Od kilku dni w mediach społecznościowych krąży temat nakładek ortodontycznych pewnej firmy. Grupa niezadowolonych z usług w tym momencie liczy na Facebooku siedem tysięcy osób. Okazuje się, że nakładki reklamowane przez celebrytów przynoszą więcej szkody niż pożytku.
Afera z nakładkami ortodontycznymi wybuchła kilka dni temu, kiedy temat nagłośnili użytkownicy mediów społecznościowych. Firma, której nazwa wskazuje, że związana jest z zawodowym lekarzem, oferowała leczenie ortodontyczne w bardzo atrakcyjnej cenie, bez zamków, drutów i w rekordowo szybkim czasie. Zwłaszcza pierwszy czynnik sprawił, że na skorzystanie z usług zdecydowało się wiele osób. Tym samym usługi firmy szturmem zdobyły rynek polskiej ortodoncji. Nikomu nie przeszkadzało, że pomiędzy kolejnymi reklamami nakładek znanych celebrytów, przed tego typu leczeniem ostrzegali profesjonalni lekarze ortodonci. Jak zwykle zwyciężyła cena i zaufanie do pseudoinfluencerów, którzy za parę złotych zareklamują nawet najgorsze badziewie. Efektem jest wysyp reklamacji i niezadowolonych lub wręcz pokrzywdzonych leczeniem pacjentów.
Dlaczego leczenie nakładkami ortodontycznymi po prostu nie mogło się udać?
W branży ortodontycznej w ostatnim czasie pojawiło się wiele kontrowersji dotyczących leczenia za pomocą nakładek ortodontycznych oferowanych przez różne firmy. Niektórzy specjaliści uważają, że takie leczenie powinno być przeprowadzane tylko przez wykwalifikowanego ortodontę, który osobiście przeprowadza proces leczenia, a nie przez osoby bez wykształcenia medycznego, które jedynie dokonują pomiarów i przesyłają je do laboratoriów, gdzie produkowane są nakładki. Ponadto ortodonci zwracają uwagę na brak kontroli ze strony specjalisty w trakcie leczenia, co może prowadzić do niepożądanych efektów ubocznych. Wszystkie te grzechy główne leczenia nakładkami skumulowały się w ofercie felernej firmy.
Tysiące oszukanych
Pacjenci, którzy zdecydowali się na leczenie, wysuwają wobec firmy pięć głównych zarzutów. Jest to w pierwszej kolejności nazwa, która wprowadza w błąd co do osoby zajmującej się leczeniem. W rzeczywistości opiekunem pacjenta nie jest lekarz ortodonta, a przypadkowy konsultant. Z tym wiąże się kolejny zarzut. Jak się okazuje „obsługą” pacjentów i konsultacją medyczną zajmowały się osoby, które nie miały nawet wykształcenia medycznego. W ofercie pracy, do jakiej dotarli członkowie facebookowej grupy, jedyne wymagania stawiane kandydatom dotyczyły doświadczenia w obsłudze klientów: „w środowisku medycznym lub w innej branży zorientowanej na usługi, takiej jak branża hotelarska lub gastronomiczna”. Wszelkie próby uzyskania informacji co do imienia i nazwiska lekarza, który przygotowywał plan leczenia lub sprawował nad nim bezpośrednią opiekę, nadal kończą się dla pacjentów niepowodzeniem.
Kolejne zarzuty dotyczą samej procedury zawierania umowy oraz przedstawiania jej warunków. Reklama umieszczona na stronie sugeruje miesięczną cenę za leczenie na poziomie od 152 do 233 zł. W połączeniu z krótkim okresem leczenia, trwającym kilka miesięcy. Całość wygląda bardzo atrakcyjnie. Dopiero po podpisaniu umowy okazuje się, że ostateczna cena wynosi kilka tysięcy. Do podpisania umowy dochodzi dopiero po wykonaniu skanów 3d. Skan oraz plan leczenia zgodnie z ofertą mają być darmowe. Szybko okazuje się jednak, że już samo zapisanie się na badania wstępne wiąże się z podaniem szczegółowych danych i automatycznym zawarciem umowy. Pacjent zawiera wiec umowę jeszcze przed badaniami i poznaniem ostatecznej ceny. Kolejnym etapem jest otrzymanie nakładek wraz z fakturą do zapłaty.
Afera z nakładkami ortodontycznymi
Leczenie ortodontyczne to proces, który wymaga odpowiedniego wykształcenia, doświadczenia i przede wszystkim indywidualnego podejścia do pacjenta. Niestety wszystkie te rzeczy wiążą się z kosztami, a w efekcie przekładają na wysoką cenę usługi. Tutaj nie ma drogi na skróty, dlatego dziwi mnie, że ktokolwiek tak lekkomyślnie oddaje los swojego zdrowia w ręce przypadkowych osób, a tym bardziej sugeruje się w jakimkolwiek zakresie opinia przypadkowych celebrytów. Poziom absurdu afery z nakładkami jest wręcz trudny do zrozumienia. Z drugiej strony pokazuje też, jak nikła jest w naszym społeczeństwie świadomość dotycząca zagrożeń powodowanych niepewnymi wyrobami medycznymi. Stąd już tylko krok do kupowania aparatów ortodontycznych na AliExpress i samodzielnego montowania ich na kleju do paznokci, jak proponowała pewna pani na jednym z forów dotyczących ortodoncji. Tego typu afery, podobnie jak problem kosmetyczek, którym już jakiś czas temu przepisy miały zabronić wykonywania pewnych zabiegów, pokazuje, że w tym obszarze panuje pewnego rodzaju samowolka. Niestety jest to w głównej mierze samowolka naszego rozsądku.