Miały być uwspółcześnione ordynacje szlacheckie, wyszedł sposób na agresywną optymalizację podatkową. Nie ma się co dziwić, że Ministerstwo Finansów szykuje zmiany w fundacjach rodzinnych. Istnieje niemała szansa, że w reformatorskim zapale resort zniweczy także pierwotny sens istnienia tej instytucji. Prawdę mówiąc, nie będę po niej płakał.
Czy ktoś się dziwi, że Ministerstwo Finansów chce naprawić błąd potencjalnie generujący miliardowe straty?
Fundacje rodzinne to dziwna instytucja. W założeniu miał to być sposób dla przedsiębiorców, by zabezpieczyć sukcesję swoich firmy przed przejęciem przez osoby spoza rodziny. Mechanizm zaproponowany przez ustawodawcę jest zaskakująco prosty. Tworzymy specjalną fundację, do której przenosimy wybrane składniki majątku. Fundacja nie tylko nimi zarządza, ale także stanowi zabezpieczenie majątkowej dla wskazanej przez fundatora grupy osób. Fundacja rodzinna nie musi zajmować się celem społecznie użytecznym. Może więc prowadzić zwykłą działalność gospodarczą jako osoba prawna.
Po co ktoś w ogóle miałby się interesować taką formą sukcesji, skoro istnieją testamenty i dziedziczenie ustawowe? Pomocna w zrozumieniu tej koncepcji jest pewna analogia historyczna. W czasach Rzeczypospolitej Obojga Narodów bogata szlachta tworzyła tzw. ordynacje rodowe, w których skupiała swój majątek. Podobne rozwiązania znała właściwie cała ówczesna Europa. Chodziło o zabezpieczenie sukcesji przed rozdrobnieniem ziemskich posiadłości i zmarnowaniem w ten sposób dorobków pokoleń.
Ordynacja rządziła się własnymi prawami dziedziczenia oraz statutem, a więc aktem fundacyjnym. Brzmi znajomo, prawda? Tyle historii. Pojawienie się fundacji rodzinnych we współczesnym systemie prawnym pokazuje, że rzeczywiście istnieje potrzeba zabezpieczenia przyszłości rodzinnych przedsiębiorstw na wypadek śmierci ich nominalnego właściciela. Także dzisiaj może się w końcu trafić spadkobierca-utracjusz nienadający się zupełnie do roli przedsiębiorcy. Może się też zdarzyć, że potomstwo właściciela firmy po prostu nie chce iść w jego ślady.
Na tym mogłaby się cała historia skończyć, gdyby nie zachęty podatkowe do zakładania fundacji rodzinnych. Okazało się, że jest to instytucja zbyt opłacalna, by Ministerstwo Finansów chciało ją zachować w niezmienionym kształcie. Stały się w końcu narzędziem znienawidzonej przez Fiskusa agresywnej optymalizacji podatkowej.
Jak bardzo jest źle? Rzeczpospolita informowała niedawno, że zdaniem resortu kilka takich fundacji mogło oszukać Skarb Państwa na setki milionów złotych każda. Wkraczamy więc w miliardowe straty. Samych fundacji rodzinnych zarejestrowano już 1,8 tys., a na rejestrację czeka 3 tys. kolejnych.
Zmiany w fundacjach rodzinnych wcale nie muszą oznaczać zniszczenia sensu tej instytucji
W tej sytuacji zmiany w fundacjach rodzinnych są wręcz nieuniknione. Zaledwie kilka miesięcy temu wspominałem, że kluczowe wydaje się opodatkowanie sprzedaży majątku przez fundacje rodzinne. Mechanizm wykryty przez Ministerstwo Finansów był w końcu taki: ktoś wnosił majątek do fundacji tylko po to, by następnie dokonać błyskawicznej nieopodatkowanej sprzedaży. Chyba nikogo nie zdziwi stwierdzenie, że w grę wchodzi przede wszystkim preferencyjny obrót nieruchomościami. Ze środków ze sprzedaży można na przykład zakupić spółkę albo udziały w niej i czerpać – jakże by inaczej – nieopodatkowane dochody z dywidendy.
Rozwiązanie wydaje się całkiem proste. Zmiany w fundacjach rodzinnych należy zgodnie z planem resortu zacząć od ograniczenia możliwości wnoszenia do nich mienia oraz zbywania ich majątku. Z informacji Rzeczpospolitej wynika wręcz, że rozważane jest wsteczne opodatkowanie w adekwatny sposób całego okresu funkcjonowania fundacji. Byłby to już wręcz środek karny.
Jak się łatwo domyślić, perspektywa ograniczenia przywilejów podatkowych fundacji rodzinnych wzbudza oburzenie po stronie osób, które skorzystały z optymalizacyjnych dobrodziejstw tej instytucji, albo dopiero miały taki zamiar. Ich zdaniem nie zmienia się nagle reguł, zwłaszcza gdy chodzi o decydowanie o własności majątku posiadającego ogromną wartość. Wielu ekspertów przestrzega przed możliwością przysłowiowego wylania dziecka z kąpielą. Czy te obawy są uzasadnione? Zaryzykowałbym stwierdzenie, że nie.
Wykastrowanie fundacji rodzinnych z przywilejów podatkowych nie zaszkodzi pierwotnemu celowi ich istnienia. Wciąż pozwolą na zabezpieczenie majątku przedsiębiorstwa przed potencjalnie niepożądanymi skutkami dziedziczenia. Grunt to przeprowadzić zmiany w fundacjach rodzinnych w taki sposób, by nie były pod względem podatkowym mniej korzystne od pozostawienia spraw zwykłemu dziedziczeniu.
Jeśli zaś chodzi o odebranie części przedsiębiorców optymalizacyjnej zabawki, to chciałbym zwrócić uwagę na treść art. 5 kodeksu cywilnego, która znakomicie oddaje istotę tego sporu.
Nie można czynić ze swego prawa użytku, który by był sprzeczny ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem tego prawa lub z zasadami współżycia społecznego. Takie działanie lub zaniechanie uprawnionego nie jest uważane za wykonywanie prawa i nie korzysta z ochrony.
Fundacje rodzinne nie miały być cudownym sposobem pozwalającym nie płacić podatków od osiąganych zysków. Naprawa ewidentnego błędu przez ustawodawcę jest czymś oczywistym. Pretensje można mieć co najwyżej do braku umiaru kolegów po fachu.