Jeżeli ktoś myślał, że pokolenie dzisiejszych trzydziestolatków dopiero będzie miało na starość przegwizdane przez dzisiejsze grzebanie w systemie emerytalnym, to jest w błędzie. Przegwizdane mają już teraz, bo nawet bez żadnych rewolucyjnych zmian czekają ich głodowe emerytury. Zdaniem ZUS Polacy mający dziś 30-39 lat mogą liczyć na świadczenie na poziomie 18,7 proc. ostatniego wynagrodzenia.
Polacy nie chcą za bardzo oszczędzać na emeryturę poza ZUS, więc będą przymierać głodem na starość
Wraz ze zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi coraz więcej przedwyborczych obiecanek kręci się koło wieku emerytalnego. Wyborcza.biz sugerowała niedawno, że rządzący chcą jego ponownego obniżenia. Wiele wskazuje jednak na to, że zdecydują się na obniżkę de facto w postaci emerytur stażowych. Zdążył je zapowiedzieć już Jarosław Kaczyński. Konsekwencje krótszej pracy Polaków są łatwe do przewidzenia: niższe świadczenia. Do tego dochodzi problem kurczący się zasób młodych ludzi, którzy będą musieli pracować na coraz większą liczbę emerytów.
Jeżeli jednak ktoś myśli, że dzisiejsi trzydziestolatkowie będą mieli przegwizdane na starość przez dzisiejszy festiwal przedwyborczego przekupstwa, to muszę go zmartwić. Poważny problem mamy już teraz, na co na Twitterze zwrócił niedawno uwagę Janusz Piechociński.
ZUS prognozuje, że Polacy, którzy w 2023 roku mają od 30 do 39 lat, mogą w przyszłości liczyć na emerytury na poziomie 18,7 proc. ostatniego wynagrodzenia.
Czy to oznacza, że czekają nas głodowe emerytury? Jak najbardziej. Prawdę mówiąc, taki stan rzeczy nie powinien być zaskoczeniem dla nikogo, kto śledzi szacunki ZUS dotyczące odległej przyszłości. Już od jakiegoś czasu Polacy są oswajani ze świadomością, że sama emerytura z ZUS nie wystarczy. Już dzisiaj odsetek emerytów żyjący w ubóstwie wynoszący około 13,5 proc. powinien dać nam do myślenia. Nie bez powodu politycy starają się łagodzić sytuację poprzez rzucanie w seniorów pieniędzmi. Mowa tutaj o dodatkowych świadczeniach w rodzaju trzynastej i czternastej emerytury.
Z punktu widzenia ZUS o wiele ważniejsze jest przekonanie dzisiejszych ubezpieczonych do oszczędzania na starość także w innych formach. Tymczasem Polacy wciąż masowo rezygnują z Pracowniczych Planów Kapitałowych. Nie są także jakimiś wielkimi entuzjastami oszczędzania w trzecim filarze poprzez IKE i IKZE. Trzeba przyznać, że nie jest to najrozsądniejsza postawa.
Głodowe emerytury dzisiejszych trzydziestolatków to wina nie tylko ich samych, ale także państwa, systemu i polityków
Pytanie jednak czyja to wina, że dzisiejszych trzydziestolatków czekają głodowe emerytury? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to wina samych ubezpieczonych. Jak już wspomniano, alternatywne sposoby oszczędzania nie cieszą się specjalnym zainteresowaniem. Czyż nie wytykamy palcami artystów, że mogli odprowadzać składki, zamiast narzekać na homeopatycznych rozmiarów emerytury?
Problem w tym, że mówimy o osobach, które jak najbardziej te składki cały czas odprowadzają. Czy raczej: powinny odprowadzać, bo trzeba pamiętać o specyfice tej grupy wiekowej. Osoby w wieku 30-39 lat wchodziły na rynek pracy wyglądający nieco inaczej niż dzisiaj. Wówczas nieozusowane umowy cywilnoprawne były często stosowane przez pracodawców jako sposób na przerzucanie kosztów pracy na samego pracownika. Trochę jak dzisiaj wypychanie ich na samozatrudnienie, z tym że bez odprowadzania jakichkolwiek składek na przyszłe pracownicze emerytury.
Nie sposób także nie zauważyć, że system emerytalny w Polsce od reformy z 1999 r. był po prostu zepsuty. Obniżenie wysokości świadczeń było przecież jednym z jej zakładanych celów. Pseudokapitałowy charakter obecnego systemu zakłada, że dzisiejsi ubezpieczeni odprowadzają składki na wypłaty dla dzisiejszych emerytów. Na ich emerytury składać się będą osoby, które dopiero się urodziły.
Istnieje niby gwarantowana minimalna wysokość świadczenia, ale najpierw trzeba wypracować sobie odpowiedni staż pracy. Jakby tego było mało, nasze państwo wszelkimi sposobami stara się utrzymać emerytalną dyskryminację mężczyzn. Dotyczy to zarówno wieku emerytalnego, jak i właśnie kwestii minimalnego stażu pracy.
Kolejnym winowajcą są politycy. Poprzednia ekipa rządząca trwale podkopała zaufanie do oszczędzania na emeryturę poza ZUS. Obecna zaś niby znalazła całkiem niezłe rozwiązania w postaci chociażby PKK. Głównie jednak skupia się na niwelowaniu obecnych niedomagań systemu. Mowa tutaj o wspomnianych już trzynastkach i czternastkach dla emerytów.
Głodowe emerytury w przyszłości to problem zbyt złożony, by winę zrzucić na nieodpowiedzialność obecnych pokoleń. Bez naprawy całego systemu emerytalnego problem będzie się tylko nawarstwiać i pogłębiać.