Disney uważa, że może zrobić z tobą najwyraźniej wszystko, bo pewnie zgodziłeś się na to akceptując regulamin Disney+

Prawo Zagranica Dołącz do dyskusji
Disney uważa, że może zrobić z tobą najwyraźniej wszystko, bo pewnie zgodziłeś się na to akceptując regulamin Disney+

Jaki jest szczyt desperacji? Mocnym kandydatem do tego tytułu są prawnicy Disneya. Uznali oni, że regulamin Disney+ dosłownie pozbawia użytkownika prawa do sądu w sporach z firmą. Dotyczyć miałoby to nawet przypadków zupełnie niezwiązanych z wykupioną usługą. Takich jak śmierć żony powoda spowodowana w Disneylandzie przez pracownika parku. Na szczęście to przypadek z USA, który nie dotyczy polskiej wersji serwisu.

Jaki niby związek z wizytą w Disneylandzie miałby mieć regulamin Disney+?

Prawo do sądu stanowi jedno z najważniejszych praw obywatelskich w każdym choćby względnie cywilizowanym porządku prawnym na świecie. Nie oznacza to jednak, że nie znajdą się osoby, które bardzo chętnie pozbawiłby go swoich potencjalnych rywali. Wbrew pozorom nie mam tutaj na myśli żadnych prawdziwych dyktatorów czy aspirujących watażków. Mowa o znanej na całym świecie amerykańskiej korporacji w postaci Disneya.

Portal Niebezpiecznik.pl zwrócił niedawno uwagę na sprawę, która odbiła się już szerokim echem w internecie. Pewna kobieta udała się do Disneylandu i spożyła posiłek w tamtejszej restauracji. Poinformowała obsługę, że jest uczulona na orzeszki. W żadnym wypadku nie można takiej sytuacji bagatelizować, bo choćby przypadkowe spożycie takiego alergenu może skończyć się śmiercią. Pracownicy zignorowali ostrzeżenie i podali kobiecie posiłek z orzeszkami. Kobieta zmarła.

Siłą rzeczy jej mąż chciał uzyskać odszkodowanie. Na przeszkodzie stanął mu jednak… regulamin Disney+. Swego czasu skorzystał on bowiem z darmowego miesiąca próbnego i takowy zaakceptował. Jaki to ma związek z felerną wizytą jego zmarłej żony w Disneylandzie? Zależy, kogo o to spytamy. Z punktu widzenia dowolnej poczytalnej osoby: żaden. Prawnicy Disneya są jednak najwyraźniej innego zdania. Oczekiwali, że sąd odrzuci pozew. W końcu powód akceptując wspomniany regulamin, zobowiązał się do rozstrzygania wszystkich sporów z firmą przez arbitraż.

Właściwie nie ma się co dziwić prawnikom Disneya, że próbują jakoś uratować praktycznie z góry przegraną sprawę

Czyste szaleństwo? Niekoniecznie. Nie bez powodu wspomniałem we wstępie o desperacji. Całkiem możliwe, że wina pracowników Disneylandu jest tak rażąca, że prawnicy firmy dosłownie chwytają się czegokolwiek, co może choć trochę oddalić ich klienta od konieczności zapłaty wielomilionowego odszkodowania.  Jakby nie patrzeć, dokładnie za to Disney im płaci. Co interesujące: prawnicy zauważyli także, niejako na marginesie, że identyczną klauzulę mężczyzna zaakceptował, gdy kupował bilety do Disneylandu. Od strony czysto moralnej nie sposób nie określić posunięcia Disneya mianem co najmniej bezczelności.

Warto przy tym zaznaczyć, że sąd arbitrażowy sam w sobie wcale nie jest złym rozwiązaniem także z punktu widzenia konsumenta, przynajmniej w polskich realiach. Działają szybciej od naszych sądów powszechnych, dysponują zazwyczaj pulą branżowych ekspertów pomocnych przy rozstrzygnięciu. W przeciwieństwie do tradycyjnych sądów pozwalają stronom na swobodne kształtowanie szczegółów postępowania. Co istotne dla naszej sprawy: w naturalny sposób sprzyjają koncyliacyjnemu zawarciu sprawy, na przykład w formie ugody.

W tym właśnie tkwi istota problemu. Poszkodowany w tej sprawie najprawdopodobniej ma tak mocne karty w ręku, że sprawa przed zwykłym sądem jest już właściwie z góry wygrana. Jeżeli wina Disneya okaże się bezsprzeczna, to odszkodowanie należałoby prawdopodobnie liczyć w milionach dolarów. Słynny przypadek poparzenia zbyt gorącą kawą w McDonald’s w San Francisco to 3 mln dolarów odszkodowania za „bóle fizyczne, niepokój emocjonalny i inne szkody” wywołane przez zaniedbanie pracowników. Śmierć małżonka to szkoda nieporównywalnie większa.

W Polsce próba odebrania konsumentowi prawa do sądu powszechnego byłaby po prostu niemożliwa

Czy regulamin Disney+ stanowi takie samo zagrożenie dla polskich użytkowników serwisu? W żadnym wypadku. Przed tego typu klauzulami chroni konsumentów obowiązujące w Polsce prawo. Arbitraż jak najbardziej może być zastosowany także w przypadku sporów konsumenckich, choć w naszym kraju prawnikom Disneya na przeszkodzie stoją przepisy kodeksu postępowania cywilnego.

Skorzystanie z tej formy rozstrzygania sporów zgodnie z art. 1161 przywołanej ustawy wymaga umowy pomiędzy stronami. Nazywamy ją „zapisem na sąd polubowny”. W tym kontekście niezwykle ważny jest art. 1164¹ §1.

Zapis na sąd polubowny obejmujący spory wynikające z umów, których stroną jest konsument, może być sporządzony tylko po powstaniu sporu i wymaga zachowania formy pisemnej. Przepisu art. 1162 § 2 nie stosuje się.

W przypadku sporów konsumenckich umowę o skierowaniu sprawy do sądu polubownego można sporządzić dopiero po powstaniu sporu. Co więcej, arbitraż jest w pełni dobrowolny. Nie można do niego po prostu kogoś przymusić, na przykład poprzez „sprytną” klauzulę zaszytą gdzieś w regulaminie. Należy wspomnieć, że w sprawach konsumenckich ustawodawca zadbał o szczególne gwarancje dla zwykłych obywateli spierających się z przedsiębiorcą w postaci art. 1194 §3:

W przypadku sporów wynikających z umów, których stroną jest konsument, rozstrzyganie sporu według ogólnych zasad prawa lub zasad słuszności nie może prowadzić do pozbawienia konsumenta ochrony przyznanej mu bezwzględnie wiążącymi przepisami prawa właściwego dla danego stosunku.

Na koniec przyjrzyjmy się temu, jak wygląda polski regulamin Disney+. Jak się łatwo spodziewać, musi on spełniać wymogi prawa naszego kraju oraz prawodawstwa Unii Europejskiej. Tym samym właściwość sądu powszechnego w razie sporu jest w nim określona w bardzo jednoznaczny sposób.

2.1.(q). Właściwość sądu. Wszelkie spory pomiędzy użytkownikiem a Disney+ lub jego podmiotami powiązanymi będą rozstrzygane przez sąd właściwy dla Twojego miejsca pobytu lub zamieszkania.

Następny punkt przesądza o stosowaniu wyłącznie prawa polskiego do wszystkich spraw związanych z umową subskrypcji i wynikających z niej sporów oraz roszczeń. Taki stan rzeczy po raz kolejny dowodzi o oczywistej wyższości prawa europejskiego nad amerykańskim.