Skwer Wiedźmina powstanie w Łodzi. Miły gest dla fanów fantastyki, jeszcze milszy dla samego pisarza, którego łódzki magistrat nosi na rękach. Byłoby nam dużo lepiej, gdybyśmy nazywali wszystko po postaciach z popkultury.
O ile byłoby prostsze nasze życie, gdybyśmy zamiast imionami i nazwiskami postaci historycznych (o które ciągle toczymy boje) nazywali ulice po fikcyjnych postaciach z literatury czy filmu. W Grabowcu mamy na przykład ulicę Obi-Wana Kenobiego, a tabliczkę fotografują fani Gwiezdnych Wojen z całego świata. Pomyślcie sami – plac im. Aragorna Elessara, rondo im. Abrahama van Helsinga, lodowisko im. Arthasa Menethila. Pełen serwis. Postacie fikcyjne są bezpieczniejsze od realnych – nikt nie kłóci się o to, czy są godne (chociaż ktoś zaraz powie, że przecież ta łachudra, wiedźmin, wymordował tylu ludzi w Blaviken).
Z podobnego założenia wyszli najwyraźniej łódzcy włodarze, bo z okazji siedemdziesiątych urodzin Andrzeja Sapkowskiego postanowili nazwać jeden z miejskich skwerków imieniem Wiedźmina, czyli Geralta z Rivii (tak, jakby ktoś nie wiedział). To o tyle ciekawy pomysł, że wcześniej był to skwer im. Lecha Kaczyńskiego.
Skwer imienia wiedźmina
Andrzej Sapkowski jest dla Łodzi postacią ważną. Jeśli chodzi o polską fantastykę, jest momentami bardziej rozpoznawalny na Zachodzie niż Lem (chociaż to zasługa przede wszystkim gry wyprodukowanej przez CD Projekt RED). Stworzył kultową wręcz sagę o pogromcy potworów, a rzesze pisarzy podążających jego śladami nijak nie potrafili powtórzyć tego sukcesu. Sapkowski znał języki, był oczytany, wszedł na podatny grunt… i udało mu się. Białego Wilka zna cały świat. Łódź jest autentycznie dumna z Andrzeja Sapkowskiego.
4 lipca tego roku uchwała ma zostać przegłosowana przez miejski magistrat.
Zastanawiam się, czy w związku z tym nie pojawi się jakaś polityczna dyskusja o wymowie twórczości Sapkowskiego. Są przecież tacy, którzy wiecznie próbują wiedźmińską sagę wpakować w jakieś ramy polityczne, raz wskazując sympatie prawicowe autora, raz wskazując te lewicowe. To o tyle zabawne, że sam Geralt był wiecznie wciągany w konflikty polityczne, w których wcale nie chciał brać udziału. A jego twórca o polityce nie wypowiada się wcale, gdyż jak zauważył w „Historii i fantastyce”, nie chce podzielić losu Umberto Eco, który jest wypytywany nawet o takie drobiazgi, jak efekty powodzi w jednym z regionów Włoch. I ja go świetnie rozumiem.