Izba przyjęć we Włocławku przypomina obecnie scenerię horroru, z tym, że zamiast zombie, mamy pijanych, awanturujących się „pacjentów”, którzy uprzykrzają życie zarówno personalowi medycznemu, jak i innym – trzeźwym – klientom włocławskiego szpitala.
Wizyty w szpitalu rzadko kiedy kojarzą się miło. Czy sami korzystamy z usług służby zdrowia, czy odwiedzamy naszych bliskich – są z to z reguły mało przyjemne chwile. Zwłaszcza, gdy wizyta ma miejsce w placówkach publicznych, często niedoinwestowanych, z wyposażeniem pamiętającym czasy dawno minione, a i standardami obsługi niemającymi wiele wspólnego z porzekadłem „nasz klient nasz pan”.Sam dobrze pamiętam wizyty w gdańskich SOR-ach (szpitalnych oddziałach ratunkowych). Przeżycia traumatyczne, gdzie wszyscy czekają – nieraz po wiele godzin – aż ktoś się zajmie ich przypadkiem i ulży w cierpieniu.
Izba przyjęć we Włocławku zamieniła się w piekło – a wszystko przez likwidację izby wytrzeźwień
Okazuje się jednak, że w Gdańsku nie jest tak źle. Pacjenci we Włocławku mają dużo gorzej. Na tyle gorzej, że swoimi przemyśleniami na ten temat podzielił się jeden z pracujących tam lekarzy. Facebookowy post pana Bartosza Nowakowskiego ma iście katastroficzny wydźwięk (pisownia oryginalna):
Nie wiem kto był pomysłodawcą likwidacji izby wytrzeźwień w moim rodzinnym mieście. Decyzja ta od wielu lat niesie za sobą konsekwencje dla zaoaptrywanych przeze mnie pacjentów podczas dyżurów w SOR i myślę, że nie dotyczy wyłącznie moich godzin pracy. Sytuacja kiedy lekarz, ratownik medyczny albo pani pielęgniarka pławią sie w ekstrementach, kiedy nasze ciuchy, buty i dłonie mają bezpośredni kontakt z kalem, moczem, wymiocinami a czasem białymi robakami pasozytujacymi w pachwinach przebywających na oddziale SOR alkoholikow, zeby po chwili badać albo pobierać krew kilkuletniego dziecka w XXI wieku jest sytuacją niedopuszczalną. Pijackie awatury, przekleństwa, wyrwane z futryną drzwi nie mogą być codzienboscią w pracy szpitala. Złota godzina diagnostyki i ukierunkowanej terapii przeplatana burdami z niesubordynowanymi, pijanymi osobnikami wydłuża się w czasie stanowiąc ryzyko dla zdrowia pozostałych pacjentów.
Izba wytrzeźwień prawem, nie obowiązkiem gminy – i cierpią na tym pacjenci szpitali
Izbę wytrzeźwień (zobacz, ile wynosi opłata za pobyt na izbie wytrzeźwień) zlikwidowano wiele lat temu, ale – jak widać – władze nie są zainteresowane rozwiązaniem problemu, który najwidoczniej nie ustępuje. Już rok temu Gazeta Pomorska informowała, że
Władze miasta zapewniają, że planują utworzenie miejsc do wytrzeźwienia w partnerstwie – czy to z Miejskim Zespołem Opieki Zdrowotnej, czy to z Wojewódzkim Szpitalem Specjalistycznym. – Rozmowy w tej sprawie trwają – dodaje rzecznik prezydenta.
Rok to najwidoczniej mało, aby problem rozwiązać. Problem, na którym najbardziej są stratni zwykli pacjenci, którzy muszą uważać, aby na SOR-ze nie doznać kolejnej krzywdy. Problem leży w przepisach, które jedynie pozwalają, a nie obligują miast do prowadzenia takich placówek jak izby wytrzeźwień. Rzecznik Praw Obywatelskich postuluje, aby zmienić ustawę o wychowaniu w trzeźwości tak, aby gminy musiały prowadzić izby wytrzeźwień. Na chwilę obecną jednak na pomysłach się kończy, a problem jak był – tak jest. Woli zmian w prawie nie widać.
Tymczasem, w prawdziwym świecie. 29 izb wytrzeźwień (zrzeszonych w Stowarzyszeniu Dyrektorów i Głównych Księgowych Izb Wytrzeźwień) tylko w 2016 roku przyjęło ponad 160 tysięcy podopiecznych. Kolejne 65 tysięcy obywateli skorzystało z usług Pomieszczeń dla Osób Zatrzymanych w komendach Policji.