Nowa kadencja Sejmu to świetny moment na prezent dla tych Polaków, którzy jeszcze mają jakieś oszczędności. Byłaby nim oczywiście likwidacja znienawidzonego podatku Belki, przynajmniej w jego dotychczasowym kształcie. Jest na to szansa, bo dokładnie to Koalicja Obywatelska obiecywała nam przed wyborami. Całkowite wyeliminowanie tej daniny raczej nie wchodzi w grę. Nie byłoby też najlepszym możliwym rozwiązaniem.
Podatek Belki nie byłby taki zły, gdyby zawierał w swojej konstrukcji kwotę wolną
Podatek od zysków kapitałowych, znany głównie jako „podatek Belki”, należy do tych danin na rzecz państwa, które raczej nie cieszą się w Polsce szerszym uznaniem. Przedmiotem opodatkowania są tutaj zyski z odsetek na różnego rodzaju rachunkach bankowych oraz z inwestycji, na przykład w papiery wartościowe. Jego stawka wynosi obecnie 19 proc.
Podatek Belki sam w sobie nie jest wcale takim złym pomysłem. Nie mamy w końcu do czynienia z reliktem zaboru pruskiego w postaci opłaty od posiadania psa. Państwo nie próbuje wyciągnąć pieniądze z życiowych tragedii jak w przypadku opodatkowania spadków. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że z punktu widzenia zawodowych inwestorów osiągających bardzo duże zyski kapitałowe, istniejący podatek jest całkiem korzystny. W końcu, gdyby nie istniał, to te same dochody byłyby opodatkowane podatkiem PIT, w którym istnieje drugi próg 32 proc. oraz danina solidarnościowa.
Cały problem z tą daniną jest więc taki, że uderza przede wszystkim w zwykłych obywateli, tzw. drobnych ciułaczy. Mowa o osobach, które dysponują jakimiś oszczędnościami, które chcieliby pomnożyć, ale nie stać ich na inwestycje w nieruchomości. Mają więc pieniądze na rachunkach bankowych albo lokatach oszczędnościowych, kupują obligacje skarbu państwa, ewentualnie nieco grają na giełdzie. Tutaj Fiskus nie ma litości: podatek należy się nawet od najlichszych zysków.
Dlatego właśnie kryzys inflacyjny był momentem, w którym likwidacja podatku Belki stała się całkiem nośnym hasłem. Postulowaliśmy ją nawet kilka razy na łamach Bezprawnika. Teraz zbliża się nowa kadencja Sejmu z nowym rządem, który najprawdopodobniej uformuje dotychczasowa opozycja. Czy to jest ten moment, w którym coś się zmieni w kwestii opodatkowania zysków z kapitału? To całkiem prawdopodobne.
Całkowita likwidacja podatku Belki opłaca się inwestorom mniej niż realizacja propozycji Koalicji Obywatelskiej
Koalicja Obywatelska przed wyborami złożyła Polakom w tej sprawie obietnicę, której realizacja zapewne ucieszyłaby wszystkie zainteresowane strony. Mowa o propozycji numer 37 spośród „100 konkretów na pierwsze 100 dni rządów”.
Zaproponujemy zniesienie podatku od zysków kapitałowych (podatek Belki) dla oszczędności i inwestycji w tym także na GPW (do 100 tys. zł, powyżej 1 roku).
Byłaby to faktyczna likwidacja podatku Belki w dotychczas obowiązującej postaci. Realizacja pomysłu Koalicji Obywatelskiej oznaczałaby usunięcie właśnie wskazanego wyżej najważniejszego błędu w konstrukcji daniny. Oznaczałaby w końcu de facto wprowadzenie kwoty wolnej od podatku.
Szansa na właśnie takie posunięcie nowego rządu jest o tyle wysoka, że likwidacja podatku Belki była postulowana także przez Polskie Stronnictwo Ludowe oraz Polskę 2050. Na drodze do jego całkowitego wyeliminowania stoi jednak Lewica. Trudno jednak wyobrazić sobie jakiś racjonalny sprzeciw w sytuacji, w którym zmiana dotyczyłaby wyłącznie tych mniej zamożnych inwestorów. Warto także wspomnieć, że Lewica stanowi najsłabszą z frakcji tworzących przyszłą koalicję rządzącą. Co więcej, likwidacja podatku Belki znalazła się także w postulatach Konfederacji.
Najbardziej zagorzałym zwolennikiem choćby wprowadzenia kwoty wolnej w podatku od zysków kapitałowych było Prawo i Sprawiedliwość. Szanse na stworzenie przez Mateusza Morawieckiego rządu wydają się dziś iluzoryczne. Nie wiadomo także, jak PiS zachowa się będąc w opozycji. W końcu upieranie się przy niepopularnym rozwiązaniu nie przyniosłoby już żadnych politycznych korzyści partii Jarosława Kaczyńskiego.