Gdzieś w województwie kujawsko-pomorskim znowu coś spadło. Tym razem rozesłano Polakom alerty RCB o „obiekcie przypominającym balon”, którego absolutnie nie wolno podnosić. To już kolejny przypadek, gdy polska obrona przeciwlotnicza i przeciwrakietowa zaspały. Może gdyby Rosjanie przemalowali swoje prowokacje na tęczowo, to rządzący byliby bardziej skorzy do wydania rozkazu zestrzelenia?
Obrona przeciwlotnicza i przeciwrakietowa Polski okazały się dziurawe
Jednym z najważniejszych zadań państwa jest chronienie obywateli przed innymi państwami, które mogą mieć różnego rodzaju nieprzyjazne zamiary. Tak się składa, że Polska ma dwóch sąsiadów, których spokojnie możemy określić mianem wrogich. Mowa oczywiście o Rosji i jej białoruskiej satrapii. Pierwsze państwo najechało na Ukrainę, regularnie straszy bronią jądrową i twierdzi, że toczy wojnę z NATO, którego członkiem jest między innymi Polska. Białoruś z kolei odpowiada za próbę wywołania w naszym kraju kryzysu migracyjnego.
Nic dziwnego, że od obydwu państw Polska stara się odgrodzić wysokim murem. Problem w tym, że nad granicznymi zaporami coś jednak zawsze może przelecieć. Raptem kilka dni temu okazało się, że polskie służby zignorowały rosyjski pocisk CH-55, który przeleciał sobie w najlepsze przez pół kraju i wylądował gdzieś pod Bydgoszczą. Mógł sobie leżeć w lesie nawet od grudnia zeszłego roku. Sprawa jest o tyle poważna, że CH-55 teoretycznie może przenosić także głowice jądrowe.
Jakby tego było mało, teraz rządzący rozsyłają mieszkańcom trzech województw alerty RCB o kolejnym tajemniczym „obiekcie przypominającym balon”. Tym razem nieproszony gość miał do nas przylecieć z terytorium Białorusi. Naszym służbom zniknął z oczu gdzieś w okolicach Rypina, znowu w kujawsko-pomorskim. Teraz domniemanego balonu szpiegowskiego szukają Wojska Obrony Terytorialnej. Na wszelki wypadek służby ostrzegają, by obiektu nie podnosić. Prawdopodobnie jest więc dość niewielkich rozmiarów.
To być może wyjaśnia, dlaczego w tym przypadku nasza obrona przeciwlotnicza go nie zestrzeliła. Czemu jednak rosyjskiej rakiecie pozwolono lecieć dalej? Nie ma tutaj przecież nic skomplikowanego. Jeżeli w naszą przestrzeń powietrzną penetruje jakiś obiekt z Rosji lub Białorusi, to powinien on zostać strącony. Oczywiście najpierw wypadałoby się upewnić, że Rosjanie nie prowokują nas samolotem pasażerskim. Cała sztuka tkwi w tym, by szczątki obiektu nie spadły nikomu na głowę, ani nie zniszczyły nic ważnego. Dlaczego więc to już kolejny przypadek, gdy obrona przeciwlotnicza i przeciwrakietowa śpią?
Najwyraźniej władze wolą zajmować się sobą i swoimi zmyślonymi problemami niż bezpieczeństwem państwa
Być może Rosjanie nie starają się nas sprowokować dostatecznie mocno. Pocisk manewrujący zdolny do przenoszenia głowic jądrowych wystarczyłby na każde normalne państwo, ale Polska jest pod tym względem wyjątkowa. Siepacze Putina powinni się bardziej postarać i uwzględnić w swoich planach naszą specyficzną wrażliwość. Jak uczy historia, instynkt samozachowawczy nigdy nie był mocną stroną osób sprawujących władzę nad Wisłą, przynajmniej od czasów Bolesława Śmiałego. Tu trzeba czegoś więcej, by podejść naszych decydentów.
Doświadczenie uczy, że nic tak nie skłania polskiej władzy do działania, jak sprawy światopoglądowe. Gdyby rosyjska rakieta była pomalowana w barwy tęczy, to można by się założyć, że obrona przeciwlotnicza rozprawiłaby się z nią natychmiast po przekroczeniu granicy. Bydgoszcz i wszystkie miasta po drodze można poświęcić, ale nie zgorszenia wywołanego demoralizacją spowodowaną przez złowrogi symbol tęczy na polskim niebie. Co prawda do tej naturalnej jeszcze nie strzelamy, ale niewiele do tego brakuje.
Nie tak dawno w modzie była walka z robakami, więc ucharakteryzowanie pocisku na larwę mącznika mogłoby pomóc wymusić odpowiednią reakcję. Jeżeli to nie pomoże, to Rosjanie zawsze mają w odwodzie kolejnego zwierzęcego wroga numer jeden w postaci dzika. Tutaj istnieje też szansa, że nawet jeśli zawiedzie obrona przeciwlotnicza, to obiekt zestrzelą czarne owce spośród myśliwych. Mowa o tych osobach, które z jakiegoś powodu dosłownie wszystko są w stanie pomylić właśnie z dzikiem.
W ostateczności Rosjanie zawsze mogą wystrzelić następną rakietę z okrętu podwodnego przyczajonego w zachodniej części Bałtyku. Gdy wrogie państwo próbuje nas sprowokować, to nasza władza bagatelizuje sprawę. Jeżeli jednak nasz sojusznik i zarazem najważniejszy partner handlowy zrobi coś, co choć trochę nie podoba się rządzącym, to histeria w mediach rządowych może trwać tygodniami. Rakieta z zachodu również zostałaby strącona błyskawicznie.
Polacy zasługują na coś więcej niż szukanie kozła ofiarnego, mataczenie i rozkładanie rąk przez decydentów
Ktoś mógłby powiedzieć, że powyższe to kpiny niezbyt wysokich lotów. Miały dużo racji. Tak naprawdę sprawa jest śmiertelnie wręcz poważna. Przez latające wojenne śmieci w Polsce już zginęły dwie osoby. Mowa o zbłąkanej ukraińskiej rakiecie, która uderzyła we wsi Przewodów w województwie lubelskim. Wówczas udało się ustalić, co się tak naprawdę stało, ale nie zapobieżono tragedii.
Teraz rządzący plączą się w zeznaniach. Minister Mariusz Błaszczak zrzuca odpowiedzialność na wojskowych i zapewnia, że o sprawie dowiedział się cztery miesiące po fakcie. Nawet jeśli to prawda, to i tak cała sytuacja zakrawa na kompromitację. Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego generał Rajmund Andrzejczak twierdził zresztą, że o sprawie poinformował przełożonych. Szef Sztabu Generalnego podlega bezpośrednio ministrowi obrony. Ktoś tu więc mija się z prawdą.
Polska obrona przeciwlotnicza i przeciwrakietowa mogą rzeczywiście nie być w stanie zestrzelić każdego obiektu, który stanowi potencjalne zagrożenie. Nie oznacza to jednak, że nasze władze powinny się zachowywać, jakby nic takiego się nie stało. Zwłaszcza że Rosja i Białoruś bardzo chętnie wykorzystają zamieszanie przeciwko nam. Co więcej, to właśnie w takich sytuacjach obywatele powinni otrzymywać możliwie kompletne informacje o okolicznościach każdego incydentu.
Rządzącym właściwie można by współczuć. Zmarnowali znakomitą okazję do zbicia politycznego kapitału. Gdybyśmy rzeczywiście strącono jakiś dostatecznie rosyjski obiekt, który wtargnął w naszą przestrzeń powietrzną, to mogliby się chwalić skutecznością, troską o bezpieczeństwo Polaków i sprawczością. Teraz nie pozostaje im nic innego jak poszukanie sobie kolejnego tematu zastępczego. Ciekawe, na co padnie tym razem?