Mobbing w jednym ze sklepów odzieżowych w Warszawie. „Nie udawaj, że myślisz”

Praca Dołącz do dyskusji (151)
Mobbing w jednym ze sklepów odzieżowych w Warszawie. „Nie udawaj, że myślisz”

„Nie udawaj, że myślisz”. Takimi hasłami kierowniczka pewnego sklepu odzieżowego raczyła swoją zastępczynię. Ale to jeszcze nic w porównaniu z jej żądaniami i oczekiwaniami. Mobbing w pełnej krasie.

Na facebookowej stronie Rekiny Sprzedaży pojawił się mocno frapujący post – jest to wyciąg rozmów tekstowych, które prowadziła kierowniczka (Paulina) ze swoją zastępczynią (Olą) w jednym z odzieżowych sklepów w Warszawie. Inaczej niż mobbingiem nazwać się tego nie da. W rozmowie pojawiają się nie tylko wulgaryzmy (te jeszcze można zrozumieć, kiedy dwie osoby dobrze się znają), ale również wygórowane żądania, czasem wręcz groźby.

Mobbing sklep odzieżowy

Pierwszy zapis rozmowy wygląda następująco: kierowniczka Paulina życzy sobie od Oli o godzinie 0:29, by ta pozbierała uzgodnienia fiskalne z zaplecza i schowała je do czerwonego segregatora, bo może być audyt. W przeciwnym razie będzie „strzelać prondem” (pisownia oryginalna).

W drugiej rozmowie Paulina jest już mocno zirytowana, bo inne pracownice nie chcą się pojawić na 13:00 w robocie i o 10:39 żąda od Oli, by ta się pojawiła w pracy („odbierzesz to sobie jakoś”). Kiedy dziewczyna tłumaczy, że ma już zaplanowane, ustalone wolne, Paulina zaczyna się zżymać, że Ola jest zastępcą kierownika. W końcu udaje jej się znaleźć za siebie zastępstwo.

Trzecia rozmowa to absolutny hit. Paulina wysyła Oli smsa, że o 22:00 przyjdzie ktoś naprawiać klimatyzację i żeby została do 2:00 albo 3:00. Kiedy Ola tłumaczy, że ma już plany na wieczór, ta każe jej plany przełożyć, odpalić Netflixa i siedzieć do późna, bo przecież nie zostawią kogoś spoza sklepu w tym sklepie samego. Potem jeszcze każe jej odbierać telefon – akurat, kiedy Ola siedzi na kasie. Paulina jest „zarzenowana w ch*j” (pisownia prawie oryginalna).

W czwartej rozmowie Paulina pokazuje prawdziwe oblicze. Okazuje się, że komuś „z góry” nie podobała się aranżacja witryny. Paulina żąda od Oli wytłumaczenia się w dziesięć minut, jak do tego doszło. Boi się o swoją premię, bo ten „sku*wiel Tomek” przyszedł i się przyczepił. Kiedy okazuje się, że same ustaliły, że wyglądem witryny zajmowała się inna dziewczyna, kierowniczka każe Oli ją zwolnić. Ale nie za brzydkie ułożenie. Wymyśla jakiś powód w stylu „siedzisz na telefonie, nie za to ci płacimy”. I każe wykonać wyrok.

Szanuj kierownika swego…

Po tej historii chyba zacznę doceniać wszystkich przełożonych, których miałam do tej pory. Oczywiście, Ola przekazała całą sprawę wyżej i Paulina od dwóch dni jest na L4. Nie wiadomo, co się z nią stanie, chociaż podejrzewam, że brak premii będzie dla niej najmniejszym problemem. Bo z tego co na razie widzę wynika, że znalazła sobie zastępczynię od tego, by ta za nią trzymała porządek. Samej nie chciało jej się brać odpowiedzialności za sklep, uważała, że ma od tego ludzi. Cóż, tak oto wygląda sklep w dużym mieście od kuchni. Mało zachęcające.