Mamy kryzys rodzin. Polacy przed urzędami deklarują się jako single po to, by dostać większą dopłatę do węgla

Finanse Rodzina Dołącz do dyskusji
Mamy kryzys rodzin. Polacy przed urzędami deklarują się jako single po to, by dostać większą dopłatę do węgla

Konserwatywne środowiska grzmią od lat o kryzysie rodzin. Dlatego tym bardziej ironiczne jest to, że wywołało go środowisko rządzące — autorzy dodatku węglowego. Okazuje się, że wielu Polaków deklaruje prowadzenie gospodarstwa jednoosobowego tylko po to, by dostać wyższą dopłatę. Dodatek węglowy a gospodarstwo jednoosobowe — czy rządzący zmienią prawo?

Dodatek węglowy a gospodarstwo jednoosobowe

Jak podzielić rodzinę? Wprowadzić dopłatę, która w wypadku pobierania przez jedną osobę jest wyższa, niż w przeliczeniu na całe gospodarstwo domowe. O sprawie donosi „Prawo.pl”, a wspomniany serwis takie informacje uzyskał od urzędników samorządowych. Sytuacja jest kuriozalna. Dlaczego? Na potrzeby dodatku osłonowego przykładowa 6-osobowa rodzina mogła uzyskać wsparcie w kwocie 1437,50 zł. Przy dodatku węglowym nagle się okazuje, że rodzina już wspólnie nie gospodaruje, a stanowi pięć gospodarstw domowych: małżeństwo oraz cztery jednoosobowe gospodarstwa.

Bo każde z dzieci oświadcza, że gospodaruje samodzielnie. Mimo że w lokalu znajduje się jeden piec, to — sumując wnioskowaną kwotę każdego z gospodarstw — rodzina chce uzyskać 15 tysięcy złotych. Coraz częściej także osoby, które żyją w małżeństwie i mają więcej niż jedną nieruchomość, zgłaszają, że żyją w separacji faktycznej, więc zyskują w sumie 6 tysięcy złotych. Nawet gdy w drugim z domów nikt faktycznie nie mieszka.

Taki trend ma miejsce m.in. w gminie Niedźwiedź (pow. limanowski). Tam, jak się okazuje, 3 tysiące pieców obsługuje aż 15 tys. gospodarstw domowych. Bardzo duża liczba wnioskujących domowych to gospodarstwa jednoosobowe, a urzędnicy nie mają żadnych narzędzi, by takie oświadczenia weryfikować.

Dyrektor biura Śląskiego Związku Gmin i Powiatów, zapytany przez „Prawo.pl”, tłumaczy:

Przepisy dodatku węglowego są oderwane od rzeczywistości, sprzyjają defraudowaniu pieniędzy publicznych i utwierdzają w niektórych kręgach społeczeństwa złe postawy. A powodem jest to, że ministerstwo znowu uchwaliło przepisy, nie konsultując ich z praktykami.

Ale czy te przepisy są nieostre, czy mają właśnie być tak stosowane?

Bubel czy głęboko przemyślana idea?

Generalnie sama sytuacja może być odebrana jako pewne niedopatrzenie na etapie tworzenia prawa. Ustawa o dodatku węglowym w kontekście gospodarstwa domowego wskazuje, że jest to:

  • osoba fizyczna samotnie zamieszkująca i gospodarująca (gospodarstwo domowe jednoosobowe)
  • osoba fizyczna oraz osoby z nią spokrewnione lub niespokrewnione pozostające w faktycznym związku, wspólnie z nią zamieszkujące i gospodarujące (gospodarstwo domowe wieloosobowe)

Nie ma znaczenia, kto jest właścicielem nieruchomości, znaczenia nie ma też także obowiązek meldunkowy. Gospodarstwo wieloosobowe to zatem osoby, które nie tylko razem zamieszkują, ale i gospodarują. Wystarczy gospodarować osobno i… pieniądze same lecą z nieba.

Gdy zainteresowani zaczęli to dostrzegać, wiele osób wycofało swój wniosek i złożyło drugi — tym razem „rozbijając” rodzinę.

Resort dostrzega potrzebę zmiany przepisów, ale z drugiej strony zwraca uwagę na to, że gminy mają możliwości, by weryfikować prawidłowości składanych wniosków.

Sytuacja pokazuje przede wszystkim to, że kult cwaniactwa jest wiecznie żywy, a Polakom potrzeba jeszcze wielu lat, by zyskać pewną społeczną odpowiedzialność i uczciwość wobec państwa. Mimo tego trzeba pamiętać, że składanie fałszywego oświadczenia skutkuje karą więzienia — także we wniosku o dodatek węglowy.

Pojawia się jeszcze jedna koncepcja: być może taka luka została specjalnie przewidziana. Premiowanie cwaniactwa jest w społecznym odczuciu czymś pozytywnym (choć patologicznym z natury), więc niewykluczone, że jest to forma puszczenia oczka do co bardziej „odważnych”, by jeszcze bardziej podziękowali rządzącym za wsparcie. A jak coś jest nie tak, to — jak widać powyżej — zawsze można zwalić winę na samorządy, które nie dopilnowały.