Nie jestem przesadnym fanem Konfederacji. Owszem, mam liberalne poglądy na gospodarkę, więc często przypisuje mi się sympatię do tego ugrupowania, ale to przecież prymitywna i krzywdząca sieć skojarzeń.
Media od jakiegoś czasu intensywnie atakują Krzysztofa Bosaka i Sławomira Mentzena, czyli dwóch frontmenów Konfederacji. Mój zasadniczy problem z tym ruchem jest taki, że choć obaj panowie miewają dziwne i kontrowersyjne poglądy, to i tak są tam… najnormalniejsi. Głos na Bosaka i Mentzena po tym jak dopieką polskiemu rządowi w kwestii chaosu podatkowego czy w polityce międzynarodowej, to równoczesne wprowadzanie do Sejmu szurów, dziwolągów, talibów światopoglądowych, sympatyków lekkiej pedofilii, antynaukowców, rzeczników interesu Kremla itd.
Ja nie umiem przy tym powiedzieć czy masowa nagonka medialna na Konfederację wynika z troski o interes najświętszej Rzeczypospolitej, czy jest to jednak realizacja interesów Prawa i Sprawiedliwości lub Platformy Obywatelskiej. Nie wykluczam oczywiście zresztą, że czasem są to zjawiska połączone.
Istnieje 255 powodów, by krytykować Mentzena, ale Newsweek wybrał StarCrafta
Miesiąc miodowy Sławomira Mentzena w roli lidera polskiej radykalnej prawicy się skończył i choć przyniosło to znaczące ożywienie w sondażach – bo wodzem nie jest w końcu szurnięty dziadzia w muszce – to jednak polityka znowu gnębią podatki. Tym razem nie podatki od zarobków czy nawet majątku, a raczej od kapitału… politycznego, zbijanego na instrumentalnym wykorzystywaniu w polityce ksenofobii, homofobii czy antysemityzmu.
I moim zdaniem słuszne jest piętnowanie tych wypowiedzi, niezależnie od ich kontekstu. Dla Sławomira Mentzena, w co zresztą wierzę, jest to głównie cyniczna strategia polityczna – żerować na prymitywach, co przecież robią na swój indywidualny sposób politycy wszystkich partii. Ale to nie znaczy, że taka strategia – szczególnie gdy jest obrzydliwa – nie może być przedmiotem krytyki ze strony społeczeństwa lub mediów.
Pewien problem pojawia się wtedy, gdy media w swojej nagonce na Konfederację, stają się już zdesperowaną, zaangażowaną stroną, a nie obserwatorem i komentatorem. Nie bardzo wiem jak mam na przykład traktować najnowszy wywiad pani Renaty Grochal z Marcinem Kąckim z Gazety Wyborczej, który stwierdza w nim tak:
– Mentzen to niezwykle przeambicjonowany 36-latek z własnym majątkiem, który uwielbia stereotypowe postrzeganie męskości. Wychował się na grach komputerowych, w których trzeba najechać wszystkie inne światy i zlikwidować inne rasy. Taki atawizm widać zresztą u wszystkich konfederatów
Nagonka na gry komputerowe jak w 1999
Kiedy człowiek pierwotny zobaczył ogień, początkowo był nim przerażony, a potem go zrozumiał i wreszcie nauczył się wykorzystywać do własnych celów. Kiedy psychologowie i dziennikarze odkryli gry komputerowe, mieli podobny zgryz poznawczy, ale wydawało mi się, że przynajmniej od dobrej dekady – już definitywnie po tym jak Wiedźmin 3 rozsławił Polskę w świecie – każdy nad Wisłą rozumie, ze to tylko kolejna gałąź przemysłu. I owszem, może stać się źródłem tragedii – takim samym jak film kinowy, a nawet książka – kiedy trafi na już i tak niestabilny grunt. Wiecie ile osób kończyło ze sobą po wydaniu „Cierpień młodego Wertera”? Co do zasady jednak jest to tylko interaktywna forma rozrywki.
Tymczasem ostatnio przeżywamy jakiś renesans obwiniania gier o wszystko. Wprawdzie nie powiązano jeszcze gier z pandemią, wojną, inflacją i globalnym ociepleniem, ale na przykład gry komputerowe są już winne temu, że pijany kretyn od lat terroryzował mieszkańców Krakowa swoją piracką jazdą po mieście, aż w końcu zabił siebie i swoich kolegów. No i – jak się okazuje – gry komputerowe są też winne tego, że mamy Konfederację, a przynajmniej taką zależność dostrzega 47-letni Marcin Kącki.
Nie polecam lektury całego wywiadu, ponieważ jest równie głupi, a na pewno szkodliwy, co przytoczony fragment o grach. Silący się na jakieś diagnozy psychologiczne Kącki, generalnie po prostu Mentzena nie lubi, nie podoba mu się on wizualnie („Ma taki dziwny, neurotyczny szczękościsk, cedzi słowa”), mężczyźni chcą głosować na Konfederację bo są przegrywami, a rosnące poparcie kobiet wynika z tego, że w sumie też są przegrywami z rozbitych rodzin.
Boże uchowaj nas przed Konfederacją i takimi ekspertami jak pan Kącki
Użytkownik Twittera o pseudonimie „Rydzyk Fizyk” skonstruował niegdyś zawsze aktualne stwierdzenie, że „Polska polityka polega na wzajemnym rzucaniu sobie kół ratunkowych i strzałach we własne stopy.”
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że tego typu publikacje nie tylko nie zrażają elektoratu Konfederacji do głosowania na tę partię (może dają tylko ciche poczucie satysfakcji oraz pozornej cywilizacyjnej wyższości osobom, które już i tak były do niej zrażone), ale każdorazowo rozmiękczają przekaz, gdy naprawdę Konfederację krytykować warto: że oferta dla przedsiębiorców to tani populizm i się nie dodaje księgowo, że program polityki międzynarodowej jest zagrożeniem egzystencjalnym dla Polski itd.
Tekst Newsweeka z dumą i zadowoleniem już promuje w swoich społecznościowych mediach sam Sławomir Mentzen. I oczywiście trudno mu się dziwić, bo w gry komputerowe grała lub gra większość osób poniżej 40 roku życia. Jeśli więc jest szansa, by spór ustawić na linii konfliktu „Mentzen vs jakiś odklejeniec od eksterminowania ras w StarCrafcie z Gazety Wyborczej”, to jest spora szansa, że młodzi ludzie jednak ponownie wybiorą Mentzena.