Ile razy UOKiK musi wybrać się do szpitali, sanatoriów, domów dziecka i szkół, żeby wreszcie mógł powiedzieć, że karmią nas przyzwoicie? To najwyraźniej niekończąca się historia, a głównym jej bohaterem będzie oszczędność, dzięki której mamy przynajmniej szansę na dodatkowe atrakcje dzięki temu, jakiej jakości jest szpitalne jedzenie. W końcu każdy marzy o tym, żeby poleżeć nieco dłużej ze względu na zatrucie pokarmowe!
Na szpitalne jedzenie ludzie narzekają od dawna. Na Facebooku ogromną popularność zyskał swego czasu fanpage Posiłki w szpitalach, gdzie na własne oczy możemy zobaczyć, co ląduje na talerzach innych ludzi. Nosem kręci też UOKiK, który robił kontrolę w 2016 roku i był, delikatnie mówiąc, niezadowolony, bo zakwestionował wtedy zarówno małe porcje, jak i tzw. podmianę asortymentową (czyli – na przykład – podanie pacjentom miksu margarynowego zamiast masła). Pomyślałby kto, że firmy cateringowe posypały głowy popiołem i zaczęły traktować pacjentów jak ludzi? Nic bardziej mylnego. Tym razem UOKiK znowu wykazał, że ludziom w szpitalach znowu podtyka się tani zamiennik masła, a porcje są małe jak nieszczęście.
Szpitalne jedzenie
Obrońcy nędznych posiłków w szpitalach twierdzą, że placówka ta nie jest stołówką i nie powinna być tak oceniana. Zgoda – w jej przypadku trzeba mierzyć znacznie wyżej, bo mamy do czynienia z chorymi ludźmi, których codzienny jadłospis powinien dokładnie sprawdzać dietetyk. Na obecność którego nie zawsze szpital stać.
Catering jednak działa po swojemu, idąc w myśl zasady, że zawsze można przyoszczędzić na pacjentach. Ale nie tylko – całość kontroli dotyczyła też szkół, domów dziecka, sanatoriów. Same delikatne żołądki, które muszą być karmione bardzo starannie, czyż nie? A tu masz ci los, kontrola i na wierzch wychodzi, że część jedzenia jest przeterminowana (zakwestionowano 6,1% produktów z 12 placówek), a część trzymana w koszmarnych warunkach (brudne zamrażarki z resztkami jedzenia w trzech placówkach, brudne podłogi, szafy chłodnicze i urządzenia w kolejnych trzech). Porcje były też za małe, na przykład o 5-15g od zadeklarowanych 90g w przypadku kotletów mielonych. Prawdziwym hitem jest jednak nieprawidłowe oznakowanie żywności – na tym polu zakwestionowano 25,5% sprawdzanych partii, a powodem były nierzetelne, niepełne, lub błędne informacje o alergenach i składnikach znajdujących się w danych posiłkach.
Mówi się, że lepiej zapobiegać, niż leczyć. Kto zapobiegnie reakcjom alergicznym? Bo kto je będzie leczył, to już wiemy.
Taniej znaczy lepiej? Ciekawe, dla kogo?
Wiecie, ile średnio wydaje się na dzienne żywienie pacjenta? Pięć złotych – o tym mogliśmy przeczytać na portalu MedoNet. O złotówkę mniej, niż dostają więźniowie w zakładach karnych. Oczywiście, trzeba brać poprawkę na to, iż szpital musi zapewnić trochę bardziej komfortowe warunki niż więzienie, dostarczyć lekarstwa i potrzebne sprzęty. Wiadomo, że dyrektor, mając do wyboru leki i smaczne jedzenie, wybierze bramkę numer jeden. To tylko daje nam jeszcze bardziej rozpaczliwy obraz stanu polskiej służby zdrowia, na której wiecznie się oszczędza, bo przecież w Polsce jest tyle ważniejszych rzeczy. Jak tak dalej pójdzie, cennik w szpitalu nie będzie nikogo dziwił.
UOKiK znowu niezadowolony
W raporcie dostarczonym przez UOKiK przeczytać możemy o tym, że firmy cateringowe wcale, a to wcale nie poprawiły jakości żywienia pacjentów względem 2016 roku. Zmieniła się tylko jedna rzecz – charakter stwierdzonych nieprawidłowości. Słowem, kuchnia pełna wrażeń. Czy ktoś się jeszcze dziwi, że przy takim traktowaniu służby zdrowia internet wypełniają zdjęcia szpitalnych posiłków składających się z tanich, rakotwórczych wędlin, końcówek ogórka, kilku kleksów z dżemu i nieświeżego chleba?