Chciałbym się odnieść do niedawnego tekstu Marcina Maja dotyczącego nowej ustawy, która ma regulować dostęp do informacji publicznej. Drodzy dziennikarze, drodzy politycy, drodzy obywatele. Jeżeli ktoś kiedyś zaprzeczał, że PiS ograniczył jakąkolwiek naszą wolność, czy swobodę obywatelską to teraz macie przykład. Właśnie chcą Wam zredukować dostęp do informacji publicznej.
Przepraszam bardzo, ale tekst Marcina Maja nie wybrzmiał odpowiednio głośno. Może był napisany zbyt hermetycznie, może za dużo było w nim przywołań do konkretnych artykułów, może zbyt technicznie – nie wiem? Niemniej jednak sama istota przekazu Marcina Maja jest prosta i klarowna. Dostęp do informacji publicznej – nieskrępowany, wolny dostęp do informacji, co robią urzędnicy w naszym państwie, co robią z naszymi pieniędzmi i jakie decyzje za tym się kryją – będzie ograniczony. Oczywiście nie w sposób zakazujący dostępu do informacji publicznej, ale w ten cwaniacki, małostkowy, proceduralnie ubrany sposób.
Dostęp do informacji publicznej jest zapisany w Konstytucji
Wróćmy do Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, przez niektórych nazywana „książeczką”. Artykuł 61. ust. 1 i 2 jasno definiuje, że każdy z nas, z obywateli ma prawo do uzyskania informacji publicznej.
Obywatel ma prawo do uzyskiwania informacji o działalności organów władzy publicznej oraz osób pełniących funkcje publiczne. Prawo to obejmuje również uzyskiwanie informacji o działalności organów samorządu gospodarczego i zawodowego a także innych osób oraz jednostek organizacyjnych w zakresie, w jakim wykonują one zadania władzy publicznej i gospodarują mieniem komunalnym lub majątkiem Skarbu Państwa.
Prawo do uzyskiwania informacji obejmuje dostęp do dokumentów oraz wstęp na posiedzenia kolegialnych organów władzy publicznej pochodzących z powszechnych wyborów, z możliwością rejestracji dźwięku lub obrazu.
I to jest ta nasza wolność. To my jesteśmy obywatelami, społeczeństwem i to my płacimy podatki po to, aby urzędy i zatrudnieni w nich urzędnicy wiedzieli, że my możemy zapytać ich o wszystko. Pytanie, dlaczego? Bo my im za to płacimy. Z naszej pracy, z naszych pieniędzy, z naszych podatków. To my jesteśmy dla nich, a nie oni dla nas. Warto o tym pamiętać.
Dostęp do informacji publicznej – sprawa ważna
A co to dostęp do informacji publicznej – zapytają jedni? Czemu jest on aż tak ważny? Odpowiadam. Jest to jedna z tych wolności, która ma bezpośrednie przełożenie na działalność organów państwowych. Chodzi o to, że możemy zapytać dowolny urząd o dowolną sprawę. I nie są to sprawy błahe i pobieżne. Wiele artykułów dziennikarskich – i tych z lewa i tych z prawa i tych ze środka powstało właśnie dzięki dostępowi do informacji publicznej. To pytania dziennikarzy i zmuszenie urzędów przez zapisy tej ustawy, doprowadziły do tego, że teksty pokazujące państwowe patologie zapierały dech w piersiach. Każdy z nas przeczytał, co najmniej kilka artykułów w życiu, które pokazywały nieprawidłowości w instytucjach państwowych. Wszystko dzięki dostępowi do informacji publicznej.
Sprawa dostępu do informacji publicznej nie dotyczy tylko i wyłącznie dziennikarzy. Sprawa dotyczy każdego z nas. Każdy może anonimowo (np. mailowo), w tym momencie wysłać wniosek do urzędu o dostęp do informacji publicznej pytając o umowę, przetarg, decyzję, itd. Jest to nasze prawo, z którego możemy korzystać.
A teraz zastanówmy się, co by było, gdyby urzędy mogły odmawiać dostępu do informacji publicznej? Może inaczej zadam to pytanie … co by było, gdyby nikt nie musiał ponosić odpowiedzialności za swoje decyzje? Od razu odpowiadam. Jest to bardzo komfortowa sytuacja. Właśnie na tym ona polega – nikt się nie wtrąca. Dlatego my obywatele potrzebujemy dostępu do informacji publicznej. Jest on nam niezbędny po to, aby patrzeć władzy na ręce. Władzy poprzedniej, obecnej i przyszłej.
Co zmienia ustawa o dostępie do informacji publicznej?
Po pierwsze zmienia się to, że ustawa o dostępie do informacji publicznej zostanie uchylona. Na jej miejsce zostanie powołana nowa, w której już znajdują się przepisy, co najmniej kontrowersyjne. Oczywiście, przepisy te nie zakazują wprost dostępu do informacji publicznej, ale mogą znacznie utrudnić życie.
Przykładowo. Jeżeli urząd będzie chciał naliczyć opłaty za dostęp do informacji publicznej, to trzeba będzie wyrazić zgodę na pobranie takiej opłaty. Inaczej informacji się nie otrzyma. Dopiero po wyrażeniu zgody przez obywatela, urząd będzie miał 14 dni na wysłanie odpowiedzi w ramach dostępu do informacji publicznej. W obecnym stanie prawnym, urząd informuje osobę składającą wniosek o dostęp do informacji publicznych o opłatach, ale 14 dniowy termin odpowiedzi na ten wniosek jest zachowany – liczony od dnia złożenia. W przypadku nowy przepisów – procedura będzie wyglądać inaczej. Składając wniosek o dostęp do informacji publicznej urząd poinformuje o naliczeniu opłaty 13-ego dnia od złożenia wniosku. Jeżeli obywatel wyrazi zgodę na obciążenie go tą opłatą – urząd będzie miał kolejne 14 dni na odpowiedź w ramach złożonego wcześniej wniosku o dostęp do informacji publicznej. Z przewidywanych 14 dni na odpowiedź urzędu, realnie może zrobić się prawie miesiąc.
W kwestii naliczania opłat za dostęp do informacji publicznej, nasze urzędy potrafią być nadzwyczaj innowacyjne. Do ponoszonych kosztów potrafią zaliczyć koszty energii elektrycznej, czas pracy urzędników, czy amortyzację sprzętu kopiującego (np. skanera).
Druga sprawa.
Urząd będzie mógł łatwiej odmówić dostępu do informacji publicznej. W projekcie nowej ustawy zawarto specyficzną przesłankę. Polega ona na tym, że urząd może odmówić nam dostępu do informacji publicznej, w przypadku, gdy uzna, że wnioski składane są uporczywie. Interpretując nowe zapisy projektu ustawy o jawności życia publicznego, można dojść do konkluzji, że obywatel może napotkać istotne trudności, w przypadku, gdy zacznie dopytywać się urzędu o jedną, konkretną sprawę.
Przykładowo. Obywatel przypadkowo pozyskał informacje, że szwagier wójta podpisał jakąś umowę z urzędem tejże gminy.
Wysyła pytanie: Czy szwagier wójta podpisał w tym roku umowę z urzędem?
Po 14 dniach otrzymuje odpowiedź: TAK.
Pojawia się kolejne pytanie, w następnym wniosku: Poproszę o skan umowy.
Hipotetyczna odpowiedź instytucji: Odmawiamy dostępu do informacji publicznej, gdyż w uznaniu urzędu, składane są uporczywe wnioski o dostęp do informacji publicznej.
Takie mogą być realia nowej ustawy o jawności życia publicznego. Często w przestrzeni publicznej pojawiają się komentarze, że urzędnicy są odciągani od swojej pracy przez nachalnych ludzi, którzy składają różnorakie wnioski o dostęp do informacji publicznej. Niestety, tutaj chciałbym powiedzieć, że taka jest niestety specyfika pracy urzędnika państwowego. Jeżeli ktoś pracuje w sektorze publicznym, to musi dodać do swoich obowiązków odpowiadanie na pytania ze strony obywateli i nie może być to traktowane jako „praca dodatkowa”.
Potrzebujemy bohatera
Samą kontrowersją jest już sam proces konsultacji tworzonego prawa. Może znowu rządzący w swojej omnipotencji stwierdzili, że nowy projekt ustawy jest kompletny i dali nam czas na konsultację do 3 listopada 2017? Nie wiem.
Ale wiem jedno. Potrzebujemy teraz bohatera, który najlepiej zna się na aspektach dostępu do informacji publicznej. Potrzebujemy kogoś, kto ma w małym palcu ustawę o dostępie do informacji publicznej, posiada wieloletnie doświadczenie, wiedzę i autorytet, a swój punkt widzenia i zagrożenia wynikające z projektu ustawy o jawności życia publicznego wyłoży do 3 listopada 2017 roku.
Gdzie jesteś Piotrze VaGla Waglowski?