Tuż przed Wielkanocą mogą zakazać jajek w całej Polsce lub jej części

Środowisko Zakupy Dołącz do dyskusji
Tuż przed Wielkanocą mogą zakazać jajek w całej Polsce lub jej części

Ptasia grypa rozlewa się po Polsce. Nie byłaby to pierwsza taka epidemia. Ta konkretna odmiana grypy nie jest zresztą szczególnie niebezpieczna dla ludzi. Prawdziwym problemem są jej potencjalne skutki dla hodowców drobiu i konsumentów. Borykają się z nimi już Amerykanie. Niedobór jaj na tamtejszym rynku zdążył się stać obiektem kpin w Europie. Możliwe, że wszystko przed nami.

Kolejny rok przynosi nam kolejną epidemię groźnej choroby zakaźnej zwierząt

Nauczyliśmy się już chyba, że zakaźnych chorób odzwierzęcych lepiej nie lekceważyć. Nie da się przy tym ukryć, że powracają one z zaskakującą wręcz regularnością. Wszyscy pamiętamy epidemię covid-19, która zaczęła się gdzieś w Chinach i rozprzestrzeniła po świecie. Są także choroby, które mogą wywrócić życie ludzi w nieco bardziej subtelny sposób. Mam na myśli te, które może i nie czynią szkody ludziom na masową skalę, ale zabijają zwierzęta i tym samym dewastują całe gospodarki. Europa wciąż walczy z afrykańskim pomorem świń. Teraz zaś wraca do nas ptasia grypa.

Główny Inspektorat Sanitarny pod koniec stycznia informował, z czym mamy do czynienia. Tak naprawdę chodzi o wiele rodzajów wirusów grypy, które zwykle zarażają wyłącznie ptaki. Są dość powszechne dla tych zwierząt i zazwyczaj nie stanowią nawet dla nich większego zagrożenia. Niestety niekiedy mutują one w bardziej zjadliwy patogen. Taka ptasia grypa jest już niezwykle zakaźną chorobą ogólnoustrojową, która powoduje wysoką śmiertelność u ptactwa.

Nie trzeba wyjątkowych pokładów wyobraźni, by dostrzec zagrożenia związanych ze szczególnie zaraźliwym wirusem. Owszem, w pierwszej kolejności powinniśmy brać pod uwagę ryzyko kolejnych mutacji, które sprawiłyby, że wirus zaatakuje także ludzi. Zdarzały się już takie przypadki, także w tym roku. Były wśród nich również zgony. Na szczęście ptasia grypa jeszcze nie przenosi się pomiędzy ssakami i dalej na ludzi. Ryzyko jednak istnieje. Choroba coraz częściej atakuje na przykład koty, przeniosła się także na krowy mleczne.

O wiele bardziej namacalnym skutkiem epidemii ptasiej grypy są szkody wyrządzone rolnikom. Przekonali się o tym w ostatnim czasie Amerykanie. Z pewnością każdy z nas słyszał o ich problemach z jajkami. Choroba zabiła już ok. 170 milionów ptaków w USA. Rezultat jest łatwy do przewidzenia: drastyczny spadek podaży jaj, który odczuli amerykańscy konsumenci.

Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że ptasia grypa omija Polskę. Jest wręcz przeciwnie: zaraza szerzy się po naszym kraju od jakiegoś czasu. Pierwsze informacje medialne na ten temat pochodzą z przełomu roku. Teraz zaś dowiadujemy się o kolejnych ogniskach.

Ptasia grypa nie zdąży wyeliminować jaj z wielkanocnych stołów Polaków

Prawdę mówiąc, nasz kraj jest obecnie europejskim „liderem”, jeśli chodzi o skalę zjawiska. Na szczęście na razie mówimy raczej o dziesiątkach ognisk. Informacje serwisu AgroPolska sugerują, że odnotowano do tej pory 78 przypadków zakażeń zjadliwym wariantem wirusa u drobiu, 30 u dzikich ptaków i 17 u trzymanych w niewoli. Najwięcej z nich przypada na Wielkopolskę. To nie koniec złych wieści. W lutym znaleziono martwe kury porzucone przez kogoś w lesie w powiecie opolskim. Były zarażone wirusem ptasiej grypy.

Ktoś mógłby powiedzieć, że nie ma najmniejszego sensu porównywać dziesiątki przypadków do milionów zabitych kur za oceanem. Trzeba jednak pamiętać, że wykrycie jednego zakażonego ptaka oznacza konieczność wybicia całego stada. Nikt rozsądny nie zamierza ryzykować, że wirus będzie mógł się rozwijać w cieplarnianych warunkach hodowli drobiu. Dla rolnika oznacza to oczywiście katastrofę. Odszkodowania nie zawsze pokrywają całość straty.

Teoretycznie mięso i jajka od zarażonych kur nie powinny być niebezpieczne. Obróbka termiczna w temperaturze powyżej 70ºC zabija wirusa. Co innego jednak spożycie surowego albo niedogotowanego jajka. Nikt się jednak nie powinien dziwić, że sprzedawcy i importerzy nie chcą ryzykować. Komisja Europejska już rozważa wprowadzenie ograniczeń dla polskiego drobiu.

Ktoś mógłby pomyśleć, że mamy do czynienia z histeryczną reakcją. Tak jednak nie jest. Nie chodzi mi nawet o to, że wszystkie te kroki zaradcze mają swoje uzasadnienie. Po prostu histeryczną reakcję już w Polsce mieliśmy. Mam na myśli epidemię ptasiej grypy z 2006 r., której symbolem pozostanie wybicie stada toruńskich łabędzi. Jeden z ptaków był rzeczywiście chory i padł. Reszta stada co prawda okazała się zdrowa, ale i tak dla pewności dokonano ich eutanazji. Owszem, w międzyczasie do Torunia zbliżała się fala powodziowa, a kraj ogarnęła panika podobna do tej z początków epidemii covid-19. To wiele tłumaczy.

Wydaje się, że ptasia grypa nie zdąży uderzyć bezpośrednio w wielkanocne stoły Polaków. Prawdziwe nieszczęście może jednak dopiero nadejść, jeśli epidemia wśród drobiu będzie się dalej rozszerzać. Wówczas może się okazać, że i u nas na sklepowych półkach zacznie brakować jaj. W końcu już w lutym pojawiły się problem z ich dostępnością.