Armia amerykańska w Polsce będzie stacjonować na warunkach gorszych dla nas od Armii Czerwonej w dobie PRL

Gorące tematy Państwo Zagranica Dołącz do dyskusji (1273)
Armia amerykańska w Polsce będzie stacjonować na warunkach gorszych dla nas od Armii Czerwonej w dobie PRL

Negocjacje polsko-amerykańskie w sprawie zwiększenia obecności wojsk USA w naszym kraju najwyraźniej się zakończyły. Informacje na temat szczegółów zawartej umowy stawiają opłacalność amerykańskich baz w Polsce pod znakiem zapytania. Warunki ujawnione przez Onet wydają się gorsze, niż w przypadku żołnierzy Armii Czerwonej w okresie PRL.

Dla rządzących opłacalność amerykańskich baz w Polsce uzasadnia nawet daleko posunięte ustępstwa na rzecz USA

Zgodnie z założeniami przyjętymi dawno temu przez rząd Prawa i Sprawiedliwości, bezpieczeństwo Polski ma gwarantować przede wszystkim obecność żołnierzy USA na naszym terytorium. W końcu jakie państwo odważyłoby się zaatakować kraj, w którym stacjonuje najpotężniejsza armia na świecie? Nie da się przy tym ukryć, że największe zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa rządzący upatrują w Rosji.

Od dłuższego czasu politycy Prawa i Sprawiedliwości starali się o zwiększenie obecności sił USA w Polsce. Preludium stanowiło tzw. wzmocnienie wschodniej flanki NATO, będące reakcją na rosyjską agresję wymierzona przeciwko Ukrainie. Później rządzący starali się zastąpić obecność rotacyjną Amerykanów w naszym kraju stałą bazą. Symbolem tej koncepcji stało się hasło „Fort Trump„, na część obecnego amerykańskiego prezydenta.

O ile ta konkretna baza nie powstanie, o tyle niedawno pojawiła się inna dogodna okazja. Amerykanie postanowili zmniejszyć swoją obecność wojskową w Niemczech. Większość z wycofywanych 11,5 tysiąca żołnierzy ma wrócić do domu. Część jednak mogłaby zostać przeniesiona za Odrę, do Polski. O taki obrót sprawy intensywnie zabiegali politycy obozu rządzącego, z prezydentem Andrzejem Dudą na czele.

Ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher poinformowała pod koniec lipca ma Twitterze, że obie strony zakończyły negocjacje nad Wspólną Deklaracją Współpracy Obronnej. Szczegóły odnośnie zawartości tego dokumentu przedstawił w poniedziałek portal Onet.pl. Wiele wygląda na to, że opłacalność amerykańskich baz może się okazać wątpliwa.

Nawet stacjonująca w PRL Armia Czerwona podlegała formalnie polskiej jurysdykcji w sprawach karnych

Amerykanie mieli najwyraźniej wynegocjować specjalny status swoich żołnierzy i zajmowanych przezeń obiektów wojskowych. Oznacza to wyłączenie ich spod jurysdykcji organów naszego państwa. Amerykański żołnierzy, który popełni na terytorium Polski przestępstwo zostanie przekazany żandarmom US Army i odesłany do ojczyzny. Dopiero na miejscu sądzić go będzie amerykański sąd. Jakby tego było mało, polskie służby nie będą miały wstępu na teren amerykańskiej bazy bez zgody jej dowódcy.

To dużo większe ustępstwo, niż wysadzenie mostu w Pilchowicach za polskie pieniądze. Tak drastycznego ograniczenia polskiej suwerenności nie przewidywała nawet umowa polsko-radziecka z 1956 r. Zgodnie z tym dokumentem, żołnierze Armii Czerwonej stacjonujący w Polsce co do zasady podlegali prawu polskiemu.

Właściwy przepis wprost wymieniał polską prokuraturę i sądy jako organy właściwe do ścigania przestępstw i wykroczeń popełnionych przez czerwonoarmistów. Wyjątek stanowiły jedynie przestępstwa popełnione przeciwko ZSRR lub na szkodę jego obywateli, bądź w związku z wykonywaniem obowiązków służbowych.

Opłacalność amerykańskich baz w Polsce podkopuje także jej aspekt finansowy. Nie jest tajemnicą, że strona polska zgodziła się pokryć koszty budowy i ewentualnego remontu infrastruktury, z której będą korzystać Amerykanie. Mowa o części poligonu w Drawsku, oraz lotnisku w Powidzu. Te obiekty mają zostać oddane w użytkowanie siłom zbrojnym Stanów Zjednoczonych.

Należałoby sobie zadać w takim wypadku pytanie: co w zamian? Do Polski miałoby trafić dowództwo amerykańskiego V Korpusu, a więc 200-300 wyższych oficerów. Zwiększenie amerykańskiej obecności wojskowej w naszym kraju łącznie mogłoby sięgnąć ok. 2 tysięcy żołnierzy. Obecnie w Polsce stacjonuje ich 4,5 tysiąca.

Opłacalność amerykańskich baz w Polsce wydaje się dużo mniejsza, niż rządzący starają się przedstawić opinii publicznej

Od strony czysto wojskowej, zagrożenie inwazją albo wojną hybrydową ze strony Rosji jest na razie znikome. Choćby z uwagi na charakter wspólnej granicy. Polska nie ma także mniejszości rosyjskojęzycznej, czy jakiejkolwiek innej, którą Moskwa mogłaby rozgrywać. Warto jednak pamiętać, że sytuacja w regionie może się drastycznie zmienić. Wszystko przez niepewność co do przyszłości naszego wschodniego sąsiada. Sierpniowe wybory na Białorusi mogą popchnąć ten kraj zarówno w stronę integracji z Rosją, jak i konserwacji władzy Aleksandra Łukaszenki.

Niektórzy apologeci amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce przekonują, że taka baza to znakomite źródło dochodu dla okolicznych miejscowości. W końcu amerykańscy żołnierze nie tylko pracują. Amerykańska obecność wojskowa w Polsce wciąż jednak będzie niewielka w porównaniu do tej w Niemczech, nawet uwzględniając plany wycofania części żołnierzy. Niemieckie władze tymczasem rocznie dokładają do obecności Amerykanów na swoim terytorium ok. 450 milionów euro.

Opłacalność amerykańskich baz wojskowych w Polsce nie wydaje się być na tyle duża, by uzasadniać jakąkolwiek zgodę na wyłączanie żołnierzy USA spod polskiej jurysdykcji w sprawach karnych. Czym innym są jednak zwolnienia celne i podatkowe. Te Amerykanom przysługują już teraz, zgodnie z umową zawartą w 2009 r.

Minister Obrony Narodowej Mariusz Błaszczak skomentował rewelacje Onetu. Odpowiedź na pytania zadane przez Gazetę Wyborczą wyglądała następująco: „Stop fake news. Pojawiające się informacje dotyczące zasad przebywania w Polsce żołnierzy USA są nieprawdziwe„. Oby tak pozostało. Nawet, jeśli Amerykanie mieliby z tego powodu wybrać Rumunię albo Turcję zamiast Polski.