To już nie tylko „leniwi millenialsi”. Ukraińcy też wcale nie chcą zarabiać 2 tysięcy brutto. Kiedy tylko poznali, jakie prawa im przysługują, zaczęli wymagać od pracodawców lepszego traktowania. A ci są gotowi pójść na układ. Jedna czwarta pracodawców chętnie zapłaci naszym sąsiadom ze Wschodu więcej, niż dotychczas płaciła rodakom.
Stworzony przez Personnel Service Barometr Imigracji Zarobkowej za pierwsze półrocze 2018 zaczyna pokazywać naprawdę ciekawe wyniki. Zacznijmy od tego, że około jedna czwarta Polaków (większość, co podkreśla się w badaniu, osób z wykształceniem podstawowym) uważa, że powinni oni zarabiać mniej niż obecnie. Skąd to się bierze?
Otóż fakty są bezlitosne: niemal co czwarty pracodawca jest gotów zapłacić więcej pracownikowi z Ukrainy, bo brakuje mu na miejscu Polaków (potencjalna siła robocza wyjechała przecież na Zachód, gdzie zarabiają więcej, niż nasza licha najniższa krajowa). Minęły więc bezpowrotnie czasy, kiedy przyjezdnej Ukraince czy Ukraińcowi płaciło się jakieś nędzne grosze. Nasi sąsiedzi ze Wschodu szybko zorientowali się, jak wygląda sytuacja na polskim rynku pracy i zaczęli stawiać warunki. Nasz rodzimy pracodawca nie ma innego wyjścia, jak tylko dostosować realia do wymagań. Dodatkowo, przyjezdni z Ukrainy często otrzymują również pakiet różnych udogodnień – dojazd do pracy i zakwaterowanie także wlicza się do ogólnego zysku. Oczywiście, nie ma się co dziwić, podobne warunki są przecież oferowane Polakom poza granicami naszego kraju.
I teraz wisienka na torcie: w obliczu rosnących oczekiwań naszych wschodnich sąsiadów jedna trzecia Polaków nadal uważa, że ich obecność sprawia, iż wynagrodzenia są niższe.
O sprawie donosi Gazeta Wrocławska.
Czy Ukraińcy zarabiają więcej?
Wróćmy na chwilę do liczb. Polacy są zasadniczo pozytywnie lub neutralnie nastawieni do przyjezdnych Ukraińców (kolejno 42% i 44% respondentów) i nie mają poczucia, że praca jest im zabierana (89% respondentów). Tego drugiego może dowodzić choćby fakt, że ani jedni, ani drudzy nie chcą się imać w Polsce sezonowych prac, dlatego jest problem ze zbiorami w 2018 roku. Mieszkańcy Ukrainy wolą pracować na produkcji, widujemy ich również w gastronomii czy przy pracach budowlanych.
I tu kolejna ciekawostka – jak donosi Gazeta Prawna, agencja Upper Job przeprowadziła ostatnio sondę wśród naszych wschodnich sąsiadów. Wynika z niej, że oczekują oni wynagrodzenia w przedziale 3-5 tysięcy. Netto, rzecz jasna. Z kolei co piąty chciałby zarabiać powyżej pięciu tysięcy i to niekoniecznie na kierowniczym stanowisku. Zanim ktoś z nas parsknie śmiechem w rękaw, musimy zdać sobie sprawę, że firmy powoli muszą przestać wybrzydzać – to nie jest tak, że do pracy ustawiają się długie kolejki głodnych i zdesperowanych pracowników. Wręcz przeciwnie.
Dla nas to bardzo dobrze: jeśli pracodawca nie będzie mógł straszyć „bierz pan tę robotę za 5 złotych godzina, bo jak nie to mam już ośmiu Ukraińców na pana miejsce”, to wymusi to na nim godziwe płacenie nie tylko naszym sąsiadom ze Wschodu, ale też i nam. Poza tym, wzrost wynagrodzenia to zawsze dobra wiadomość, bo dotyczyć będzie z grubsza wszystkich.
Z braku laku dobra Polska
To nie jest jedyny problem pracodawców. Ukraińcy wskazują Polskę dopiero jako drugi kraj do wyboru, jeśli chodzi o emigrację zarobkową. Dużo atrakcyjniej prezentują się dla nich Niemcy i chyba nikt się nie dziwi, wszakże i nasi wyjeżdżają za Odrę. To oznacza, że albo podniosą się pensje, albo firmy będą cierpieć na prawdziwy brak rąk do pracy. Biorąc pod uwagę, że z Polski wyjechało do Unii całe mnóstwo potencjalnych pracowników, Ukraińcy mogą być ostatnią deską ratunku.
Ale hej, tak działa wolny rynek!