Od jakiegoś czasu w przestrzeni publicznej funkcjonuje pomysł, by skrócić czas pracy. Być może byłby to dłuższy weekend, a być może jedna godzina do przepracowania mniej. Problem w tym, że takie rozwiązania nie podobają się przedsiębiorcom. W końcu musieliby płacić tyle samo za mniej wykonanej pracy. Teoretycznie alternatywę mogłaby stanowić niepopularna w Polsce praca na niepełny etat.
Okazuje się, że to nie do końca prawda, że Polacy są drugim najbardziej przepracowanym narodem w Europie
Ministerstwo Rodziny Pracy i Polityki Społecznej uruchomiło na początku maja program pilotażowy mający przetestować dwa modele skrócenia czasu pracy. Jednym z nich jest ograniczenie liczby przepracowanych dni do czterech w tygodniu z trzydniowym weekendem. Drugi to sześciogodzinny dzień pracy. Obydwa rozwiązania wydają się porównywalne. W pierwszym przypadku odpada nam 8 godzin pracy, w drugim 10. Czy któryś z nich okaże się rozwiązaniem problemu Polaków będących jednym z najbardziej zapracowanych narodów w Europie? O dziwo, to całkiem możliwe.
Rzecz w tym, że tak naprawdę wcale nie musimy być zaraz za Grecją pod względem średniej liczby przepracowanych godzin w tygodniu. To znaczy: wartości raczej się nie zmienią. Pozostaje kwestii metodologii. Nasz kraj wyróżnia bowiem coś, czego tego typu coroczne zestawienia nie uwzględniają. W pozostałych państwach europejskich dużo popularniejsza jest bowiem praca na niepełny etat.
W Polsce w 2023 r. odsetek pracowników pracujących w tej formule wyniósł 5,5 proc. Dla porównania: unijna średnia to 17 proc. Grecja osiągnęła wynik nieco poniżej 9 proc. Tymczasem zamożne państwa Europy Zachodniej najczęściej osiągały wyniki zauważalnie powyżej średniej. Wyjątek stanowi Hiszpania znajdująca się nieco poniżej i Finlandia z Francją będące w okolicach tych 17 proc.
Od strony formalnej praca na niepełny etat nie różni się zbytnio od przepracowywania pełnych 40 godzin tygodniowo. Pracownik ma dokładnie te same prawa i obowiązki. Różnica jest taka, że pewne uprawnienia stosuje się proporcjonalnie do jego wymiaru pracy. Na przykład osobie pracującej na pół etatu przysługuje jedynie połowa dni urlopu wypoczynkowego pracownika zatrudnionego na pełny etat.
Z punktu widzenia przedsiębiorcy to może być całkiem atrakcyjna alternatywa względem ministerialnych wynalazków. Najważniejszą zaletą zawierania z pracownikami umów na niepełny etat jest to, że wiąże się z odpowiednio niższym wynagrodzeniem. Niektórzy pracodawcy łączą nawet zatrudnienie w częściowym wymiarze czasu z umową zleceniem. Trzeba jednak pamiętać, że jest ono dopuszczalne jedynie wtedy, gdy obydwie umowy obejmują całkowicie rozbieżny zakres wykonywanych czynności.
Praca na niepełny etat ma tak naprawdę jedną krytyczną wadę w postaci równie niepełnego wynagrodzenia
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że praca na niepełny etat spodoba się również pracownikom. Jeśli bowiem nie chcą pracować tak długo, jak w standardowym kodeksowym wymiarze czasu, to jest to rozwiązanie właśnie dla nich. Warto jednak zastanowić się głębiej nad tym, dlaczego w Polsce nie chce się ono przyjąć.
Nikogo chyba w tym momencie nie zaskoczy stwierdzenie, że jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Praca na niepełny etat to po prostu niższa pensja. Obniżenie wynagrodzenia dla zdecydowanej większości pracowników w naszym kraju to coś, na co nie mogą sobie pozwolić. Między bajki możemy wrzucić statystyczne kłamstwo o średniej krajowej wynoszącej prawie 9 tys. zł. Nawet mediana podawana przez GUS jest zawyżona z powodu przyjętej metodologii, która nie odzwierciedla rzeczywistych zarobków Polaków.
Mówiąc wprost: jesteśmy po prostu zbyt biedni jako społeczeństwo, by móc sobie pozwolić na uczciwe dla obydwu stron rozwiązanie problemu zbyt długiego czasu pracy. Przy okazji warto wspomnieć, że w ostatnich latach inflacja zauważalnie wywindowała nie tylko koszty działalności gospodarczej, ale także koszty codziennego życia. W tej sytuacji pozostają rozwiązania, które nie są tak uczciwe.
Skracanie czasu pracy w obydwu modelach proponowanych przez resort pracy zakładają pozostawienie wynagrodzenia na dotychczasowym poziomie. Ich sukces jest możliwy jedynie wtedy, jeśli się okaże, że wydajność pracowników co najmniej pozostała na niezmienionym poziomie. Jeżeli bowiem te dwie godziny w dniu roboczym pracownicy poświęcają głównie na walkę ze zmęczeniem i nudą, to mielibyśmy do czynienia z niewielką stratą. Badania sugerują, że w przypadku pracy umysłowej jesteśmy w stanie przepracować produktywnie przez ok. 6 godzin dziennie. Rzeczywistość bywa jednak rozczarowująca.
Wydaje się, że koniec końców z tego skracania czasu pracy w polskich firmach nic nie wyjdzie. Nie da się w końcu ukryć, że wracamy jako gospodarka do prób utrzymania produktywności i konkurencyjności. Nie ma też co upatrywać w firmowym AI zbawienia od konieczności normalnej pracy. Tymczasem praca na niepełny etat pozostanie zapewne rozwiązaniem niszowym. Po prostu rzadko kiedy odpowiada rzeczywistym potrzebom i pracownika i pracodawcy naraz.