Praktyki zawodowe to nieodłączna część szkolnictwa zawodowego. Można przeczytać setki książek na temat strzyżenia włosów, ale nie ma najmniejszych szans, że z lektury młody uczeń nauczy się, chociażby poprawnie trzymać nożyczki. Pracodawcy doskonale zdają sobie z tego sprawę, dlatego wszystkich praktykantów uczą na sprzątaczki.
W latach mojej młodości szkoły zawodowe nie cieszyły się zbyt wielkim poważaniem, tak samo zresztą, jak ich uczniowie. Do tego stopnia, że nauczyciele lubowali się w specyficznej formie motywacji gimnazjalistów „strasząc” ich tym, że z takimi wynikami szczęścia będą mogli szukać najwyżej w zawodówce. Cóż, takie to były czasy, kiedy więcej sensu miało posłanie dziecka nawet na najgorsze studia, niż do konkretnej zawodówki. W powszechnym mniemaniu to właśnie była jedyna droga do życiowego sukcesu. Wszyscy doskonale wiemy, jak ten owczy pęd się skończył, gdy społeczeństwo uświadomiło sobie, że nie ma za bardzo pomysłu na setki tysięcy politologów czy europeistów.
Praktyki zawodowe to obowiązek w przypadku szkolnictwa zawodowego
Po ślepego podążania za tłumem coraz więcej młodych ludzi nie daje się nabrać na tę pułapkę. Coraz chętniej zwracają się w stronę szkolnictwa zawodowego i nauki konkretnego zawodu. Nie ma co się dziwić, w końcu to nie politologów brakuje na naszym rynku pracy, a krawców, szewców, stolarzy, murarzy i wszystkich tych, którymi tak kiedyś powszechnie gardzono. Nieodłączną częścią nauki zawodu są praktyki zawodowe. Nie ma innej drogi do opanowania danego rzemiosła niż terminowanie u swojego nauczyciela.
To niestety wykorzystują pracodawcy, którzy przyjmują uczniów na naukę zawodu. W teorii powinni ich w tym czasie zaznajamiać z warsztatem i uczyć podstaw zawodu. W praktyce zyskują tanią siłę roboczą, którą wykorzystują jako sprzątaczy i gońców. Jakby tego było mało, zupełnie legalnie mogą im płacić grosze. Dosłownie grosze, bowiem zgodnie §19 rozporządzenia w sprawie przygotowania
1. Młodocianemu w okresie nauki zawodu przysługuje wynagrodzenie obliczane w stosunku procentowym do przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w gospodarce narodowej w poprzednim kwartale, obowiązującego od pierwszego dnia następnego miesiąca po ogłoszeniu przez Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego w Dzienniku Urzędowym Rzeczypospolitej Polskiej „Monitor Polski”.
2. Stosunek procentowy wynagrodzenia, o którym mowa w ust. 1, wynosi:
1) w pierwszym roku nauki – nie mniej niż 4%;
2) w drugim roku nauki – nie mniej niż 5%;
3) w trzecim roku nauki – nie mniej niż 6%.
Praktyki zawodowe wiążą się zatem z wynagrodzeniem około 200 złotych brutto miesięcznie. Jest w tym oczywiście jakaś logika, ponieważ ostatecznie uczniowie dopiero się uczą. Można nawet powiedzieć, że są w bardzo dobrej sytuacji, ponieważ nie dość, że się uczą, to jeszcze im za to płacą.
Praktyki zawodowe – niezależnie od „kierunku”, uczniowie uczą się na sprzątaczki
Niestety praktyka pokazuje zupełnie co innego. To nie powinno specjalnie być zaskoczeniem dla nikogo, w końcu nie od dziś staże, praktyki czy przyuczanie do zawodu do ładne określenie taniej, a czasem darmowej siły roboczej. Zupełnie tak jak w historii Magdy opisanej w Gazecie Olsztyńskiej. Magda od września jest uczennicą lokalnej fryzjerskiej szkoły zawodowej. Całkiem szybko udało jej się znaleźć zakład fryzjerski, w którym mogła podjąć praktyki. Podpisała zatem z pracodawcą umowę o pracę w celu przygotowania zawodowego, oczywiście z minimalnym możliwym dla niej wynagrodzeniem, czyli właśnie 180 zł brutto. Problem? Dziewczyna od września w zasadzie nie trzymała nożyczek w ręce. Zamiast tego mogłaby powiedzieć, że w zakładzie jest sprzątaczką. Sprzątanie, zmywanie, zamiatanie to jej codzienne obowiązki.
Oczywiście rzucenie praktykanta na głęboką wodę byłoby pewnie zbyt daleko idącym krokiem, dlatego doświadczenie zdobywa się, zaczynając od najprostszych rzeczy, a dopiero po jakimś czasie można ucznia obarczyć bardziej odpowiedzialnymi zadaniami. Nikt mi jednak nie mówi, że zamiatanie włosów klientów swojego szefa w jakikolwiek sposób uczy fryzjerskiego rzemiosła. Co ważne, problem zdają się zauważać również przedstawiciele lokalnej Inspekcji Pracy, którzy potwierdzają, że młodzi pracownicy nie skarżą się na zarobki, a właśnie o warunki pracy.
Nie zdarzyło się, aby kwota wynagrodzenia była problemem. Chociaż faktycznie pracodawcy płacili raczej wyłącznie tę minimalną stawkę, o jakiej mówią przepisy. Nie pamiętam, żeby któryś pracodawca płacił więcej. Jeśli młodociani pracownicy skarżyli się, to raczej na warunki i czas pracy. Między innymi na to, że wbrew przepisom musieli pracować w sobotę. Uczniowie przychodzili do pracy po lekcjach, a pracodawca kazał im pracować w dodatku także w soboty. Dotyczyło to przede wszystkim właśnie zakładów fryzjerskich. Podkreślam, że młodociany pracownik nie może pracować w nadgodzinach. -mówi cytowany przez Gazetę Olsztyńską Łukasz Sztych
To niestety smutny obraz tego, jak wyglądają praktyki zawodowe w naszym kraju. Niezależnie od tego, czy trwają miesiąc, czy kilka lat.