Fiskus ostatnio nie ma lekko. Jak nie absurdalna sprawa z żarówką (nawiasem, naczelnik z Bartoszyc prawdopodobnie poniesie konsekwencje), to znowuż wyrok WSA w sprawie optymalizacji podatkowych. Okazuje się, że przypadków, w których fiskus stoi na przegranej pozycji jest zdecydowanie więcej. Tym razem WSA w Gliwicach uchyla decyzję urzędu celno-skarbowego. Chodzi o koszty uzyskania przychodu.
Opłata licencyjna a koszty uzyskania przychodu
Jedna ze spółek, która działała w strukturze grupy kapitałowej, prowadziła działalność w branży motoryzacyjnej, konkretnie – produkowała części samochodowe. W procesie produkcji wykorzystywała wiedzę technologiczną i znaki towarowe innego podmiotu należącego do grupy kapitałowej (podmiot ma siedzibę w USA, a polska spółka nabyła stosowną licencję). Co oczywiste, polska spółka uiszczała odpowiednią opłatę licencyjną za korzystanie z wymienionych wyżej aktywów niematerialnych.
W grudniu 2016 r. polska spółka zwróciła się do skarbówki o stwierdzenie nadpłaty w podatku dochodowym od osób prawnych 2012 r. w związku z ponoszeniem opłaty licencyjnej. Urząd celno-skarbowy, który prowadził rutynową kontrolę, postanowił jednak przekształcić ją w postępowanie podatkowe. I zamiast nadpłaty określił spółce zobowiązanie w podatku CIT za 2012 r. Fiskus miał problem przede wszystkim z tym, że aż 91% produktów sprzedawanych przez spółkę trafiało do podmiotów powiązanych, zajmujących się dystrybucją tych produktów. To z kolei wiązało się z dużą opłatą licencyjną (której wartość była uzależniona od sprzedaży). Urząd doszedł do wniosku, że opłata licencyjna uiszczana przez spółkę nie miały racjonalnego związku z przychodami, a sama spółka jest tylko tzw. producentem kontraktowym, który funkcjonuje dzięki realizacji zleceń dla głównego podmiotu z USA.
Wyrok WSA. Sąd stanął po stronie spółki i orzekł, że realizacja produkcji była możliwa tylko dzięki licencji
Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gliwicach nie podzielał zdania fiskusa. Sąd uznał, że spółka jest jak najbardziej samodzielnym przedsiębiorcą, bo oprócz funkcji produkcyjnej (na rzecz podmiotu z USA) pełni także funkcje zaopatrzeniową, magazynową, logistyczną, administracyjną i sprzedażową. To z kolei oznacza, że spółka ponosi pełne ryzyko związane z prowadzeniem działalności gospodarczej. Wyrok WSA z 5 września 2018 r. potwierdził dodatkowo, że w modelu biznesowym przyjętym przez spółkę realizacja produkcji jest możliwa głównie dzięki licencji (a w konsekwencji – dzięki uiszczaniu opłaty licencyjnej). Korzystanie z aktywów niematerialnych w ramach licencji ma – zdaniem sądu – umożliwić jej spełnienie określonych standardów i zachowanie przewagi nad konkurencją. Według sądu nie ma zatem znaczenia, czy spółka sprzeda produkty podmiotowi wewnątrz grupy kapitałowej, czy też poza nią. Tym samym przedsiębiorca ma prawo wliczyć koszt licencji w koszty uzyskania przychodu. Spółka ponosi bowiem koszt licencji w celu osiągnięcia, zachowania i zabezpieczenia przychodu.
Fiskus bardzo chce, ale nie może wszystkiego
Sąd dodatkowo w uzasadnieniu wyroku przypomniał fiskusowi, że urząd skarbowy może ściągać podatki tylko dlatego, że…przedsiębiorca osiąga zyski. I mimo dążenia do maksymalizowania danin podatkowych fiskus powinien pamiętać, że urzędnicy skarbówki nie są specjalistami w branżach, w których funkcjonują podatnicy. A przecież wyższe zyski to wyższe wpływy do skarbówki. Czyli – podsumowując – szanuj przedsiębiorcę swego, bo możesz mieć gorszego. Na przykład takiego, który generuje niewielkie zyski. Lub żadne.