Zjedzenie towaru w sklepie przed zapłaceniem za niego niby nie jest kradzieżą, ale wciąż można się spodziewać nieprzyjemności

Prawo Zakupy Dołącz do dyskusji
Zjedzenie towaru w sklepie przed zapłaceniem za niego niby nie jest kradzieżą, ale wciąż można się spodziewać nieprzyjemności

Sklepy w Polsce różnie podchodzą do przypadków klientów podjadających jeszcze przed uregulowaniem należności za dany produkt. Jedne są wyrozumiałe wobec klientów, którzy później i tak za niego zapłacą. Inne są gotowe wzywać policję. Która postawa jest właściwa? Zjedzenie towaru w sklepie w zasadzie nie jest kradzieżą w ścisłym tego słowa rozumieniu, o ile później za niego zapłacimy. Wciąż jednak można przyjąć, że popełniamy wykroczenie.

Część sklepów jest wyrozumiała, inne ostrzegają przed konsekwencjami

W trakcie zakupów mogą się nam przytrafić różne incydenty, z których później będziemy się musieli tłumaczyć. Jeżeli jesteśmy z małymi dziećmi, to istnieje ryzyko, że nie będą one chciały poczekać ze spałaszowaniem kupowanych właśnie łakoci do momentu, aż za nie zapłacimy. Są oczywiście rodzice, których pociechy nigdy czegoś takiego nie zrobiły. Takie przypadki jednak zdarzają się w sklepach z zaskakującą regularnością.

Wbrew pozorom, zjedzenie towaru w sklepie jeszcze przed zapłatą może się zdarzyć także dorosłemu. Ktoś może pilnie potrzebować czegoś słodkiego, innym razem może chcieć napić się wody mineralnej w trakcie rekordowych upałów. Czy w takiej sytuacji popełniamy jakieś przestępstwo? UOKiK jakiś czas temu przestrzegał przed tym za pomocą swojego profilu na Instagramie.

Produkt nie jest Twój, dopóki za niego nie zapłacisz. Jeśli coś zjesz lub wypijesz, zanim zapłacisz, może to zostać uznane za kradzież (kc art. 535 i kk art. 278).

Równocześnie nie sposób nie zauważyć, że poszczególne sieci dyskontów i supermarketów w różny sposób podchodzą do klientów, którzy zdecydują się na zjedzenie towaru w sklepie przed zapłatą. Nie byłbym sobą, gdybym nie wypomniał Biedronce incydentu z 2023 r. Wówczas małe dziecko zjadło bułkę, której wartość najprawdopodobniej nie przekraczała złotówki. Skończyło się na wezwaniu policji.

Warto przypomnieć, że dziecku poniżej 17 roku życia mandatu wystawić zgodnie z prawem nie można wystawić. Za wyrządzone szkody odpowiadają rodzice, ale w tym przypadku sprowadza się to do naprawienia wyrządzonej szkody. Czy jak kto woli: do zapłacenia za zjedzony towar. Biedronka wciąż jednak obstaje przy restrykcyjnym podejściu do sprawy. Sieć poproszona przez komentarz przez Interię odpowiedziała:

Nie możemy wykluczyć koniecznych działań, które mogą wiązać się z dyskomfortem dla klienta, zgodnie z obowiązującymi przepisami.

Lidl podchodzi od sklepowych podjadków nieco inaczej. Przynajmniej daje klientowi drogę do polubownego rozwiązania sporu.

Nieopłacony artykuł jest własnością sprzedającego. O wystąpieniu przytoczonej sytuacji klient powinien poinformować pracownika sprzedaży przy skanowaniu produktów przy kasie.

Zjedzenie towaru w sklepie nie jest przestępstwem i można się spierać, czy w ogóle jest formą kradzieży

Spośród sieci, które Interia zapytała o podejście do zjadanych przez klientów towarów, najbardziej wyrozumiały okazał się Kaufland.

Zachęcamy klientów do powstrzymania się od spożywania produktów przed dokonaniem zapłaty. Rozumiemy jednak, że w wyjątkowych sytuacjach, takich jak potrzeby dzieci, które nie mogą doczekać się skosztowania produktu, takie przypadki mogą się zdarzyć – wówczas podchodzimy do nich z pełną wyrozumiałością i akceptacją.

Trzeba przyznać, że to jedyna postawa, którą można w pełni określić mianem zdroworozsądkowej. Dopóki klient cały czas chce zapłacić za towar, który zjadł przed podejściem do kasy, dopóty sprzedawca nie ponosi żadnej szkody. Nie ma więc żadnego powodu, by podejmować wobec takich osób „działań, które mogą wiązać się z dyskomfortem”. Jak to jednak wygląda pod względem przepisów przytoczonych przez UOKiK?

Prawdę mówiąc, przepisy kodeksu karnego możemy sobie od razu odpuścić. Niezwykle rzadko zdarzają się produkty spożywcze warte 800 zł, które jedna osoba jest w stanie tak po prostu zjeść. Poniżej tej kwoty mamy w najgorszym wypadku do czynienia z wykroczeniem. Zaryzykowałbym przy tym stwierdzenie, że dopóki chcemy zapłacić za towar, dopóty nie mamy do czynienia z kradzieżą w rozumieniu kodeksu karnego. W końcu jest to „zabór czyjejś rzeczy ruchomej w celu przywłaszczenia”. My zaś nie przywłaszczamy jej sobie w taki sposób, by dysponować nią jak właściciel bez przeniesienia własności poprzez umowę sprzedaży.

Dopóki zjedzenie towaru w sklepie wiąże się z wolą uiszczenia za niego zapłaty, dopóty nie możemy mówić o kradzieży szczególnie zuchwałej, w przypadku której ustawodawca celowo nie przewidział minimalnej wartości skradzionej rzeczy. W przypadku kodeksu wykroczeń w grę wchodzi zastosowanie art. 119.

§  1.  Kto kradnie lub przywłaszcza sobie cudzą rzecz ruchomą, jeżeli jej wartość nie przekracza 800 złotych, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.
[…]
§  4.  W razie popełnienia wykroczenia określonego w § 1, można orzec obowiązek zapłaty równowartości ukradzionego lub przywłaszczonego mienia, jeżeli szkoda nie została naprawiona.

Kluczowym elementem jest wola zapłaty ze strony sklepowego głodomora albo jego rodziców

Przywołany przez UOKiK art. 535 kodeksu cywilnego sprowadza się z kolei do określenia, czym jest umowa sprzedaży.

§  1.  Przez umowę sprzedaży sprzedawca zobowiązuje się przenieść na kupującego własność rzeczy i wydać mu rzecz, a kupujący zobowiązuje się rzecz odebrać i zapłacić sprzedawcy cenę.

Należy przy tym pamiętać, że przepisy tej ustawy nie przesądzają kolejności tych dwóch czynności. Praktyka rynkowa podpowiada, że odbiór towaru może nastąpić jeszcze przed zapłatą. Tym samym zjedzenie towaru w sklepie samo w sobie nie stoi w sprzeczności z istotą umowy sprzedaży.

Sprzedawcy oczywiście przysługuje roszczenie cywilnoprawne. Powinniśmy w takiej sytuacji zastosować art. 415 k.c., a więc klasyczną odpowiedzialność deliktową.

Kto z winy swej wyrządził drugiemu szkodę, obowiązany jest do jej naprawienia.

Jak możemy naprawić szkodę wyrządzoną poprzez zjedzenie batonika w sklepie? To bardzo proste: płacąc za niego. W ten właśnie sposób koło się zamyka. Warto zauważyć, że w przypadku kasy samoobsługowej uczciwy klient jest w stanie sam skasować większość zjedzonych przez siebie produktów. Wystarczy, że jest w stanie skasować kod kreskowy na opakowaniu.

Prawdziwy problem pojawia się w momencie, gdy klient nie zamierza płacić za to, co zjadł. Może wyrzucić resztki opakowania gdzieś na półkę i udawać niewiniątko. Może też okazać się zwyczajnym sklepowym złodziejaszkiem. W tej sytuacji jak najbardziej możemy mówić o kradzieży, być może nawet o kradzieży zuchwałej. Dlatego rozumiem do pewnego stopnia nerwowość reakcji i chęć dmuchania na zimne. Obserwowanie zachowania kupujących przez ochronę jest przecież czymś racjonalnym. Interwencja jednak powinna nastąpić dopiero wtedy, gdy dana osoba nie chce zapłacić.