Trudna jest dla mnie do zrozumienia moda na karty kredytowe. To oczywiste, że kredyt w życiu każdego człowieka czasem jest konieczny, a tego typu instytucja liczy sobie wiele lat. Ale karta kredytowa to już jakaś przedziwna forma dłużniczej perwersji.
Karta debetowa, czyli zwykła karta bankomatowa, z której korzystamy na co dzień – coś pięknego. Ułatwia życie, nie kosztuje wiele, pozwala wygodnie wydawać posiadane pieniądze.
Karta kredytowa przyznawana w celu zadłużania się i wydawania pieniędzy, których nie mamy… Tutaj historia jest inna. Nie dość, że możemy bardzo łatwo wpaść w spiralę długów, to jeszcze buduje się nawyk życia na kredyt.
Przywędrowały do świadomości masowej najprawdopodobniej wraz z amerykańską kulturą masową (to ta sama kultura masowa, która w uczciwych warunkach rynkowych powinna doszczętnie spłonąć, po tym jak przez lata kupowano na kredyt nawet po kilka domów, a potem okazało się, że prawie nikogo tak naprawdę na to nie stać). Posiadanie karty kredytowej stało się wręcz synonimem korzystania z karty bankomatowej, zawsze ilustrowanej w sposób hedonistyczny, przeważnie na zakupy zbyteczne i modowe.
Karta kredytowa z voucherem do RTV Euro AGD
Karta kredytowa to forma patologii. Wyrzuca z instytucji kredytu jego incydentalny charakter, a w zamian pielęgnuje kulturę życia na minusie. Zamiast nakłonić użytkownika i posiadacza karty do tego, by nauczył się wreszcie odkładać pieniądze na poczet planowanych wydatków, uczy się go, że to jak najbardziej w porządku sprawa, by co miesiąc żyć ponad stan, na konto banku.
Dla banków karty kredytowe to oczywiście prawdziwy Disneyland. A rolę największej kolejki górskiej w tym parku rozrywki pełni sytuacja, gdy kredytowa gapa nie podoła spłacie zaciąganych przez siebie zobowiązań i zaczyna się naliczanie odsetek.
W związku z powyższym nieco rozumiem, że banki stają na głowie by wciskać te karty kredytowe, rozdając w zamian gadżety, iPady, bilety do kina i inne atrakcje. Przykładowo BGŻ BNP Paribas ma teraz atrakcyjną promocję, w myśl której rozdaje vouchery do znanego marketu z elektroniką – RTV Euro AGD. Jak na najlepszej promocji zakupowej.
Prawdę powiedziawszy nie dostrzegam szerszego znaczenia kart kredytowych, choć oczywiście mogą one mądrej głowie służyć – na przykład do budowania historii kredytowej. Wszyscy znamy jednak inne historie z naszego otoczenia, a i po sieci krążą dobitne przykłady, że Polacy nie bez powodu nie mają pieniędzy – po prostu nie potrafią się z nimi obchodzić. Wczoraj przypadkiem trafiłem na grupę internetową, gdzie „mamusie” czekają na przelew 500+ i głośno deklarują na co jeszcze tego samego dnia wydadzą te pieniądze – prócz pazurków mogliśmy tam widzieć m.in. „taką fajną trampolinę” i generalnie inne zbytki, na które nawet Rockefeller nie chciałby sobie pozwolić. Zasada jest prosta – są pieniądze, to natychmiast trzeba myśleć, na co je wydać. To niestety pokazuje, że część ubogich ludzi ma tak poustawianą głowę, że zawsze będzie uboga i roszczenia względem zaradniejszej klasy średniej nigdy nie bedą miały końca.
A potem? Potem zawsze scenariusz ten sam: panie premierze, niech pan coś zrobi, ten zły komornik… No niestety, banki budują kulturę kredytu. Tego, którego czasem potrzebujemy. Ale, co gorsza, często budują też kulturę kredytu, którego kompletnie nie potrzebujemy. Nawet bardziej intensywnie.