Akurat gdy Polska dojrzała do energii jądrowej, w UE wybuchła antyatomowa histeria, która może pozbawić nas pieniędzy

Środowisko Zagranica Dołącz do dyskusji (110)
Akurat gdy Polska dojrzała do energii jądrowej, w UE wybuchła antyatomowa histeria, która może pozbawić nas pieniędzy

Komisja Europejska dojrzewa powoli do uznania, że energia jądrowa jest częściowo zielona. To otworzyłoby drogę do współfinansowania jej rozwoju z unijnego budżetu. Byłby to wyjątkowo korzystny obrót sprawy między innymi dla Polski. Niestety, Austria grozi pozwem. Tymczasem skutkiem antyatomowej histerii w Europie są szalejące ceny prądu w Europie.

Uznanie, że energia jądrowa jest częściowo zielona, otworzy drogę do finansowania jej rozwoju z budżetu UE

Naciski ze strony Francji, Polski i trzynastu innych państw Unii Europejskiej w sprawie rozwoju energetyki jądrowej dają w końcu rezultaty. Komisja Europejska dojrzała wreszcie do dokonania istotnego przełomu. Organ ten może uznać, że energia jądrowa jest częściowo zielona. To znaczy: elektrownie atomowe może i nie są odnawialnymi źródłami energii w ścisłym sensie, ale są zarazem „zrównoważone”. Mogą równocześnie przyczynić się do dekarbonizacji gospodarki i tym samym znaczącego zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych do atmosfery.

Uznanie energetyki jądrowej za względnie korzystną dla środowiska otwierałoby z kolei drogę do finansowania jej rozwoju z budżetu UE. Portal Politico dotarł do projektu dokumentu, który zakłada włączenie energii jądrowej i gazu ziemnego do systemu oznakowania zielonych inwestycji. Zgodnie z nim, elektrownie atomowe można uznać za zrównoważone, jeżeli państwo członkowskie zapewni, że będą bezpieczne. Obejmuje to także kwestię usuwania odpadów jądrowych. Nowe regulacje miałyby dotyczyć nowych obiektów, dla których pozwolenie na budowę zostało wydane do 2045 r.

Takie rozwiązanie byłoby znakomitą wiadomością dla Polski. Nasz kraj, jeden z głównych trucicieli w całej Unii Europejskiej o wyjątkowo kiepskiej jakości powietrza, akurat stara się odejść od węgla. Elektrownie atomowe pozwoliłyby zapewnić naszej gospodarce niezbędną energię w rozsądnych cenach. Problem w tym, że elektrownie trzeba pobudować za coś. Z punktu widzenia Komisji Europejskiej to również bardzo wygodny układ. Nie da się ukryć, że to Unii bardziej zależy na transformacji energetycznej w Polsce, niż naszemu rządowi.

Niestety, obstrukcję w tej sprawie aktywnie uskuteczniają Austria, Niemcy i Luksemburg. Wspomniane państwa bardzo chciałyby uskutecznić energetyczne samobójstwo i pozbyć się atomu z Europy w ogóle. Wiedeń nawet grozi pozwaniem Komisji Europejskiej, jeśli ta ośmieli się uznać, że energia jądrowa jest częściowo zielona.

Rezygnacja z energetyki jądrowej odpowiada za to, że ceny prądu w Europie rosną

Argumenty ze strony przeciwników rozwoju energetyki jądrowej w Europie są znane. Sprowadzają się właściwie do dwóch kwestii. Pierwszą jest obawa o możliwość „drugiego Czarnobyla” – kolejnej katastrofy i skażenia wielkich obszarów Europy. Trzeba przyznać, że obawy o taką ewentualność odżyły po katastrofie elektrowni atomowej w Fukushimie. Niby technologia od czasów Czarnobyla poszła do przodu, niby powinniśmy się czegoś nauczyć po tej drugiej awarii, niby Europie aż tak bardzo trzęsienia ziemi nie grożą. Obawa jednak pozostaje.

Kolejny problem stanowią odpady radioaktywne powstałe w wyniku produkcji energii przez takie elektrownie. Warto jednak zauważyć, że recykling takich odpadów jest już faktem. Można je bowiem ponownie wykorzystać jako paliwo w reaktorach najnowszej generacji. Tym niemniej, w żadnym wypadku nie powinno dziwić położenie przez Komisję Europejską szczególnego nacisku na względy bezpieczeństwa.

Osobną kwestią jest jednak motywacja państw-przeciwników rozwoju energetyki jądrowej. Trudno bowiem dyskutować o kształcie polityki energetycznej Unii Europejskiej w oderwaniu od kontekstu obecnej sytuacji. Tutaj zaś odchodzenie od elektrowni jądrowych w Europie stanowi jeden z ważniejszych powodów obecnego kryzysu energetycznego. To wcale nie system handlu emisjami sprawia, że ceny prądu w Europie szaleją. Zwłaszcza, że pieniądze z tego tytułu zasilają budżety państw członkowskich, które mogłyby w całości przeznaczyć je na jakieś ambitniejsze dodatki energetyczne.

Okazało się, że typowe odnawialne źródła energii nie są w stanie zaspokoić zapotrzebowania poszczególnych państw na elektryczność. Tym samym część państw musiała przeprosić się z węglem. Niemcy znowu produkują z węgla więcej energii, niż z wiatru. Inne, jak Austria, borykały się już w zeszłym roku z niestabilnością energetyczną.

Gdzieś tam w tle pojawia się kwestia gazu – rzekomej alternatywy dla atomu w okresie przejściowym. Problem w tym, że zachodnia Europa chce sprowadzać gaz z Rosji, która wykorzystuje ten surowiec w geopolitycznych rozgrywkach. W tej sytuacji w interesie Europy jest zignorowanie sprzeciwów Niemiec, Austrii i Luksemburga.