Patryk Wachowiec to jeden ze znanych ekspertów dotyczących prawnych aspektów polskiej polityki i procesu legislacyjnego. Zwraca uwagę, że gdy samozadowoleni z siebie politycy opozycji rechoczą z tego, jak to gwiazdy PiS uciekają przed nimi na prowincję, lokomotywa PiS tak naprawdę po prostu na spokojnie policzyła głosy.
Donald Tusk stanął na głowie, by wciągnąć na listy wyborcze na przykład Romana Giertycha. Nikt tego tak do końca nie rozumie, ponieważ wedle wielu internetowych deklaracji, wyborcy generalnie nie mają przesadnej ochoty głosować na Romana Giertycha, mając w pamięci przebieg jego politycznej kariery. Dla zachowania twarzy w tej zdecydowanie uwłaczającej liderowi Platformy Obywatelskiej sytuacji, wymyślono, że chodzi o bezpośredni pojedynek z Jarosławem Kaczyński, którzy rzekomo uciekł z Warszawy do Kielc, by przy wielkomiejskim, oświeconym elektoracie nie wypaść mizernie na tle liderów Koalicji Obywatelskiej.
Uciekł, nie uciekł, Kaczyński znowu przed Tuskiem
Polska byłaby naprawdę lepszym miejscem, gdyby Jarosław Kaczyński w codziennej polityce administracyjnej czy międzynarodowej wykorzystał choć połowę swoich zdolności do siania fermentu i intryg politycznych.
Gdy politycy Platformy zadowoleni z siebie rechoczą o ucieczkach VIP-ów PiS na prowincję, ci w rzeczywistości policzyli głosy. „W dniu wyborów wyjedź z Warszawy. Głosując w stolicy po prostu marnujesz swój głos” – pisał kilka dni temu na łamach Bezprawnika Maciej Wąsowski i tak naprawdę jest to złotą myślą przewodnią tegorocznych wyborów parlamentarnych. PiS zrozumiał, że tak naprawdę wybory parlamentarne nie odbywają się w całym kraju.
PiS, konstruując listy, ogarnął arytmetykę wyborczą i zrozumiał, że 15 października mamy tak naprawdę 41 odrębnych wyborów do Sejmu.
– zauważa na łamach Twittera Patryk Wachowiec.
To trochę jak w meczu piłki nożnej. Gdy bronimy się przed spadkiem, nie ma sensu wystawiać najlepszych piłkarzy na Real Madryt. Lepiej żeby odpoczęli, bo kilka dni później gramy kluczowe mecze z bezpośrednimi rywalami o utrzymanie. Oczywiście nie jest dokładna analogia, ale jednak bardzo trafnie odzwierciedla wyśmiewane podejście PiS przy układaniu list wyborczych.
Wachowiec wskazuje, że takie podejście to może i poświęcenie mandatu w jednym miejscu. Ale co z tego? Jeśli brak na przykład Kaczyńskiego w Warszawie doprowadzi do straty jednego dodatkowego mandatu, to jego obecność w Kielcach może z kolei przyczynić się do zdobycia dwóch dodatkowych mandatów, a te liczone są już przecież w skali kraju. I na koniec to pojedyncze mandaty będą decydowały o tym, kto będzie rządzić Polską.
Łamiące podstawowe zasady demokracji utrudnienie głosowania osobom z zagranicy i wykorzystywanie zasobów państwa dla celów kampanii, niestety, dadzą dodatkowy boost, bo tu się liczy każdy mandat – aby będąc w opozycji trzeba było kupić jak najmniej posłów z innych ugrupowań. ⬇️
— Patryk Wachowiec (@Patryk_1234567) September 2, 2023
Oczywiście na końcu nierozwiązany zostaje dylemat dotyczący podejścia wyborców do tak zwanych spadochroniarzy. Pamiętam jak przez lata ostentacyjną niechęcią w moim rodzinnym Płocku cieszyła się Julia Pitera i wielu mieszkańców miasta wolało mimo wszystko głosować na bardziej rodzimych kandydatów. Nie sposób jednak odmówić Wachowcowi racji i tego, że Jarosław Kaczyński kończy ustawiać figury do szacha, gdy Donald Tusk wymyśla memy.