: polska wersja Black Friday to raczej marny cień amerykańskiego święta wyprzedaży. Podobnie jest zresztą z innymi inicjatywami sezonu okołoświątecznego. Polski model robienia zakupów online zakłada tak naprawdę ciągłe przeceny i wyprzedaże. Wyjątkowo korzystne oferty mogą się trafić kupującemu właściwie każdego dnia: czy to w jakieś święto, czy to w zupełnie przypadkową środę.

Sens organizowania w ciągu roku tych kilku dni jeszcze bardziej wyjątkowych okazji jest więc niewielki. Sklepom po prostu się to nie opłaca, zwłaszcza w trakcie kryzysu inflacyjnego. Tym samym średni poziom przecen w Black Friday nawet się nie zbliża do ofert za oceanem. Sprzedawcy w Polsce instynktownie wiedzą, że jeden dzień nie zrobi im większej różnicy. Dlatego Black Friday niejako automatycznie rozciągamy na przynajmniej cały tydzień, pochłaniając przy okazji Cyber Monday.

Nie da się przy tym ukryć, że punktem kulminacyjnym polskiego sezonu przecen były, są i będą święta Bożego Narodzenia. Do tego dochodzi wspomniana już dyrektywa Omnibus, która w przyszłym roku utrudni „podrasowanie” przecen sprytnymi manipulacjami ceną. Wydaje się, że handlowe znaczenie Black Friday będzie tylko maleć. Za to na pewno ostanie się coroczny czysto marketingowy rytuał.