KE: Przynajmniej 20% Netflixa ma być europejskie. Szansa dla polskich twórców?

Gorące tematy Państwo Zagranica Dołącz do dyskusji (365)
KE: Przynajmniej 20% Netflixa ma być europejskie. Szansa dla polskich twórców?

Redaktor naczelny Bezprawnika na pewno znowu zacznie to swoje „Gomorra” i „Gomorra”, ale faktem jest, że jeden z jego ulubionych seriali, a przy tym pochodzący z Włoch, na pewno ma dużo większe szanse na znalezienie się w katalogu Netflix. 

Komisja Europejska chce bowiem wymusić na Netflix, a także wszystkich innych usługach strumieniujących, żeby przynajmniej 1/5 jego katalogu stanowiły filmy i seriale wyprodukowane w Europie.

Ma to oczywiście swoje logiczne uzasadnienie, m.in. w postaci ochrony Europy przed nadmierną amerykanizacją naszej kultury. Już teraz kino amerykańskie sprawuje zdecydowany prymat nad tym ze Starego Kontynentu. Europejczycy od lat specjalizują się głównie w kinie alternatywnym, niezależnym, artystycznym.

Czytaj też: PiS chce kręcić w Hollywood film o Polsce. To super pomysł!

Ponadto Komisja Europejska oczekuje, że serwisy strumieniujące zaangażują się w większym stopniu w produkcję filmów i seriali na terenie Europy. Na tę chwilę ich udział w tej materii jest stosunkowo mizerny. Być może byłaby to szansa dla na przykład polskich scenarzystów. Choć ponoć w Polsce nie brakuje pieniędzy czy nawet chęci produkcyjnych, a właśnie… odpowiednich ludzi. HBO już od blisko dekady szuka partnera do stworzenia serialu o Jagiellonach i dotąd nie udało się znaleźć nikogo, kto tę historię spisałby w sposób równie ciekawy, co na przykład losy Borgiów albo Tudorów.

Miejmy nadzieję, że dla Netflixa i jego kolegów pobyt na Starym Kontynencie jest na tyle opłacalny, że nawet ewentualny obowiązek dorzucania się do puli produkcyjnej nowych seriali nie odstraszy włodarzy na tyle, by znów wycofać się do Stanów Zjednoczonych.

Jednocześnie z pewnym spokojem mogą przyjąć informację o tym, że na chwilę obecną mieszczą się (nieznacznie, ale mieszczą) w wyznaczonym potencjalnym limicie 20% europejskich produkcji dostępnych w katalogu. Bilans ten podnoszą zapewne liczne brytyjskie seriale albo na przykład „Marsylia” z Gerardem Depardieu, czyli francuska odpowiedź na House of Cards.

Pomimo licznych wątpliwości odnośnie angażowania się Komisji Europejskiej (i już złożonych protestów ze strony operatorów usług zajmujących się streamingiem) sama koncepcja wydaje się nad wyraz ciekawa i może zaowocować wieloma pozytywnymi skutkami także dla rodzimej kinematografii. Teraz tę okazję należy tylko wykorzystać.