Sprawa alkoholu w saszetkach przypominających musy owocowe ma jeszcze drugie dno

Codzienne Społeczeństwo Zakupy Dołącz do dyskusji
Sprawa alkoholu w saszetkach przypominających musy owocowe ma jeszcze drugie dno

Saszetki z alkoholem firmy OLV sprzedawane pod marką „Voodoo Monkey” zelektryzowały opinię publiczną. Powszechne oburzenie, wyrażone między innymi przez Marszałka Sejmu, wzbudziła perspektywa rozpijania dzieci i młodzieży. W końcu saszetki bardzo przypominają zdrowe musy owocowe kupowane właśnie z myślą o najmłodszych. Na domiar złego w jednym sklepie trafił do kartonu po produktach Tymbarku. A gdybym wam powiedział, że sprawa jest jeszcze bardziej perfidna?

Producent musów owocowych postanowił popełnić marketingowe samobójstwo, wchodząc do „branży małpkarskiej”

Mocnym kandydatem do miana najgorszej zagrywki marketingowej tego roku jest wprowadzenie marki „Voodoo Monkey”. Cóż to takiego? Słynne „małpki” w nowym, bardziej praktycznym wydaniu. Firma OLV produkująca między innymi musy owocowe w saszetkach, które bardzo chętnie rodzice kupują swoim dzieciom, postanowiła nie marnować nadmiaru opakowań. Teraz sprzedaje w nich także alkohol.

Jak się łatwo domyślić, saszetki z alkoholem momentami łudząco wręcz podobne do zdrowego produktu dla dzieci wywołały burzę. Praktycznie wszystkie media w Polsce ostrzegają teraz przed perfidną próbą rozpijania najmłodszych. Zwłaszcza, że w jednym sklepie saszetki z alkoholem trafiły do kartonu po musach Tymbarku. Firma na szczęście nie ma z „małpkami w tubce” nic wspólnego.

Do zasłużonej krytyki pomysłu OLV przyłączyli się nie tylko aktywiści i osoby znane w rodzaju Mai Staśko, Borysa Szyca czy Katarzyny Bosackiej, ale także sam Marszałek Sejmu. Trzeba przyznać, że Szymon Hołownia nie hamował się w ocenie tego zjawiska.

Szanowna firmo od wódy w saszetkach, to co robicie to ZŁO w czystej postaci. Skoro chcecie już rozpijać nasze dzieci, zacznijcie im jeszcze może sprzedawać broń, w ramach „przeniesienia dziecięcej rywalizacji na nowy poziom realności”, czy jaki tam inny bullshit Wasz marketing wymyśli. Mam szczerą nadzieję, że karma do Was wróci i Wasza chciwość ukarze się sama. Że zaprotestują odpowiedzialni producenci dziecięcych przekąsek. I że bojkot konsumencki pokaże Wam, że z rodzicami nie warto zadzierać. A ja w tej sprawie nie odpuszczę też jako poseł.

„Przeniesienie dziecięcej rywalizacji na poziom realności” to nawiązanie do haseł, którymi OLV reklamuje swoje saszetki z alkoholem na stronie internetowej marki. Możemy tam przeczytać między innymi:

Voodoo Monkey to nie tylko marka, to prawdziwy buntownik w świecie alkoholi. Jesteśmy pionierami, którzy zmienili sposób, w jaki doświadczasz alkoholu, oferując go w odważnie zaprojektowanych tubach.

W normalnych okolicznościach określiłbym powyższe sformułowania mianem „typowego marketingowego bełkotu” i przeszedł nad nimi do porządku dziennego. Tkwi w nich jednak ślad prawdziwego celu, jaki mają saszetki z alkoholem. Wcale nie chodzi o rozpijanie dzieci i młodzieży, to co najwyżej efekt uboczny.

Spokojnie, saszetki z alkoholem nie są skierowane do dzieci i młodzieży

Na dobrą sprawę nie muszę zbytnio spekulować. Producent „Voodoo Monkey” sam wyjawił swoje intencje w rozmowie z Business Insiderem. OLV wyjaśniło, że ich produkt jest skierowany wyłącznie do osób dorosłych. Co jednak szczególnie ważne: saszetki z alkoholem to „praktyczne opakowanie świetnie zastępujące tradycyjne szklane”. W tym momencie powinniśmy sobie postawić kluczowe pytanie. Po co właściwie mielibyśmy zastępować tradycyjne butelki?

W żadnym wypadku nie chodzi o kwestie związane z legalnością. Ustawodawca w żaden sposób nie ogranicza obecnie rodzaju opakowania, w którym można sprzedawać alkohol. Jeśli producent ma taką fantazję, to nic nie stoi na przeszkodzie, by sprzedawał swoje produkty nie tylko w saszetce, ale nawet w wydrążonym kokosie. Nie wspominam o wódce w kartoniku ze słomką, bo takową już jak najbardziej można kupić w Rumunii. Niezależnie od rodzaju opakowania producent wciąż musi odprowadzać akcyzę, VAT oraz podatek od małpek. Obejmie je także projektowana opłata małpkowa.

Warto raz jeszcze powtórzyć, że celem nie może być sprytne skonstruowanie produktu pod osoby niepełnoletnie. Wybuch społecznego oburzenia dookoła Voodoo Monkey podpowiada, co się może stać, jeśli społeczeństwo się zorientuje. Celowe działanie ukierunkowane na rozpijanie dzieci i młodzieży byłoby zaś po prostu przestępstwem.

Tak naprawdę każda alkoholowa małpka jest skierowana do lepiej lub gorzej funkcjonujących alkoholików

Jest jednak wyjaśnienie dużo bardziej perfidne, bo legalne i całkiem prawdopodobne. Odbiorcą docelowym dowolnych saszetek z alkoholem nie jest nastolatek, tylko dorosły względnie funkcjonujący alkoholik. Mowa o osobach, które dość dobrze ukrywają swoje uzależnienie, nie piją na umór, ale za to nie wyobrażają sobie dnia bez małpki. Dla nich „praktyczne opakowanie świetnie zastępujące tradycyjne szklane” jest spełnieniem marzeń.

Saszetkę dużo łatwiej ukryć w torebce, kieszeni czy marynarce. Jest też lżejsza i wygodniejsza w noszeniu. Co więcej, produkt przypominający na pierwszy rzut oka mus owocowy nie rzuca się tak w oczy. Tym samym łatwiej wyprzeć się w żywe oczy domownikom czy kolegom z pracy. To możliwe właśnie dlatego, że na pierwszy rzut oka wyglądają na opakowanie musu owocowego. Nie da się także ukryć, że szklane buteleczki od dawna są uważane za nieodłączny atrybut pijaka. Tym samym rzeczywiście mamy do czynienia z „małpką 2.0”.

Czy ustawodawca powinien zainterweniować? Nie po to stara się na wszystkie sposoby ograniczyć popyt na małpki, żeby zaraz zastąpiły je saszetki na alkohol. Mamy w końcu do czynienia z działaniem, które w obiektywny sposób pogłębia poważny problem społeczny. Nie da się również ukryć, że dla polityków takie sprawy to okazja do wykazania się uwielbianą przez wyborców sprawczością. Dlaczego by nie? Najlepiej byłoby po prostu zakazać wszystkich małpek i przynajmniej przez jakiś czas mielibyśmy spokój.

OLV tymczasem narobiło sobie problemów na własne życzenie. Wizerunek całej firmy ucierpiał z powodu zarzutów obiektywnie nieprawdziwych, ale równocześnie niemożliwych do wytłumaczenia opinii publicznej. Przynajmniej nie bez przyznania się, że rzeczywiście chodzi o funkcjonujących alkoholików. Wszyscy wiemy, że „branża małpkarska” celuje przede wszystkim w tę grupę. Inni odbiorcy nie mają potrzeby kupowania taniego alkoholu w małych buteleczkach czy saszetkach. Żaden przedsiębiorca nie powie tego jednak głośno.