Pamiętam czasy podstawówki, kiedy mój tata mówił mi, że jestem „z niżu demograficznego”. Rzeczywiście – mój rocznik miał tylko cztery klasy, podczas gdy ze starszych i młodszych kolegów udawało się utworzyć nawet po 6-8 klas. Sprawdziłem, ile w 2003 roku wynosił współczynnik dzietności – 1,22. Jeśli spojrzymy na obecne wyniki to okazuje się, że niż sprzed 22 lat byłby teraz niespodziewanym wyżem. Prognozy na pierwszy kwartał biją na alarm – dzietność w Polsce wynosi ok. 1,03.
Starzejąca się Polska
Na początku maja na profilu BirthGauge ukazała się grafika z prognozami odnośnie dzietności w poszczególnych krajach w I kwartale 2025 roku. Nie jest zaskoczeniem, że kraje takie jak Tajwan (0,83) czy Korea Południowa (0,75) zjechały poniżej poziomu 1,00. A kto wypada najgorzej w Europie? Żadna Hiszpania czy Włochy, które przez lata uchodziły za jedne z najmniej dzietnych krajów w na naszym kontynencie. Niestety, prawda jest o wiele bardziej bolesna. W ostatnim kwartale najgorzej wypadamy my (1,03) i Litwa (1,00). Nie ma jeszcze wyników ze wszystkich krajów, ale wiele wskazuje na to, że magiczną granicę 1,00 przebije Malta, która już w 2024 roku osiągnęła równe 1,00.
New monthly birth update. There isn't much else to say but there being a lot of red (even more than in 2024 at this point). Many countries will record the lowest TFR ever recorded this year (again). pic.twitter.com/jUBGn6PKWQ
— Birth Gauge (@BirthGauge) May 2, 2025
O poziomie zastępowalności pokoleń (2,1) nikt przy zdrowych zmysłach nie marzy. Jedyne, co się przewija, to próba częściowego zahamowania, a nie całkowite odwrócenie procesu starzenia się Polski. To również nie będzie łatwe, bo z roku na rok dzietność maleje. Jeszcze w 2017 roku wynosiła 1,45 – dziś również w kategoriach marzeń. Co więcej, w największych miastach poziom ten już przekroczył barierę 1,00. Kolejni ludzie osiedlają się w największych miastach i na ich obrzeżach, ale tamtejsza dzietność nie rośnie. Czy stwierdzenie „takie czasy” może być dla nas satysfakcjonujące? Oczywiście, że nie. Jeśli nie chcemy zamienić Polski w skansen, to należy zacząć działać.
Tym bardziej smuci fakt, że problem niskiej dzietności tak naprawdę nie został poważnie poruszony w trakcie kampanii prezydenckiej. Tak, może i prezydent nie ma wielkiego wpływu, ale chodzi o samą narrację – o to, o czym dyskutują nie tylko kandydaci, ale wyborcy. Owszem, można to podpiąć np. pod postulaty odnośnie polityki mieszkaniowej. W końcu część osób zarzuca, że przyczyną niskiej dzietności jest właśnie brak mieszkań. Nawet jeśli tak jest, to nadal nie wiemy, czy ewentualny wzrost dzietności byłby satysfakcjonujący. My potrzebujemy także rozwiązań, które sprawią, że starzenie się społeczeństwa przebiegnie mniej boleśnie dla naszej gospodarki.
Skutki niskiej dzietności
Nasze społeczeństwo będzie coraz starsze – w 2060 roku połowa mieszkańców Polski ma mieć ponad 50 lat. Osoby powyżej 65. roku życia mają stanowić ok. 30% populacji. Będzie ponad dwa razy więcej osób w wieku 80 lat i wyżej. Nie trzeba być ekspertem, aby stwierdzić, że to prosta droga do coraz większego zapotrzebowania na opiekę zdrowotną. Jednocześnie coraz mniejsza liczba młodych pracowników oznacza niższe wpływy do budżetu.
Czy niedofinansowana już dziś ochrona zdrowia to wytrzyma? Skąd weźmiemy lekarzy, pielęgniarki, opiekunów? To są dodatkowe dziesiątki tysiące osób więcej. Będziemy wydawać coraz więcej pieniędzy na ludzi w wieku poprodukcyjnym. Garstka młodych będzie utrzymywać resztę społeczeństwa. Jak taki kraj ma być otwarty i gotowy na rozwój jakichkolwiek innowacji?
Wiem, że osobie młodej łatwiej przychodzi rzucanie pomysłami i wizja zbawiania świata swoimi ideami. Jednak mówię to z perspektywy osoby, która w 2060 roku będzie (jeśli Pan Bóg pozwoli) bliżej emerytury, niż dalej. Ostatnie 35 lat Polski to imponujący rozwój, jednak nie możemy się do niego przyzwyczaić. Nic nie jest nam dane raz na zawsze, dobre czasy również mogą minąć.
Czego potrzebują Polacy, aby zrozumieć, że jesteśmy na prostej drodze do załamania się systemu opieki zdrowotnej, systemu emerytalnego, spowolnienia gospodarczego i obniżenia się jakości życia? Trudno w to uwierzyć, prawda? Niestety, ale wspaniałość czasów, w których przyszło nam żyć, jednocześnie usypia naszą czujność i wyobraźnię.
Czy da się podnieść dzietność?
Było 500 plus na drugie i kolejne dziecko, później na pierwsze, ostatnio zamieniono je na 800 plus. Jeden z najbardziej sztandarowych programów społecznych Prawa i Sprawiedliwości może i wpłynął pozytywnie na najuboższe rodziny, ale w żadnym razie nie zwiększył dzietności. I to pomimo tego, że na początku był promowany jako program prodemograficzny. Co ciekawe, został wprowadzony w 2016 roku, kiedy dzietność wyniosła 1,36. I chociaż mieliśmy chwilowy wzrost w 2017 i 2018 roku, to od tamtego czasu jest już coraz gorzej.
Czy działania bezpośrednio od państwa są w stanie w pozytywny sposób wpłynąć na dzietność? Może po prostu państwo powinno mniej przeszkadzać, np. w kontekście obciążeń podatkowych? Około 4% PKB na politykę prorodzinną przeznacza Francja. I rzeczywiście, na tle innych krajów zachodnich Francja wypada naprawdę dobrze – w 2024 dzietność wyniosła 1,62, a na 2025 prognozuje się 1,56. Nie można jednak zapomnieć o imigrantach i osobach pochodzenia imigranckiego, które stanowią we Francji coraz wyższy odsetek. Jeśli miałbym wskazać, dlaczego Francja radzi sobie tak nieźle, to prędzej wskażę na drugą opcję, a nie na programy społeczne.
To może słynące z hojnych świadczeń społecznych kraje skandynawskie? Jest wyżej niż w Polsce, ale również jest trend spadkowy. Jeszcze w 2015 Szwecja mogła pochwalić się dzietnością na poziomie 1,85. W zeszłym roku było to już 1,43. Dodatkowo, tak jak Francja, Szwecja jest popularnym kierunkiem wśród migrantów.
Interesującym przykładem są nasi południowi sąsiedzi. Dzietność w Czechach w 2002 roku wynosiła zaledwie 1,17. W 2020 roku było to już 1,71. Nie dość, że wydają na politykę prorodzinną mniej pieniędzy niż my (w relacji do % PKB), to z sukcesami. Podstawą czeskiej polityki jest wysoki zasiłek rodzicielski w wysokości ok. 60 tys. zł (do wykorzystania między 7 miesiącem życia a 4 rokiem życia dziecka). Dodatkowo rodzice mogą skorzystać z aż czteroletniego urlopu rodzicielskiego. Co więcej, jeśli kobieta zdecyduje się na kolejne dziecko przed wykorzystaniem pełnego zasiłku, to on nie przepada – pozostała kwota jest wypłacana jednorazowo, a na kolejne dziecko przysługuje kolejne świadczenie.
Czesi postawili na to, aby móc łączyć opiekę nad dzieckiem z pracą – jest możliwa np. praca na część etatu z zachowaniem odpowiednich świadczeń. Liczy się przede wszystkim komfort i wsparcie rodziny jako całości, a nie jedynie sprowadzenie roli kobiety do urodzenia i wynagrodzenia jej tego w postaci programu w wysokości kilkuset złotych. Każdy dobrze wie, że wychowanie dziecka kosztuje o wiele więcej.
Czyli nie da się nic zrobić?
W kwestii podniesienia dzietności, raczej z roku na rok będzie coraz trudniej, a nie łatwiej. Nic nie zapowiada, aby polscy politycy potraktowali ten temat poważnie. Nie chcę być pesymistą, ale teraz jest już za późno. Oczywiście nie mówię, żeby nie tworzyć nowych inicjatyw promujących dzietność, ale musimy zająć się też inną kwestią – adaptacją do nowej struktury społecznej. Starzenie się populacji nie musi z automatu oznaczać zapaści – może stać się motorem napędowym do modernizacji kraju. Starzejące się społeczeństwo może stać się paradoksalnie poligonem innowacji – tak się dzieje w dużej części w Japonii, gdzie seniorzy stają się osobną grupą wśród konsumentów.
Wchodzimy w epokę, w której będzie trzeba postawić na jakość, a nie ilość. Naszym celem powinno być społeczeństwo, które pomimo coraz mniejszej populacji jest zdrowe i produktywne. Technologia musi wypełnić lukę po brakujących ludziach. Im mniej pracowników, tym większy nacisk na automatyzację. Mamy zaplecze intelektualne, które kształci się na polskich uczelniach, tylko nie możemy oddawać go bez walki na rzecz zagranicznych firm i uczelni. Od upadku komunizmu, Polska straciła w ten sposób dziesiątki tysięcy talentów.
Sztuczna inteligencja przejmująca pracę biurową, administracyjną, a nawet medyczną. Państwo powinno wspierać kreatywność, a nie ją zwalczać. Polska może, a nawet musi postawić na robotyzację – zachęcać nowych inwestorów, kusić przedsiębiorców ulgami podatkowymi, mądrze dysponować środkami otrzymywanymi z funduszy UE.
Jest jeszcze jedna rzecz, o której nikt w Polsce nie jest skłonny rozmawiać. Jest nią podwyższenie wieku emerytalnego. Problem jest jednak taki, że ktokolwiek odważyłby się go ruszyć, prawdopodobnie skazałby się na porażkę w następnych wyborach. Tymczasem Polska ma najniższy wiek emerytalny (60 dla kobiet i 65 dla mężczyzn) i prawie najniższą dzietność w Europie. To jest mieszanka wybuchowa – jak ma działać społeczeństwo, którego prawie połowa będzie utrzymywana przez pozostałą część, która musi utrzymać jeszcze siebie?