Wydaje mi się, że wczorajsza afera Huawei postawiła przed polskimi internautami oraz mediami szereg wielu mało trafnych pytań i wielu równie mało trafnych odpowiedzi.
Polska, jakkolwiek nie dorośliśmy do tego mentalnie, jest krajem położonym w strategicznym miejscu na mapie świata. Może się to wiązać z szeregiem korzyści, ale ponieważ nie dorośliśmy do tego mentalnie, w zdecydowanej większości będzie wiązało się z szeregiem tragedii narodowych.
Jeśli, choćby umiarkowanie uważnie, śledzimy wydarzenia na świecie, mamy zapewne świadomość, że Polska jest ważnym krajem nie tylko w optyce naszych lokalnych rywali (lub sojuszników, ale jednak nadal troszkę konkurentów o prymat w sojuszu) pod postacią Niemiec i Rosji, ale też globalnych hegemonów w postaci Chin i Stanów Zjednoczonych. Chińczycy przez nizinną Polskę chcą wchodzić do Europy, Amerykanom nasza pozycja geograficzna też nie jest obojętna (więc to nie jest tak, że zrobili nam wielką łaskę, biorąc pod swoją choćby pozorną opiekę).
Myślę, że nie jest wielką tajemnicą, że w naszym kraju znajdują się nie tylko służby wywiadowcze Rosji, ale też innych państw, w tym światowych mocarstw. Szpiegostwo na rzecz Chin? Zero zaskoczenia.
Afera Huawei a szpiegowanie
Zaskoczeniem jest na pewno fakt w jaki w tym wszystkim przewija się marka Huawei. Podejrzewam, że w marketingu polskiego (a może i zagranicznych) oddziału Huawei trwa właśnie wielki pożar, bo oto nagle po latach inwestowania w Kubę Wojewódzkiego i Roberta Lewandowskiego w mediach pojawił się donośny przekaz: Polacy, Chińczycy was szpiegują.
Nie mam oczywiście na to żadnych dowodów, ale w ramach swojej publicystycznej wolności słowa pozwolę sobie wyrazić przypuszczenie, że i owszem – jeśli macie urządzenia Huawei czy Xiaomi, jest szansa, że Chińczycy was szpiegują. Warto się tutaj zastanowić czy Chińczycy nie szpiegują was również w waszych Dellach czy MacBookach („designer in California, assembled in China”), wszak amerykańska administracja rządowa już ostatnio zdała sobie sprawę, że zamawianie hardware’u w Chinach nie jest najmądrzejszym pomysłem, znajdując w swoich podzespołach podejrzane chipy. Wydaje się jednak rzeczą stosunkowo drogą uskuteczniać wszechobecne szpiegostwo na gruncie hardware’u. Co innego z softwarem. I tak oto Huawei czy Xiaomi to wprawdzie Android, ale jednak bardzo często bardzo mocno jest to Android po chińsku.
Więc tak, ja osobiście nie byłbym ani trochę zaskoczony tym, że urządzenia chińskich producentów są w stanie przekazywać chińskim służbom pożądane informacje. Jeśli znacie historię Edwarda Snowdena, wiecie doskonale, że to samo robią zresztą Amerykanie. Facebook, Google, Microsoft (Apple ponoć nie dało się złamać, a przynajmniej chcemy w to wierzyć) współpracują z amerykańskim wywiadem w celu „zapewnienia globalnego bezpieczeństwa”. Faktem jest – jeśli ktoś czuje się z tym lepiej – że Chińczycy nie mają górnolotnie brzmiącej wymówki pt. walka z terroryzmem. Natomiast fakt szpiegowania przez oba imperia jest w gruncie rzeczy w swojej metodologii zbliżony.
Trudno dziś o naprawdę bezpieczny smartfon. Dobrą renomą cieszy się Apple. Samsung posiada bardzo interesujące rozwiązanie o nazwie Knox, którego będziemy wam w ramach kampanii reklamowej – jeśli nic się nie zmieni – w najbliższych tygodniach przybliżać – szczególnie pod kątem użytkownika biznesowego, prawnika czy… polityka.
Przez kogo chcemy być szpiegowani?
Czy zatem chcemy być szpiegowani przez Chińczyków? Wydaje mi się, że to pytanie do osób o wiele ważniejszych ode mnie i od większości z was. To pytanie do Donalda Tuska, do Jarosława Kaczyńskiego, do Andrzeja Dudy, do Mariusza Błaszczaka, do Adama Głapińskiego, a może nawet do Ryszarda Petru i Roberta Biedronia. Może do Szymona Jadczaka i Patryka Słowika. Do osób, które z jakiegoś powodu mogą być podsłuchiwane. Których informacje byłyby cenne dla zagranicznego wywiadu lub też, na których chce się zbierać jakieś haki. Wyobraźcie sobie, że przykładowy Jan Kowalski od 2013 do 2018 roku korzysta ze smartfonów Huawei, dziś jeszcze nawet go nie znamy, a w 2030 roku zostaje prezydentem Polski. Jeśli ufać teorii szpiegujących telefonów Huawei, zewnętrzny chiński podmiot ma dostęp do jego prywatnych rozmów, zdjęć z łazienki, wie czego się boi i w każdej chwili może go zdyskredytować. Lub też może go nimi szantażować.
Czy korzystacie z jakiejś chińskiej usługi? Ja okazjonalnie zerknę na Aliexpress. Ale na co dzień mam milion usług Google, Twittera, Facebooka, Windowsa, iOS-a, MacOS. Co więcej, z tych samych usług i tak korzystają wszyscy moi kontrahenci, więc nawet gdybym jakimś cudem siedział w foliowej czapce na własnym serwerze w piwnicy… Amerykanie też wiedzą o moim istnieniu.
Moim zdaniem przeciętny Nowak, która z dużą dozą prawdopodobieństwa wyklucza kandydowanie na urząd publiczny w najbliższej przyszłości, szuka dobrego smartfona i akurat podoba mu się Huawei czy Xiaomi – nie powinien w ogóle się zastanawiać nad chińskim sprzętem. To rozgrywki dużych mocarstw, a nie atrakcje rynku konsumenckiego.
Jednocześnie apeluję o rozsądek i rozwagę dla klasy politycznej, prawnej i biznesowej
Skoro Amerykanie wiedzą o nas już wszystko, może warto sobie darować tych Chińczyków? Ot tak, żeby nie dywersyfikować ryzyka.
Najgorzej w tym wszystkim wypada jak zawsze nieporadna Europa, która nie ma ani jednej liczącej się globalnie strony internetowej, mobilnego systemu operacyjnego czy ważnego producenta oprogramowania na smartfony. Wszyscy ją śledzą, a ona nie jest w stanie śledzić nikogo. Z tego samego względu atakuje się amerykańskie koncerny internetowe pod pretekstem dyrektywy w Polsce populistycznie tytułowanej „ACTA 2„. Więcej na ten temat pisałem w osobnych artykułach.