Rzeczpospolita po raz kolejny opublikowała ranking wydziałów prawa, którego kryterium była zdawalność na aplikacje prawnicze. Po raz kolejny pierwsze miejsce na podium zajął Uniwersytet Jagielloński. Po raz kolejny uważam, że rankingi wydziałów prawa nie mają większego sensu.
Dziennik Rzeczpospolita każdego roku przygotowuje ranking wydziałów prawa, w którym nigdy nie ma większych niespodzianek. Pierwszym miejscem na podium wymieniają się regularnie Uniwersytet Jagielloński z Uniwersytetem Warszawskim. Największą niespodzianką zazwyczaj jest trzecie miejsce, na którym w jakimś czasie uplasowała się większość wydziałów prawa. W tym roku nie jest inaczej.
Warto wskazać, że przygotowano dwa różne rankingi, które różnią się kryteriami. Zastanawiające jest to, że w ogromnej części te dwa rankingi wzajemnie się wykluczają. Pierwszy z nich, który chyba można uznać za „ten właściwy”, opiera się na kryteriach takich jak jakość kształcenia, potencjał naukowy czy współpraca z zagranicą. Pierwsze trzy miejsce zajęły odpowiednio Uniwersytet Jagielloński (25,55 pkt), Uniwersytet Warszawski (25,36) i Uniwersytet Wrocławski (24,12). Różnica punktów, jakie uzyskały, jest minimalna i można zaryzykować stwierdzenie, że wszystkie zajęły ex aequo pierwsze miejsce.
Ranking wydziałów prawa nie ma większego sensu, bo to nie od wydziału zależą umiejętności absolwentów
Drugi ranking ma jedno kryterium, a jest nim zdawalność absolwentów danej uczelni egzaminów wstępnych na aplikacje prawnicze. Chodzi o aplikację adwokacką, radcowską, notarialną oraz komorniczą. W tym rankingu zwycięzcą okazał się również Uniwersytet Jagielloński, którego aż 85,97% absolwentów zdało ten egzamin. Kolejne miejsca przypadły Uniwersytetowi Łódzkiemu (77,55%) i Uniwersytetowi im. Adama Mickiewicza w Poznaniu (74,55%). Jest to o tyle ciekawe, że poza pierwszym miejscem, rankingi te wzajemnie się wykluczają.
Za przykład niech posłuży Katolicki Uniwersytet Lubelski. W głównym rankingu uplasował się na 11 pozycji, a jeśli chodzi o ministerialny wskaźnik zdawalności na aplikację, uczelnia zajęła 4 miejsce. Wyprzedziła tym samym Uniwersytet Wrocławski (3 miejsce w rankingu głównym) Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu czy Uniwersytet Gdański. Uniwersytet Warszawski, a więc drugi najlepszy w kraju w ministerialnym rankingu zajął „dopiero” czwarte miejsce. Podobne przetasowania znajdziemy praktycznie na każdej pozycji. Dlaczego zatem teoretycznie lepsze wydziały prawa mają tak niskie wyniki w rankingu zdawalności?
Jakie wnioski z tych rankingów może wysnuć tegoroczny maturzysta, który zastanawia się nad wyborem uczelni? Ja uważam, że żadne. Zakładając, że podstawowym celem wydziałów prawa jest wykształcenie przyszłych adwokatów, notariuszy, komorników, sędziów czy prokuratorów, to trzeba uczciwie powiedzieć, że żadna uczelnia nie spełnia swojej funkcji. Model kształcenia prawników w naszym kraju jest powszechnie krytykowany, a jednym z pomysłów reformy jest aplikacja uniwersytecka. Opuszczając mury uczelni, młodzi prawnicy nie mają praktycznie żadnych umiejętności wymaganych w pracy prawnika. Głowy mają przepełnione teoretycznymi rozważaniami, sztucznymi podziałami czy sporami w doktrynie. To wszystko oczywiście jest ważne, jako tło całego wykształcenia prawniczego. Jednak w oderwaniu od praktyki prawniczej ta wiedza nie ma większego sensu.
Ranking wydziałów prawa 2018
Sam egzamin wstępny na aplikację również nie wymaga żadnych umiejętności praktycznych. To po prostu test jednokrotnego wyboru, w którym do zdania wymagane jest uzyskanie 100 punktów na 150 możliwych. Wydaje mi się zatem, że najlepsze uczelnie w rankingu zdawalności mogą chwalić się jedynie tym, że ich absolwenci są najlepsi we wkuwaniu. Zdecydowana większość absolwentów tak samo nie potrafi napisać prostej umowy, która dobrze zabezpieczy interesy jego klienta. Niezależnie od tego, czy ukończyło się Uniwersytet Jagielloński, czy Uniwersytet Zielonogórski (ostatnie miejsce w rankingu). Nie mówiąc już o umiejętnościach negocjacyjnych, odporności na stres czy komunikacji z klientem. Zasługi również ciężko przypisywać poszczególnym samorządom, które są odpowiedzialne za przeprowadzenie aplikacji. Ta, niestety w dużej części, jest powtórzeniem nudnych zajęć i wykładów ze studiów. Poszczególni aplikanci różnią się najczęściej poziomem wiedzy, a podstawowym podziałem jest to, czy ktoś podczas aplikacji pracuje i ma patrona, który dba o jego edukację.
Najlepsi absolwenci prawa to bez wątpienia tacy, którzy już podczas studiów pracowali bądź odbywali staże w kancelariach i tam zdobyli praktyczne umiejętności. Problem polega na tym, że zasługi na tym polu nie powinny być przypisywane wydziałom prawa. Na rynku pracy więcej jest wart absolwent prawa uczelni w Zielonej Górze, który ma 5 lat doświadczenia zawodowego od absolwenta Uniwersytetu Jagiellońskiego, który przez kilka tygodni praktyk w sądzie sklejał akta.