O możliwości wprowadzenia emerytur stażowych przez rząd mówi się coraz głośniej już od jakiegoś czasu. Z nieoficjalnych ustaleń wynika, że rządzący faktycznie mogą zaproponować emerytury stażowe – choć w okrojonej wersji. To z kolei oznaczałoby, że skorzystanie z nowych uprawnień mogłoby być dla części osób znacznie trudniejsze.
Emerytury stażowe w okrojonej formie. Rząd ma rozważać modyfikacje
Już na początku czerwca media informowały, że rząd ma rozważać wprowadzenie emerytur stażowych – i ogłosić ostateczną decyzję jeszcze przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi. Najbardziej prawdopodobne wydawało się wtedy wprowadzenie emerytur na zasadach proponowanych przez „Solidarność”. To oznaczałoby z kolei, że kobiety mogłyby przechodzić na wcześniejszą emeryturę już po 35 latach pracy, natomiast mężczyźni – po 40. Dla osób, które rozpoczęły pracę zaraz po ukończeniu szkoły średniej oznaczałoby to de facto znaczące obniżenie wieku emerytalnego.
Kolejne doniesienia, tym razem „Business Insidera”, wskazują na to, że rządzący faktycznie mogą wprowadzić emerytury stażowe – choć w nieco bardziej okrojonej formie. Prawo do emerytury miałoby być wprawdzie przyznawane na podstawie długości zatrudnienia, ale – z wyłączeniem okresów nieskładkowych. Co to oznacza w praktyce?
Za okresy nieskładkowe uznaje się czas, w którym nie odprowadzano składek na ubezpieczenia społeczne. Tym samym mowa m.in. o okresach pobierania zasiłków (chorobowego lub opiekuńczego), świadczenia rehabilitacyjnego, pobierania wynagrodzenia za czas niezdolności do pracy (wypłaconego na podstawie przepisów Kodeksu pracy), pobierania renty chorobowej (po ustaniu zatrudnienia w wymiarze czasu pracy nie niższym niż połowa obowiązującego w danym zawodzie lub po ustaniu obowiązku ubezpieczenia społecznego z innego tytułu) czy okresach urlopu wychowawczego albo bezpłatnego. Za okresy nieskładkowe uznaje się też naukę w szkole wyższej (mimo że zalicza się je do stażu pracy).
Emerytury stażowe wcale nie tak korzystne?
Okazuje się zatem, że jeśli rząd faktycznie wprowadziłby emerytury stażowe w tak okrojonej formie, to wiele osób mogłoby wprawdzie przejść wcześniej na emeryturę, ale nie tak wcześnie, jak wynikałoby to z propozycji „Solidarności”. Dotyczyłoby to zwłaszcza kobiet, które wychowały więcej niż jedno dziecko i decydowały się za każdym razem na maksymalny wymiar urlopu wychowawczego. Z emerytury stażowej raczej nie skorzystałoby również większość studentów. Zakładając, że młoda osoba zdecydowała się na studia zaraz po ukończeniu szkoły i ukończyła je planowo, zdobywając tytuł magistra, to w chwili odebrania dyplomu ma 23-24 lata. Tymczasem mężczyźni mogliby przejść na emeryturę po 40 latach pracy; zakładając więc, że absolwent od razu podjął zatrudnienie (i w międzyczasie nie przebywał zbyt często na L4 itd.) to prawo do przejścia na emeryturę zyskałby w wieku 63-64 lat. Czyli niewiele wcześniej niż obecnie.
Oczywiście może się równie dobrze okazać, że rząd (o ile faktycznie zdecyduje się na wprowadzenie emerytur stażowych) zrezygnuje z wyłączenia okresów nieskładkowych przy wyliczaniu długości zatrudnienia. Wiele prawdopodobnie będzie zależeć od sytuacji partii rządzącej przed wyborami parlamentarnymi.