Nie rozumiem czemu Biedronka ma być otwarta w wigilię. Bywałem na weselszych stypach, niż wigilijne zakupy

Praca Zakupy Dołącz do dyskusji
Nie rozumiem czemu Biedronka ma być otwarta w wigilię. Bywałem na weselszych stypach, niż wigilijne zakupy

Zdarzyło mi się kilka razy zawędrować w wigilię do supermarketu i właśnie dlatego mam wrażenie, że politykom, broniącym wigilijnego handlu bardziej niż niepodległości, się akurat nie zdarzyło.

Wrzutka lewicy na temat uczynienia wigilii dniem wolnym od pracy pokrywa się mówiąc szczerze z moimi obserwacjami na temat tego dnia. No bo wyznam szczerze – jak już są te sklepy otwarte, to zejdę, po tę jeszcze jedną paczkę migdałów czy skórkę pomarańczową. Ale nigdy, przenigdy, nie odniosłem wrażenia, że sklepy otwarte 24 grudnia to jest coś, bez czego zawaliłaby się nasza gospodarka lub społeczeństwo. A taką narrację zdają się forsować osoby o liberalnych gospodarczo poglądach. W byciu liberalnym gospodarczo nie ma oczywiście nic zdrożnego, ale napisałem cztery lata temu o „pułapce korwinizmu„. gdzie bardzo łatwo z doktryny możemy popaść w śmieszność.

Jak wygląda przeciętny supermarket o godzinie 11.00 w wigilię?

Choć wigilia to mój ulubiony, najszczęśliwszy dzień w roku, to nad lokalną Biedronką, Lidlem, PSS Społem itd. wiszą dementorzy. Półki w sklepie straszą pustkami, a jeśli już trafimy na te, na których coś jest – to gnije w sposób tak okrutny, że współczujemy sami sobie, że jednak wcześniej tego nie wykupili. Próżno szukać pracowników w sklepie, kryją się po kątach zaplecza, a ci którzy muszą siedzieć przy kasie, już dawno są nieobecni myślami.

Z głośnika leci najbardziej podła darmowa wersja Feliz Navidad, żeby nie trzeba było płacić ZAiKS-u. Ludzi zresztą też nie ma zbyt wiele. Ktoś tam faktycznie szuka jeszcze daktyli pomiędzy regałami, jakiś pan trzyma w dłoni sześciopak Harnasia i podróbkę Nussbeissera, bo w ostatniej chwili przypomniało mu się, że jednak jest kochającym ojcem, przy mrożonych rybach ktoś krzyczy, że zaraz zamykają i próbuje jeszcze zbierać ekipę do Luzzter, ale w sklepie nie ma już nikogo.

Jeszcze dzień wcześniej było to najweselsze miejsce na świecie, w powietrzu unosiła się ekscytacja. Jasne, było tłoczno i gwarno, ale było też świątecznie. W wigilię tego nie ma, jeśli jest jakaś rzecz brutalnie odarta z uprzedniej magii świąt Bożego Narodzenia, to są to właśnie 24 grudnia różnego rodzaju sklepy i supermarkety, gdzie zestresowani pracownicy pod przymusem muszą odrobić swoją pańszczyznę, której zresztą nikt poważny już tak naprawdę tego dnia nie potrzebuje.

Nie spodziewałem się, że o magię Świąt będzie walczyć akurat lewica

Ze wszystkich sił politycznych w polskim parlamencie, akurat po lewicy najmniej spodziewałem się tego, że wyłapie te subtelne niuanse. Ale tym razem wyjątkowo rzeczywiście stanęli po stronie ludu pracującego i to w zupełnie słusznej sprawie. Owszem, zgadzam się z liberałami, że trzeba powrócić do rozmów o handlu w niedzielę. I ja też nie do końca rozumiem czemu Święto Trzech Króli jest ponownie, po wielu latach przerwy. wolne od pracy, poza tym, że kompletnie dezorganizuje życie biurowe, bo większość wolnych zawodów robi sobie wtedy przedłużony urlop do 7. stycznia. Tak więc jedni sobie w tym czasie fruną na Maderę czy inną Fuerteventurę, a potem z poczuciem wyższości tłumaczą kasjerce, że uszka może zacząć lepić dopiero w autobusie z dyskontu do domu.

Bo pomijając oczywiście to, że handel w wigilię po prostu nie ma sensu – to są wówczas wiejące pustką sklepy dla desperatów, bywam, widzę – zawsze mi po prostu szkoda było pań i panów, którzy zamiast w spokoju cieszyć się tym szczególnym dniem, z tymi desperatami muszą się użerać.