Nowe obowiązki dotyczące segregowania ubrań w śmieciach są nie do wyegzekwowania

Samorządy Środowisko Dołącz do dyskusji
Nowe obowiązki dotyczące segregowania ubrań w śmieciach są nie do wyegzekwowania

Chyba już wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że sposób wprowadzenia osobnej frakcji odpadów tekstylnych woła o pomstę do nieba. Problem ze zmuszaniem mieszkańców do pielgrzymowania do PSZOK-ów dostrzegają już nawet samorządy. Tylko czy nowe przepisy mogą w ogóle sprawić, że wyrzucanie tekstyliów do śmieci zniknie? Byłbym co najmniej sceptyczny.

Z każdym kolejnym tygodniem potwierdza się, że segregowanie tekstyliów po nowemu było poważnym błędem

Nie jest żadną tajemnicą, że nie jestem entuzjastą sposobu, w jaki państwo podeszło do segregowania odpadów tekstylnych. Jeszcze przed wejściem nowych przepisów w życie przestrzegałem, że obowiązek oddzielania zużytych ubrań i butów od reszty śmieci nie ma żadnego sensu. Powód jest prosty: zabrakło elementu obowiązkowego odbierania takich odpadów bezpośrednio z gospodarstw domowych.

Przyszedł 1 stycznia i okazało się, że moje obawy są w pełni uzasadnione. Nawet samorządy dostrzegają poważny problem. Owszem, odbiór zużytych tekstyliów w jakiejś tam formie istnieje. Absolutne minimum, które stało się niestety standardem, to dostarczenie śmieci do gminnego PSZOK-u. Część gmin zapowiada, że z czasem na ich terenie pojawią się specjalne kontenery, gdzie będzie można wyrzucać zużyte ubrania. Ktoś złośliwy mógłby stwierdzić, że wystarczyłoby przywrócić kontenery Caritas, które nowe prawo zdążyło wyeliminować.

Nie da się ukryć, że część mieszkańców może nie być fizycznie w stanie pofatygować się z workiem zużytych tekstyliów do PSZOK-u. Idealnym przykładem mogą być starsi niezmotoryzowani mieszkańcy gmin wiejskich i małomiasteczkowych. Są jednak także tacy, którym najzwyczajniej w świecie nie będzie się chciało. Wyrzucanie tekstyliów do śmieci zmieszanych wciąż jest przecież całkiem realną opcją. Co gorsza: zdrowy rozsądek podpowiada, by nawet nie próbować temu przeciwdziałać.

Owszem, kary za nie dość gorliwe wypełnianie obowiązku segregowania odpadów istnieją i to materiał na osobną dyskusję. Nie kwestionuję nawet tego, że niekiedy gminy rzeczywiście są w stanie sprawdzić, co wyrzucamy do której frakcji odpadów. Równocześnie jednak nie sposób zaprzeczać, że zużyte tekstylia wbrew pozorom bardzo łatwo jest przekształcić w pełnoprawne śmieci zmieszane.

Najprostszym przykładem może być zabrudzona szmatka. Z jakiegoś powodu ustawodawca wymyślił sobie, że kawałek tkaniny, którym wycieramy wszelkiego rodzaju brudy, nadaje się do recyklingu. Nie możemy wyrzucić jej po prostu do kosza. W momencie, gdy na tę samą ścierkę trafi jakaś substancja chemiczna, powinna ona obowiązkowo trafić do śmieci zmieszanych. Wyrzucanie tekstyliów do śmieci zmieszanych staje się więc legalne, gdy obficie potraktujemy je rozpuszczalnikiem, zużytym lekarstwem, czy nawet smarem od roweru.

Wyrzucanie tekstyliów do śmieci zmieszanych wcale nie jest najgorszym, co mogą zrobić Polacy

Podobnych rozwiązań znajdziemy kilka: zużyty olej do smażenia, który „przypadkiem” nam się wyleje, mięso, resztki innego rodzaju żywności. Często wystarczy też przetrzeć zewnętrzny parapet i już w grę wchodzą „odpady zwierzęce”. Patrząc na problem w tym kontekście, wydaje się wręcz, że poprawna segregacja tekstyliów staje się czymś fakultatywnym. Po prostu będziemy musieli zadać sobie pytanie, czego nie chce nam się bardziej: wyprawy do PSZOK-u, czy kombinacji z przekształceniem naszych zużytych ubrań w coś, co przestaje się kwalifikować jako odpady tekstylne.

Winowajcą takiego stanu rzeczy są niejasne i kazuistyczne zasady segregacji. Były one problemem na długo, zanim stało się nim wyrzucanie tekstyliów do śmieci. Teraz po prostu można je wykorzystać przeciwko intencji pomysłodawców obowiązujących przepisów. Jak już zdążyłem wspomnieć, paradoksalnie w interesie środowiska naturalnego leży to, by nie przeszkadzać kreatywnym obywatelom. Nie powinniśmy wręcz jakoś zbyt drobiazgowo egzekwować nakazu segregacji tekstyliów.

Powód jest bardzo prosty: istnieją jeszcze gorsze alternatywy. Równie łatwo jest przecież wyrzucić zużyte ubrania do lasu, do rowu, albo spalić je w piecu. Wykrywalność takich niezgodnych z prawem wybryków może daleko odbiegać od oczekiwań samorządów. Mieszkańcy miast mają kolejne rozwiązanie podsunięte niemalże pod nos. Mowa o ulicznych koszach na śmieci, do których możemy wrzucić praktycznie wszystko. Dotyczy to zwłaszcza pory nocnej w miejscach, gdzie akurat nie ma miejskiego monitoringu. Zaryzykowałbym wręcz stwierdzenie, że nowe przepisy po prostu sprzyjają zaśmiecaniu okolicy.

Nie byłbym sobą, gdybym po raz kolejny nie zwrócił uwagi, że można to było rozwiązać dużo lepiej. Można było przecież odbierać tekstylia prosto od mieszkańców na podobnej zasadzie, co odpady wielkogabarytowe. Szczerze mówiąc, jedna dodatkowa śmieciarka w miesiącu też by nie zabolała ani gmin, ani firm zajmujących się gminną gospodarką odpadami. Warto także wspomnieć, że obowiązek przekazania do PSZOK-ów zużytych ubrań powinien dotyczyć jedynie tych dostatecznie całych. Na cóż w końcu komu brudna ściera?