Szykują się poważne zmiany w płacy minimalnej. Projekt ustawy w tej sprawie zakłada między innymi uwzględnianie przy ustalaniu jej wysokości jako punktu odniesienia 55 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Co jednak najważniejsze: kwota minimalnego wynagrodzenia będzie wreszcie dotyczyła wynagrodzenia zasadniczego. Tym samym nie będzie już możliwe jego zaniżanie za pomocą dodatków i premii.
Nie da się ukryć, że mechanizm dalszego zawyżania najniższej krajowej nie jest dobrą wiadomością
Nadszedł wreszcie czas, gdy poznaliśmy szczegóły propozycji zmian wymuszonych unijną dyrektywą w sprawie adekwatnych wynagrodzeń minimalnych w Unii Europejskiej. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej ma już gotowy projekt ustawy. Kluczowe założenia są właściwie dwa.
Tym mniej ciekawym jest zastosowany w projekcie obiektywny punkt odniesienia, który będziemy stosować przy ustalaniu wysokości płacy minimalnej. Warto przypomnieć, że dyrektywa nie narzuca państwom członkowskich konkretnych rozwiązań. Często podawanym przykładem jest 50 proc. średniej krajowej albo 60 proc. mediany wynagrodzeń. To jedynie dodatek do dotychczasowej metodologii ustalania tego konkretnego wskaźnika w kolejnych latach.
Przygotowywane zmiany w płacy minimalnej zakładają stosowanie w tym charakterze aż 55 proc. tego przeciętnego wynagrodzenia. Siłą rzeczy zwiększy to presję na dalszy wzrost wynagrodzeń najsłabiej zarabiających pracowników. To bardzo zła wiadomość dla przedsiębiorców. Już teraz Polska Izba Handlu przekonuje, że małe i średnie przedsiębiorstwa w Polsce nie udźwigną kolejnego wzrostu minimalnego wynagrodzenia od 1 stycznia 2025 r.
Warto przy tym pamiętać, że najniższa krajowa rośnie w szybkim tempie. W 2023 r. wynosiła 50,3 proc., natomiast w 2024 r. wynosi 53,7 proc. średniej krajowej. Dlatego narzucanie szybszego tempa jej wzrostu w okresie spowolnienia gospodarczego i wygrzebywania się gospodarki z kryzysu to, delikatnie rzecz ujmując, bardzo kiepski pomysł. Nie ma się co oszukiwać: ktoś powinien wreszcie powstrzymać dalsze podwyżki płacy minimalnej, bo inaczej wszyscy na tym źle wyjdziemy. Dotyczy to nie tylko przedsiębiorców, ale paradoksalnie także ich pracowników.
Nie oznacza to jednak, że wszystkie postulowane zmiany w płacy minimalnej są równie kontrowersyjne. Okazuje się bowiem, że resort pracy chce przy okazji ukrócić praktykę, na którą pracownicy skarżą się od długich lat. Skończy się wreszcie zaniżanie wynagrodzenia zasadniczego za pomocą premii i dodatków.
Zmiany w płacy minimalnej wyeliminują możliwość kreatywnego traktowania pojęcia „minimalne wynagrodzenie”
Założenie jest bardzo proste. Minimalne wynagrodzenie zostanie zrównane z wynagrodzeniem zasadniczym. To znaczy: pracodawca nie będzie mógł zaproponować pracownikowi zatrudnionemu na etacie niższej podstawy niż aktualna najniższa krajowa.
Do tej pory zdarzali się nieuczciwi przedsiębiorcy, którzy sprytnymi sposobami starali się obniżać swoim pracownikom pensję. Chodziło o to, żeby pod żadnym pozorem nie zapłacić im więcej, niż w danym roku wynosi płaca minimalna. W jaki sposób osiągali ten rezultat? Narzędziem były różnego rodzaju premie i dodatki.
Teoretycznie pracownik otrzymywał tyle, ile obowiązujące przepisy tego wymagały. Równocześnie jednak jego wynagrodzenie zasadnicze było zauważalnie niższe od ustawowego minimum. Różnicę stanowiły właśnie składniki wynagrodzenia, które czasem były obowiązkowym elementem pensji, czasem zaś zależały raczej od dobrej woli szefa. W grę wchodziły na przykład dodatki funkcyjne, ale także różnego rodzaju premie i nagrody. Uzasadnienie do projektu zawiera fragment, z którym po prostu nie da się nie zgodzić.
W takich przypadkach dodatki te przestały pełnić rolę formy gratyfikacji i uznania pracownika za posiadane przez niego np. doświadczenie zawodowe, sprawowanie dodatkowych funkcji czy też uzyskane wyniki w pracy.
Zmiany w płacy minimalnej sprawią, że odzyska ona swój pierwotny charakter. To samo dotyczy także wspomnianych dodatków. Nie jestem zwolennikiem zawyżania wysokości najniższego wynagrodzenia ponad realne możliwości gospodarki oraz stosowania zakłamanego wskaźnika w postaci średniej krajowej. Równocześnie jednak trudno byłoby mi bronić ewidentnego nadużywania prawa w celu zaniżania pensji pracowników. Całe szczęście, że ta druga możliwość odejdzie najprawdopodobniej do lamusa.