Debata o aborcji na nowym, podobno konserwatywnym kanale Krzysztofa Stanowskiego, przyniesie zapewne zaplanowany efekt. Po jej wysłuchaniu Polki same poproszą o zaostrzenie przepisów aborcyjnych.
Tak jak skonstruowałem kiedyś definicję pułapki korwinizmu, która skutecznie oddala nas od realizowania postulatów liberalizmu gospodarczego, tak na całe szczęście polska lewica tkwi po prostu w pułapce… polskiej lewicy. I raz za razem wybrzmiewa to w różnych skeczach, jak na przykład ostatnio, gdy Magdalena Biejat i Miasto Jest Nasze stanowczo sprzeciwiały się budowaniu przez państwo polskie nowych mieszkań w Warszawie, bo jednej z aktywistek MJN byłoby głośno za oknem.
Dzisiejsza debata o aborcji też raczej jej zwolennikom nie pomogła
Nie słuchałem tej debaty z wielkim zaciekawieniem, ponieważ już same jej założenia niezbyt mi się podobały. Zdziwiło mnie na przykład to, że udziału w programie nie wziął ani jeden mężczyzna. Najwyraźniej organizatorzy wyszli z założenia, że mężczyznę sprowadzamy do roli dawcy nasienia, a o jego „prawach” przypominamy sobie ponownie dopiero w chwili, gdy trzeba będzie płacić alimenty – o ile oczywiście matka nie zdecyduje się dziecka wyskrobać. Do tego czasu ojciec zawieszony jest w swoistym limbo. A ja uważam, że to nieuczciwe i znów dyskryminujące mężczyzn postawienie sprawy.
Niezależnie czy jesteśmy zwolennikami swobodnej aborcji, jej przeciwnikami lub szukamy jakiegoś kompromisowego rozwiązania, w świetle tej debaty wszystko to jest tak naprawdę pozbawione większego znaczenia, bo jedyne z czego zostanie ona zapamiętana, to strumień świadomości niejakiej doktor Anny Orawiec, która w pewnym momencie odpaliła się porównując dzieci do pasożytów. Był taki odcinek serialu, w którym doktor House radośnie zakomunikował kobiecie w błogosławionym stanie, że ma nowotwór (a tym nowotworem miało być oczywiście dziecko w jej macicy). Doceniam inspirację, ale tym razem nie weszło zbyt dobrze.
Internauci są oburzeni. Mam wręcz wrażenie, że nie trzeba być przesadnie konserwatywnym w swoich poglądach, by porównywanie dzieci/płodów ludzkich do pasożytów zostało przyjęte z co najmniej brakiem entuzjazmu. Jeden z internautów napisał nawet, że po „obejrzeniu tej debaty postanowił zmienić pogląd na wszystkie sprawy, w których się z Żukowską i Orawiec zgadzał”, ale takich głosów są aktualnie na Twitterze czy YouTubie setki, żeby nie powiedzieć: tysiące.
Nie znajduję słów w języku ludzi kulturalnych by skomentować te obrzydliwe słowa.
Dobrze przynajmniej, że widzowie tej debaty na Kanale Zero nie byli tak kulturalni.
Jeśli rozwijające się dziecko w łonie matki jest pasożytem, to Lewica to pasożyty moralne w społeczeństwie.
Tfu pic.twitter.com/hqBSBxGRxw
— Max Hübner (@HubnerrMax) March 18, 2024
Czy ginekolog powinien porównywać płód do pasożytów?
Mam wrażenie, że pani doktor, która ma specjalizację w ginekologii, ta wypowiedź nie przysporzy sympatii również u ewentualnych pacjentów. Nie tylko dlatego, że w sensie czysto moralnym jest obrzydliwa.
Internauci zwracają też uwagę, że jest ona przede wszystkim błędna. Wskazywane są między innymi warunki niezbędne, by można było mówić o pasożytnictwie, a jednym z nich jest… różnica pomiędzy gatunkami pasożyta i jego ofiary. Wydaje mi się ponadto, że niezbyt trafne jest stwierdzenie, że płód niczego matce nie daje. Istnieją bowiem sytuacje, gdy płód regeneruje organizm matki. Uczciwie powiem – nie mam jednak o tym pojęcia i omawianie badań naukowców zostawię może lekarzom… albo dla odmiany komuś, kto się zna.
Sama lekarka ma na Znanym Lekarzu naprawdę bardzo dobre opinie, więc być może to z brakiem medialnego obycia, a nie brakiem empatii jest tu jednak problem. Oby.
Jednakże to właśnie z tej wypowiedzi ta debata zostanie zapamiętana, to się przebije zresztą do mediów, posłanka Anna Maria Żukowska mogła stawać na głowie ze swoimi buzzwordami i bonmotami, ale tym razem utknęła w cieniu. Korwinizm lewicy ma się dobrze, a czy to z kolei służy sprawie w Polsce… To już zapewne zależy od oczekiwanych rezultatów. Jedno jest pewne – konserwatyści popełnili błąd, trzeba pozwolić lewicy mówić, jak najwięcej i w jak najbardziej poczytnych miejscach.