Ja mam bardzo dobrą relację z aplikacjami w moim telefonie, dlatego niezmiennie zastanawiam się dlaczego zawsze, gdy coś jest nie tak, to jest tam akurat Glovo.
Mam też niepokojącą obawę, że Glovo zaczyna mi powoli wysyłać podprogowe sugestie, gdzie mogę sobie wsadzić swoje obiekcje…
Trudna relacja z Glovo
Ale zacznijmy od początku. Glovo to hiszpańska firma, która zajmuje się dostarczaniem do naszych domów towarów pierwszej potrzeby. Choć Glovo lubi sobie doliczyć do rachunku pieniądze za na przykład deszcz, który nie pada i chyba jeszcze nigdy w historii nie przywieźli mi dokładnie takiego zamówienia ze sklepu, jakie składałem (kiepsko to wygląda na tle szeroko pojętej konkurencji, która z reguły radzi sobie tutaj nieskazitelnie), to jest to mimo wszystko ważna dla polskiego rynku qcommerce usługa.
Ratowała nam życie w trudnych latach 2020-2021, ułatwia robienie zakupów czy dotarcie do niektórych restauracji, które nie chcą samodzielnie świadczyć usługi dostawy przez internet. Działa też w mniejszych miastach, pomagając zrobić zakupy na przykład babci. No i daje chociażby dorywczą, a czasem całkiem sensowną pracę wielu młodym osobom z Polski czy imigrantom. No, ale też wkurza, po prostu wkurza mnie ta aplikacja, bo zawsze musi mi się tam przydarzyć coś nie tak. A mimo to nadal jej jednak nie odinstalowałem… Czy stoi za tym…
Intymna relacja z Glovo?
Z pewnym rozbawieniem odkryłem ostatnio, że na głównym pulpicie Glovo, obok restauracji, Biedronki czy aptek, od jakiegoś czasu witają mnie sklepy z artykułami erotycznymi. Wprawdzie piramida Maslowa jakby potwierdza moją tezę o tym, że Glovo faktycznie jest dostawcą towarów pierwszej potrzeby, ale mimo wszystko… w jakże nieoczywisty sposób.
Oferta artykułów dla dorosłych jest bardzo bogata i momentami wykracza nawet poza skromne kwoty jakie zwykliśmy zostawiać w tego typu aplikacjach. Niektóre z akcesoriów są… zdradzę tylko, że kiedy z dorosłymi już przecież kolegami żartowaliśmy sobie z poszerzonej oferty Glovo, to sam fakt istnienia w obrocie niektórych artykułów „pierwszej potrzeby” nas nieco zdumiał. Oczywiście to wszystko kwestia indywidualnych preferencji, bardziej od samej oferty sklepu z intymnymi towarami zaskoczyła mnie jednak tak otwarta i agresywna ekspozycja w aplikacji zakupowej. Jeszcze dwa dni temu sex shop wyskakiwał na nas od razu po uruchomieniu aplikacji, ale chyba były jakieś skargi, bo ktoś postanowił ukryć go w menu „sklepy i kwiaty”. Tyle tylko, że to za mało.
To, że na dzień dobry obok apteki i Biedronki uśmiecha się do mnie wielka ikonka sex shopu, jeszcze bym zrozumiał. Mamy XXI wiek, staramy się leczyć Polskę z przesadnego konserwatyzmu, a gorący hiszpański temperament może jeszcze nie czuć tych lokalnych niuansów. Ale to szczucie wibratorami to już jednak pewna przesada.
Wibrujący obiad dla całej rodziny
Żeby była jasność: całą operację z mojego prywatnego iPhone’a powtórzyłem też na „świeżym” (prosto z pudełka) telefonie Infinix Zero Ultra, który aktualnie testuję i który nie zna mojej historii przeglądania. Przypisany jest do nowoutworzonego konta Google i jednocześnie chwilę potem utworzyłem na nim zupełnie świeże konto Glovo. Wyniki były jednak identyczne, więc to nie jest tak, że Glovo „pamięta” z czego chichraliśmy się z kolegami za śmietnikiem.
Kiedy w wyszukiwarkę wpisuję „Subway”, ta raczy mnie bogatą ofertą zabawek z sex shopu. Ja chcę zjeść kanapkę, a dostaję w wynikach wyszukiwania wszystkie smaki tego świata. Potwornie mnie to nie oburza, nie uważam, że sprawą powinno się zajmować Ordo Iuris i toruńska inkwizycja, jest to jednak mimo wszystko dość absurdalny widok i lekko apelowałbym o przemyślenie tej decyzji. Zauważyłem też przy zakładaniu kolejnego konta, że Glovo w żaden sposób nie weryfikuje wieku użytkownika. To by w praktyce oznaczało, że „maska psa z suwakiem na usta” (-15%) będzie jednym z pierwszych towarów, z którymi zapozna się na przykład trzynastolatek próbujący zamówić obiad dla siebie i młodszego brata. Maska psa, wibrator lub – gwoli uczciwości -indyjska Mandala, jeżeli komuś nie dość pikanterii.
Na obronę Glovo zaznaczę, że z jakiegoś powodu to właśnie hasło „Subway” wywołuje takie skojarzenia w algorytmach aplikacji. Pizza, burgery, KFC i kilka innych wariacji – już nie. Za to już „hot dog” ponownie raczy nas obrazkiem z różowym wibratorem i ofertą na uchwyt do łączenia 4 opasek w jedną całośc Fifty Shades of Grey Bound to You Hog Tie (182,00 zł). No ewidentnie AI w Glovo już działa i programował ją jakiś podpity wujek wyciągnięty z polskiego wesela, tak jej się wszystko kojarzy.