Sąd Najwyższy ma już za sobą pierwsze postanowienie w przedmiocie wyborów parlamentarnych, które odbędą się dopiero w październiku. Rozstrzygnięcie mogło być tylko jedno i sprowadziło się do pozostawieniu protestu bez dalszego biegu. Co ciekawe, wnoszący protest wyborczy oparł go na stwierdzeniu, że Andrzej Duda nie jest Prezydentem RP.
Czym jest protest wyborczy?
Protest wyborczy to swego rodzaju wniosek, który każdy obywatel umieszczony w spisie wyborców może wnieść do sądu domagając się stwierdzenia nieważności przeprowadzonego właśnie głosowania. W przypadku wyborów parlamentarnych, które czekają nas już za nieco ponad miesiąc opinię w sprawie protestów wyborczych wydaje Sąd Najwyższy. To właśnie do niego należy więc wnosić protesty.
Kodeks wyborczy wyszczególnia dwie przesłanki, które mogą stanowić podstawę złożonego protestu. Pierwszą z nich jest popełnienie przestępstwa przeciwko wyborom, których katalog wymieniony został w przepisach karnych. Chodzi tu o sytuacje naruszenia lub zakłócenia przebiegu wyborów, naruszenie swobody głosowania, łapownictwo wyborcze czy też naruszenie tajności głosowania. Drugą, znacznie częściej wykorzystywaną podstawą do protestu, jest naruszenie przepisów kodeksu dotyczących głosowania, ustalenia wyników głosowania lub wyników wyborów.
Istotną kwestię stanowi fakt, że w obu przypadkach naruszenia muszą mieć wpływ na wynik wyborów. Nie wystarczy zatem stwierdzenie złamania prawa, ale należy także ocenić jego realne skutki. Innymi słowy naruszenie musi być na tyle istotne, że gdyby go nie było rozkład sił w Sejmie, czy Senacie wyglądałby inaczej niż na podstawie ogłoszonych wyników. To właśnie z tego powodu większość protestów wyborczych nie zostaje zaopiniowanych pozytywnie. Gdy do tego dołożymy fakt, że protesty można składać dopiero po ogłoszeniu wyników wyborów, to zdaniem części środowiska prawniczego obecna kontrola przebiegu głosowania jest de facto iluzoryczna.
SN: Protest przed wyborami nie może być rozpatrzony
Jak wygrać październikowe wybory? To pytanie zadają sobie obecnie wszyscy politycy w naszym kraju. Tymczasem zdaniem jednego z obywateli w ogóle nie powinny się one odbyć. Taki wniosek płynie przynajmniej z pierwszego protestu wyborczego złożonego do Sądu Najwyższego w 2023 roku. Najbardziej intrygujące są podstawy, które zdaniem wnoszącego uzasadniały zajęcie się sprawą przez SN. Otóż zdaniem wyborcy został on pozbawiony wyrażenia własnej opinii w sprawie ważności wyborów do Sejmu i Senatu. Ponadto w jego ocenie Andrzej Duda nie jest prezydentem w rozumieniu rozdziału V Konstytucji RP.
Niestety Sąd Najwyższy w wydanym komunikacie nie zdradził więcej szczegółów co do uzasadnienia protestu. Można się jednak spodziewać, że twierdzenia w nim zawarte oparto głównie na zastrzeżeniach przeciwników Andrzeja Dudy co do decyzji podejmowanych przez niego w czasie pełnienia urzędu. Pomijając jednak tę kwestię, Sąd Najwyższy nie mógł podjąć innej decyzji niż pozostawienie protestu bez dalszego biegu. Został on bowiem złożony przed rozpoczęciem biegu terminu, a więc ogłoszeniem wyniku wyborów. Jak już wcześniej wspominaliśmy obecne przepisy nie przewidują możliwości kwestionowania nawet sposobu ogłoszenia wyborów przed ogłoszeniem rozstrzygnięć umieszczonym przez Państwową Komisję Wyborczą w Dzienniku Ustaw.
Najistotniejszą kwestią rozstrzygniętą przez Sąd Najwyższy w wydanym postanowieniu jest jednak konieczność przedstawienia przez protestującego numeru PESEL. Choć zgodnie z przepisami wymóg ten istnieje od dawna, to w praktyce SN nie za bardzo się nim przejmował. Efekt był taki, że część wnoszących protesty podszywało się pod znane osoby publiczne. Problemem następczym były też kwestie związane z doręczeniami korespondencji. Biorąc pod uwagę obecne stanowisko składu orzekającego wydaje się, że w tym roku weryfikacja protestujących będzie traktowana zdecydowanie bardziej poważnie. Warto mieć to na uwadze w przypadku zamiaru kwestionowania wyborczych rozstrzygnięć.