Smutne wnioski prezesa InPostu: Nasza biurokracja nie pochodzi z UE. Odpowiadamy za nią sami

Biznes Gospodarka Państwo Prawo Dołącz do dyskusji
Smutne wnioski prezesa InPostu: Nasza biurokracja nie pochodzi z UE. Odpowiadamy za nią sami

Jako państwo członkowskie UE musimy stale wdrażać unijne prawo. Problem polega jednak na tym, że w trakcie tego procesu wprowadzamy dodatkowe i często szkodliwe regulacje. Zjawisko to nosi nazwę gold-platingu (z ang. pozłacanie). W ostatnim czasie ukazał się na ten temat ważny raport. Został on opracowany na zlecenie Fundacji Wparcia Przedsiębiorczości w ramach inicjatywy SprawdzaMy.

Nasze zbędne regulacje nie zawsze pochodzą z UE

Prawo w Polsce jest nad wyraz skomplikowane. Co do tego nikogo nie trzeba przekonywać. Utrudnia ono życie przeciętnego Kowalskiego. Dla przedsiębiorców zaś stanowi trudny do udźwignięcia balast, sprawiający, że ich oferta na rynku UE często nie jest konkurencyjna.

W naszym społeczeństwie panuje stereotyp, zgodnie z którym sytuacja ta wynika z prawa Unii Europejskiej, jakie nadaje ton naszym regulacjom. Choć wybrane unijne rozporządzenia i dyrektywy mogą budzić zastrzeżenia, w istotnym stopniu nasze piekiełko legislacyjne robimy sobie sami.

Raport w ramach inicjatywy SprawdzaMy udowodnił, że sami komplikujemy sobie życie

Za utrudniającą rozwój naszego państwa biurokrację w znacznym stopniu odpowiada przeregulowane krajowe ustawodawstwo. Jego źródeł co do zasady nie należy upatrywać w członkostwie Polski w Unii Europejskiej.

To przebijające się niekiedy w mediach stwierdzenie nie jest już opinią. Stanowi bowiem znakomicie udokumentowaną tezę w raporcie „Gold-plating i nadregulacja przy implementacji prawa UE do polskiego porządku prawnego”. Dokument ten został opublikowany w maju bieżącego roku w ramach inicjatywy SprawdzaMy.

Powstał z inicjatywy Fundacji Wparcia Przedsiębiorczości. Jego autorami są eksperci Praktyki Doradztwa Regulacyjnego, Legislacji i Compliance w Kancelarii DZP, a do zapoznania się z nim zachęca osobiście m.in. Rafał Brzoska, Pełnomocnik Przedsiębiorców ds. Deregulacji.

Twórca InPostu uważa, że należy wyeliminować zjawisko gold-platingu, a każda nowa regulacja powinna nieść za sobą usunięcie dwóch wprowadzonych w przeszłości.

To jedyny tego typu dokument w Polsce. Przedstawia aż 100 przykładów wdrożeń przepisów unijnych, obejmujących zbędne regulacje wprowadzane wraz z nimi, których UE od nas nie wymaga.

Dotyczą one m.in. bankowości, finansów, zamówień publicznych, środowiska, telekomunikacji, mediów czy transportu. Interesujące przypadki opisano także w analizie wadliwych przepisów odnoszących się do opieki zdrowotnej, medycyny i farmacjii. Mogą one wpływać na życie wszystkich z nas, stąd zasługują na szczególną uwagę.

Przez polską biurokrację ciężko chorzy nie mogą skorzystać z leków mających szansę im pomóc

Wielu z nas z pewnością słyszało o przypadkach poważnie chorych ludzi, którzy nie mogli otrzymać leków niedopuszczonych do obrotu, dających nadzieję na odzyskanie zdrowia. Możliwość skorzystania z nich określana jest w prawie formułą „compassionate use”.

Jak się okazuje, prawo unijne ją dopuszcza i korzystają z niej chociażby chorzy w Niemczech i we Francji. Niestety, polski ustawodawca jest bardziej rygorystyczny i tego nie przewiduje – nawet w odniesieniu do pacjentów uczestniczących w badaniach klinicznych.

Jako alternatywę proponuje skomplikowaną procedurę sprowadzenia leku zza granicy, która stawia nas na dużo gorszej pozycji niż zachodnich sąsiadów w odniesieniu do nowych farmakoterapii.

Polski ustawodawca wyklucza możliwość zamawiania leków na receptę z dostawą, co utrudnia życie chorym

Innym przykładem szkodliwego prawa ze wskazanego obszaru są regulacje dotyczące kupowania leków na receptę. W Polsce nie można ich nabyć drogą wysyłkową.

Tymczasem dla ciężko chorych, np. mających problemy z mobilnością, zakup leków na receptę z dostawą do domu mógłby być sporym ułatwieniem w codziennym funkcjonowaniu.

Możliwość taka zwiększyłaby także bezpieczeństwo osób cierpiących na okresowe infekcje, które zamiast pojawiać się w aptekach, zyskałyby szansę zamówienia przez Internet potrzebnych specyfików do domu.

Prawo unijne dopuszcza takie rozwiązanie. Niestety, nasze regulacje są bardziej rygorystyczne i tego nie wykorzystują.

Politycy nie powinni uzasadniać swojej obecności, zgłaszając zbędne poprawki, prowadzące do nadregulacji

Kolejne przykłady opisane w raporcie można by mnożyć, a wniosek, jaki się z nich wyłania, jest jednoznaczny: polskie prawo potrzebuje kompleksowej analizy w zakresie wdrożenia unijnych przepisów.

Zawsze, gdy da się to zrobić, należy dokonywać ich transpozycji w taki sposób, aby spełnić minimalne wymogi UE – chyba, że istnieje uzasadnienie dla innej decyzji.

Z raportu wynika, że obecne przepisy, wprowadzające unijne dyrektywy, wymagają przeglądu i zmian. Natomiast te, które będą wdrażane w przyszłości, powinny być zawsze analizowane pod kątem ewentualnych nadregulacji. W związku z tym potrzebujemy opracowania odpowiednich procedur.

Opisane w raporcie wnioski stanowią kwintesencję polskiej biurokracji. Władzę ustawodawczą tworzy u nas wiele osób i każda z nich dąży do uzasadnienia w niej swojej obecności.

Może jednak czas stwierdzić, że polscy posłowie, senatorowie i ministrowie nie powinni tak ciężko pracować. Bo zgłaszanie kolejnych poprawek do ustaw nie zawsze jest konieczne. Niekiedy proste przeniesienie na nasz grunt unijnych przepisów w ich minimalnym zakresie może być wystarczające.