Zrzucanie winy za puste półki i wysokie ceny na wojnę w Ukrainie jest wygodne, ale tylko w części prawdziwe

Codzienne Dołącz do dyskusji
Zrzucanie winy za puste półki i wysokie ceny na wojnę w Ukrainie jest wygodne, ale tylko w części prawdziwe

Braki żywności to bardziej skutek interwencjonizmu państw niż wojny. Taką śmiałą tezę stawia dr Łukasz Jasiński z UMCS i logicznie ją udowadnia. Na pewno nie wszystkim się to spodoba.

Braki żywności

Lipiec w handlu upłynął pod znakiem rosnących cen i braków cukru. Były sklepy, które wprowadzały jego reglamentację i takie, jak ten, w którym ja robię zakupy, w których cukier jest cały czas dostępny. Różnie problem z cukrem próbowano tłumaczyć. Słyszałam nawet w telewizji wezwania jednego redaktora, by sprawą zajęła się prokuratura. Ale co tam cukier. Bez niego, od biedy, da się żyć i może to nawet wyjść na zdrowie.

Gorzej, gdy problemem staje się chleb. Niedawno za Stowarzyszeniem Producentów Pieczywa ostrzegaliśmy, że jesienią cena chleba może sięgnąć 30 zł. Powodem do niepokoju dla branży były ceny zboża. A także dramatycznie rosnące koszty gazu, prądu i transportu. Jako winnego wskazywano Putina. Przez niego Ukraińcy nie mogą eksportować, a nawet zebrać swojego zboża, a ruskie obłożone jest sankcjami. Udział obu tych krajów w światowej produkcji pszenicy wynosił, jak podaje dr Jasiński w opublikowanej przez Instytut Misesa analizie „Braki żywności to bardziej pokłosie interwencjonizmu niż wojny”, 14 proc. W przypadku Afryki, Rosja z Ukrainą, pokrywały 30 proc. zapotrzebowania, ale w przypadku Egiptu jest to nawet 80 proc. Dlatego o ile u nas wieszczy się drakońskie ceny chleba, to tam świat spodziewa się klęski głodu i milionów imigrantów, którzy za chlebem przyjadą do Europy.

Lista winowajców jest dłuższa

Łukasz Jasiński udowadnia, nie ujmując „zasług” Putinowi, że Francja, Kanada, USA czy Niemcy też mają tu swoje na sumieniu. Dostarczają do Afryki pszenicę z dotowanych wysokim subsydiami gospodarstw. W rezultacie kraje afrykańskie, których nie stać na takie wspieranie swojego rolnictwa wpadają w pułapkę uzależnienia od importowanego zboża. Zachód dusi lokalną konkurencję w zarodku, ale dotowanie rolnictwa nie służy też nam, mieszkańcom tych bogatych krajów. Jak pisze Jasiński,

Wyższe podatki oraz regulacje powodują, że koszty prowadzenia gospodarstwa rolnego stale rosną, co uniemożliwia zwiększanie produkcji oraz niższe ceny. Przykładowo. Dane przedstawione Center for Commercial Agriculture wskazują, że niemieckie gospodarstwa rolne, w 2019 r., miały najwyższe koszty bezpośrednie, koszty operacyjne i koszty ogólne przypadające na hektar: 535 USD, 573 USD i 506 USD. Z kolei podmioty z innych krajów, gdzie występują silne regulacje, jak Argentyna, Australia czy poszczególne stany USA (Indiana i Kansas), odnotowywały straty finansowe ze swojej działalności. Tymczasem typowe rosyjskie gospodarstwo rolne potrafiło wygenerować zysk w wysokości 167 USD na hektar. Przyczyną nie jest oczywiście liberalizacja rolnictwa rosyjskiego, ale biurokracja oraz rosnące koszty w innych krajach.

Nie tędy droga

Rolnicy w bogatych krajach zamiast zacząć wywierać presję np. na ograniczenie biurokracji czy obniżkę podatków, walczą z tańszą konkurencją i domagają się od swoich rządów, aby ją ograniczały. Na końcu tego łańcucha jest konsument, który za to wszystko płaci. W XXI wieku indeks cen żywności FAO wzrósł o 135 proc. Dzieje się tak, ponieważ dotacje przedłużają istnienie nieefektywnych firm, które nie potrafią elastycznie reagować na potrzeby swoich klientów.

„Ponadto, im więcej państwo interweniuje i dotuje, tym więcej powstaje w społeczeństwie konfliktów kastowych, ponieważ coraz więcej osób i grup odnosi korzyść tylko czyimś kosztem. Im szerszy jest proces opodatkowania i dotowania, tym więcej osób jest skłonnych do porzucenia produkcji i przystąpienia do armii tych, którzy przymusowo żerują na produkcji innych” pisze cytowany przez Jasińskiego, amerykański ekonomista Murray Rothbard.

Tak więc wojna wojną, ale w UE i nie tylko w niej, rolnictwo zakonserwowało się w systemie, w którym najważniejsze są subsydia, a nie potrzeby konsumentów oraz przedsiębiorczość producentów. Choć trzeba uczciwie przyznać, że to się zmienia. Od przyszłego roku  znaczna część pieniędzy przeznaczonych na rolnictwo ma być wydana na łagodzenie zmian klimatycznych czy „zachowanie przystępności cenowej żywności przy jednoczesnym generowaniu bardziej sprawiedliwych zysków”.