Jeżeli ktoś myśli, że korzyści z emerytur stażowych odniosą przede wszystkim osoby ciężko pracujące w trudnych warunkach, to jest w błędzie. Politycy, jak zwykle, troszczą się przede wszystkim o siebie i swoich podopiecznych. Emerytury stażowe opłacać się będą przede wszystkim dobrze zarabiającym pracownikom umysłowym: dyrektorom, kierownikom i członkom rad nadzorczych różnych państwowych spółek.
Specyfika polskiego systemu emerytalnego sprawia, że korzyści z emerytur stażowych obejmą nielicznych
Nie jest tajemnicą, że nie jestem zbytnim entuzjastą rządowych pomysłów, by de facto jeszcze bardziej obniżyć wiek emerytalny. Powodów jest całkiem sporo. Wskazałbym między innymi opłakaną sytuację demograficzną naszego kraju oraz specyfikę całego systemu emerytalnego. Polskę może i stać na emerytury stażowe, ale przyszłych emerytów już niekoniecznie.
Równocześnie nie ulega jednak wątpliwości, że są osoby, dla których każdy rok kontynuowania pracy zawodowej mniej jest na wagę złota. Mowa tutaj przede wszystkim o osobach naprawdę ciężko pracujących, często w trudnych albo szkodliwych warunkach. W grę wchodzi także większość pracowników fizycznych. Jeżeli takie osoby miałyby odnieść korzyści z emerytur stażowych, to może jednak warto spróbować? Problem w tym, że tak naprawdę to nie ta grupa pracowników skorzystałaby na postulowanych zmianach najbardziej.
Wspominałem wyżej o specyfice naszego systemu emerytalnego. Ściślej mówiąc, chodzi mi o jego pseudokapitałowy charakter. Wysokość świadczenia, które będziemy otrzymywać, zależy nie tylko od długości naszego stażu pracy, ale także od zgromadzonego na naszym koncie w ZUS kapitału oraz od średniego dalszego trwania naszego życia. W tym ostatnim przypadku chodzi o statystyczny wskaźnik, którego wartość regularnie ogłasza Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego.
To o tyle ważne, że przejście na emeryturę stażową tak szybko, jak to tylko możliwe, obniży nam wysokość świadczenia na dwa sposoby. Nie dość, że wypracujemy niższy kapitał, to jeszcze z punktu widzenia systemu na pewno pożyjemy zauważalnie dłużej. Tym samym niższa kwota zostanie nam podzielona na większą ilość miesięcy.
Powyższe oznacza, że opłaca się zarabiać dużo, na umowie o pracę i możliwie długo. Nie da się ukryć, że nie każdy przyszły emeryt dobrze wpisuje się w ten schemat. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że korzyści z emerytur stażowych raczej ominą typowego pracownika zarabiającego zauważalnie poniżej średniej krajowej. Są jednak tacy pracownicy, dla których postulowane rozwiązanie jest wręcz skrojone.
Większość Polaków zarabia za mało, by móc myśleć o kończeniu kariery zawodowej przed sześćdziesiątką
Zastanówmy się w tym momencie: kto może liczyć na stabilne zatrudnienie przez długie lata z całkiem wysoką pensją i nie musi się zbytnio przemęczać na swoim stanowisku? Odpowiedź nasuwa się sama. Mowa rzecz jasna o kadrze zarządzającej. Zawodowi dyrektorzy, kierownicy i członkowie rad nadzorczych z pewnością odniosą wymierne korzyści z emerytur stażowych. Oczywiście o ile będzie im się chciało rezygnować kariery zawodowej. Wydaje się także, że wieloletnie kierownictwo związków zawodowych będzie się zaliczało do grona beneficjentów zmian. Podobnie zresztą jak zawodowi politycy.
Teoretycznie grupę tą można rozciągnąć także na wszelkiej maści pracowników umysłowych. Tutaj jednak kluczowe wydają się ich zarobki. Jeżeli są zbyt małe, to możliwie szybkie przejście na emeryturę oznacza otrzymywanie głodowych świadczeń. To znaczy: jeszcze bardziej głodowych, niż te, które dzisiaj przewidują im eksperci.
Warto także wspomnieć, że pokolenie dzisiejszych trzydziesto- i czterdziestolatków również może mieć problem z emeryturami stażowymi. W końcu ich kariery zawodowe przypadają na czasy, w których całkiem popularną praktyką było wypychanie pracowników na umowy cywilnoprawne stosowane jako „taki korzystniejszy dla pracodawcy etat”. Tak przepracowanych lat nie wliczymy do stażu pracy.
Można się spodziewać, że państwo będzie kontynuowało dopłacanie emerytom do świadczeń. Emerytury stażowe oznaczają większą liczbę świadczeniobiorców, a więc konieczność wypłaty większej ilości trzynastek i czternastek. To z kolei oznacza wyższe koszty, które też trzeba czymś pokryć.
Czy można to rozwiązać lepiej? Zamiast wspierać najlepiej zarabiających, lepiej byłoby skupić się wyłącznie na tych grupach pracowników, którzy są szczególnie wyeksploatowanych pracą. Dobrym punktem wyjścia są tutaj emerytury pomostowe. Te przysługują w końcu pracownikom, którzy wykonują prace w szczególnych warunkach.