Niż demograficzny sprawia, że sytuacja polskich szkół z roku na rok staje się coraz gorsza. Dane pokazują, że już wkrótce co czwarta szkoła może nie mieć uczniów. To duży problem, zwłaszcza w przypadku niewielkich miejscowości. Ministerstwo Edukacji Narodowej pracuje nad przepisami, które mogą uratować małe placówki oświatowe.
Szkoła nie w każdej wsi?
Od dekad Polacy są przyzwyczajeni, że w praktycznie każdej miejscowości jest sklep, kościół i szkoła. O ile kościoły wciąż stoją, a klepów przybywa, to sytuacja polskich szkół nie jest wesoła. Wszystko za sprawą niżu demograficznego. Szacuje się, że w 2025 roku liczba pierwszoklasistów ma oscylować w granicach 400.000 uczniów. W 2024 roku ma ich być już tylko 291.000. To naprawdę duży spadek, który może sprawić, że część szkół trzeba będzie zamknąć.
Obecnie szkoły znajdują się w praktycznie każdej miejscowości. Już wkrótce może się to zmienić. Jeżeli liczba uczniów spadnie aż tak drastycznie, to statystycznie co czwarta placówka (a może nawet co trzecia, gdyż już teraz w niektórych szkołach w klasach jest tylko kilkoro uczniów) będzie musiała zostać zamknięta. Problem będzie dotyczył w szczególności miejscowości wiejskich, gdzie samorządy będą musiały podjąć trudne decyzje – które szkoły zamknąć, a które zostawić. Rodzice z kolei będą musieli wozić swoje dzieci do sąsiednich miejscowości, często oddalonych o kilka, a może nawet kilkanaście kilometrów.
Małe szkoły w trudnej sytuacji
Niewielkie szkoły (znów trzeba podkreślić, że szczególnie te na obszarach wiejskich) już są w nieciekawej sytuacji. Samorządy biją na alarm, że rosnące koszty utrzymania placówek i niewielkie środki z budżetu państwa na edukację (subwencja zakłada określoną kwotę na każdego ucznia, a nie dotowanie szkół samych w sobie) sprawiają, że część szkół trzeba będzie zamknąć.
Oczywiście sprzeciwiają się temu rodzice, którzy nie chcą wozić swoich pociech do sąsiednich miejscowości. Historia zna protesty w obronie szkół, czy rosnące społeczne niezadowolenie, związane ze zmniejszaniem liczby placówek edukacyjnych. Warto również zwrócić uwagę na fakt, że mniej szkół, to również mniej miejsc pracy. I nie chodzi tutaj tylko o nauczycieli (chociaż oni na niżu demograficznym cierpią najbardziej), ale również o pracowników administracyjnych szkoły, woźne, sprzątaczki, czy kucharki. Zamknięcie szkoły to likwidacja kilkudziesięciu etatów, w miejscowościach, w których placówki zostaną zamknięte, wzrośnie więc bezrobocie.
Aby szkoła przetrwała, potrzebne są zmiany w prawie
O tym, że szkoła to podstawa funkcjonowania wielu miejscowości, wiedzą samorządy. To właśnie włodarze gmin biją na alarm i ostrzegają przed fatalnymi skutkami trwającego niżu demograficznego. Wyzwania, z którymi boryka się współczesna szkoła, dostrzega również Ministerstwo Edukacji Narodowej. To tam właśnie samorządy (i same placówki oświatowe) upatrują ratunku.
Jak poinformowało MEN, w ministerstwie prowadzone są prace nad zmianami w prawie, które mają pomóc niewielkich samorządom w obliczu malejącej liczby uczniów. Zgodnie z zapowiedziami rządzących, celem zmian jest przekształcenie istniejących szkół w centra kulturalno-edukacyjne. Trwają również prace nad zmianami związanymi z finansowaniem niewielkich szkół niesamorządowych (w części miejscowości prowadzenie szkół przejmują stowarzyszenia, czy fundacje, tworzone przez mieszkańców. To często jedyna szansa na uratowanie danej szkoły).
Obecnie nie wiadomo, jak dokładnie miałyby wyglądać zmiany. Głównym zamysłem nowelizacji przepisów ma być jednak ułatwienie samorządom dokonywania przekształceń placówek oświatowych. Chodzi o to, aby szkoły nie były zamykane i wciąż służyły lokalnej społeczności. Na jakich zasadach? Odpowiedź na to pytanie zapewne znajdziemy dopiero w gotowym projekcie nowych przepisów.