Pewien kierowca stracił prawo jazdy, mimo że miał limiter prędkości i dowód z tachografu na to, że jechał znacznie wolniej. Zasada winy w prawie wykroczeń

Gorące tematy Moto Zbrodnia i kara Dołącz do dyskusji (1025)
Pewien kierowca stracił prawo jazdy, mimo że miał limiter prędkości i dowód z tachografu na to, że jechał znacznie wolniej. Zasada winy w prawie wykroczeń

W programie „Państwo w Państwie” na Polsacie przedstawiono historię pewnego kierowcy, którzy stracił prawo jazdy za przekroczenie prędkości o 50 km/h. Mimo że dowodził, że jest niewinny tak znacznego przekroczenia prędkości, to i tak stracił możliwość legalnego poruszania się pojazdem. Jak się ma do tego zasada winy w prawie wykroczeń?

Zasada winy w prawie wykroczeń

Pewien zawodowy kierowca, 32-letni Michał z Krakowa, został zatrzymany przez patrol policji. Według danych z policyjnego urządzenia jechał on 108 km/h, przekraczając dopuszczalną prędkość o 58 km/h. Jako że był to teren zabudowany, zastosowanie znalazł przepis art. 135 ust. 1 pkt 1a lit. a) ustawy Prawo o ruchu drogowym, który stanowi, że:

Policjant zatrzyma prawo jazdy za pokwitowaniem w przypadku ujawnienia czynu polegającego na kierowaniu pojazdem z prędkością przekraczającą dopuszczalną o więcej niż 50 km/h na obszarze zabudowanym

Mimo że na policyjnym wideorejestratorze VideoRapid2A widniała prędkość 108 km/h, to według mężczyzny nie było to możliwe. Kierowca wskazał na zapisy z tachografu, jak i fakt zamontowania ogranicznika prędkości. Po podaniu tych informacji wezwany został zespół policyjnych techników, którzy uzyskali wyciąg z tachografu, potwierdzający twierdzenia mężczyzny – jechał on znacznie wolniej.

Wyrok nakazowy

Policjanci nie byli przekonani argumentami kierowcy. Zatrzymano mu prawo jazdy na 3 miesiące, a sam podejrzewany o popełnienie wykroczenia stał się obwinionym o wykroczenie, polegające na przekroczeniu dozwolonej prędkości o 50 km/h. Na szczęście – a w takich wypadkach należy gratulować rozsądku – ani mężczyzna nie uznał swojej winy, ani funkcjonariusze nie zaproponowali ukarania w formie postępowania mandatowego.

Wobec kierowcy złożono wniosek o ukaranie do właściwego sądu rejonowego. W tym miejscu nie zgodzę się z retoryką większości mediów w takich wypadkach – sam wniosek o ukaranie nie jest żadną sankcją. Sprawą po prostu zajmie się sąd.

Niestety, jak to w praktyce bywa, mężczyzna otrzymał wyrok nakazowy, w którym uznano go za winnego popełnienia wykroczenia, które znajdowało się w zarzucie. Należy tutaj podkreślić, co powie każdy, kto miał do czynienia z wydawaniem wyroków nakazowych w sprawach o wykroczenia, sądy z reguły uznają winę obwinionego, jest to proces masowy, żeby nie powiedzieć – lawinowy.

Kierowca – co również należy uznać za rozsądne – złożył sprzeciw od wyroku nakazowego.

Ciąg dalszy nastąpi

Sprawa zostanie rozpatrzona na rozprawie, toteż mężczyzna będzie miał możliwość dowodzenia tego, że jechał nieco wolniej. Warto zaznaczyć, że w przedmiotowej sprawie z jednej strony znajduje się dowód w postaci danych z policyjnego wideorejestratora, a z drugiej tachograf (wyposażony w GPS) i fakt zamontowania ogranicznika prędkości.

Doktryna (jak i orzecznictwo Sądu Najwyższego) wskazuje, że przekroczenie prędkości może nastąpić zarówno umyślnie, jak i nieumyślnie. Dr hab. Paweł Daniluk w komentarzu do Kodeksu wykroczeń (wyd. C.H. Beck, 2019 r.) podkreśla:

Można zatem przyjąć możliwość zrealizowania jego znamion [czynu polegającego na przekroczeniu prędkości – przyp. red.] zarówno umyślnie (z zamiarem bezpośrednim lub zamiarem ewentualnym), jak i nieumyślnie (z lekkomyślności lub niedbalstwa, np. gdy sprawca z roztargnienia nie zmniejsza prędkości pojazdu celem dostosowania jej do tej administracyjnie dopuszczalnej)

Jest to oczywiste, bowiem prawo wykroczeń – podobnie jak prawo karne – opiera się na zasadzie winy, toteż badać należy zarówno stronę przedmiotową, jak i podmiotową wykroczenia.

Jeżeli pojazd faktycznie wyposażono w ogranicznik prędkości, a zapisy z tachografu wskazują, że mężczyzna nie mógł nawet przewidzieć, że popełni wykroczenie polegające na przekroczeniu prędkości o 50 km/h – choćby urządzenie działało niepoprawnie – to nie powinno być mowy o możliwości zatrzymania prawa jazdy. Dziwi zatem tak odważna postawa funkcjonariuszy, którzy byli pewni, że ujawnili popełnienie konkretnego wykroczenia, podczas gdy mężczyzna sam dostarczył dosyć oczywiste dowody na to, że stan faktyczny wyglądał zgoła inaczej.