Wszystko wskazuje na to, że dalsza dobra passa Revoluta stoi pod ogromnym znakiem zapytania. Ma to związek z informacjami ujawnionymi przez Daily Telegraph. Brytyjski start-up został oskarżony o naruszenie podstawowych zasad bankowych. Przez trzy miesiące poprzedniego roku Revolut miał przymykać oczy na podejrzane transakcje. Nie da się bowiem inaczej nazwać wyłączenia automatycznego systemu do zatrzymywania wątpliwych operacji finansowych.
Podejrzane transakcje
Brytyjski start-up, który wielu ekspertów nazywało wschodzącą gwiazdą wśród firm łączących technologię i finanse, stoi bez wątpienia przed najpoważniejszym kryzysem w swojej historii. Sprawę opisali dziennikarze Daily Telegraph. Okazało się bowiem, że w pewnym okresie Revolut miał nawet nie kiwnąć palcem, by blokować podejrzane transakcje wykonywane za pośrednictwem platformy. Co ciekawe, chodziło o bardzo konkretny przedział czasowy, czyli o okres lipiec-wrzesień 2018 r.
Zarówno wcześniej jak i później automatyczny system zaprojektowany do blokowania wątpliwych transferów pieniężnych był aktywny. Został wyłączony jedynie na trzy miesiące, co już samo w sobie jest dziwne i po prostu podejrzane. Niezależnie od przyczyn wyłączenia systemu skutek jest jednak łatwy do przewidzenia. Oszuści i osoby robiące nielegalne interesy mogli w tym czasie wykonać tysiące transakcji. I to bez obawy o to, że ktokolwiek będzie to kontrolować. Cała sprawa miała wyjść na jaw w momencie, gdy pod koniec 2018 r. jeden z informatorów skontaktował się z zarządem Revolut, by poinformować go o poważnych problemach z systemem. Zarząd firmy zarządził natychmiast wewnętrzną kontrolę. W tym tygodniu dyrektor finansowy Revolut Peter O’Higgins, w związku z medialnymi doniesieniami, zrezygnował ze stanowiska i opuścił firmę.
Ostatecznie Revolut przyjął wersję z której wynika, że system został wyłączony dlatego, że był podatny na fałszywe alarmy. Firma miała podobno wrócić do prostszego systemu, czego mieliby nie uwzględnić brytyjscy dziennikarze. Taką linię obrony przyjmuje przede wszystkim prezes Revoluta, Nik Storonsky, twierdząc jednocześnie, że firma prowadziła dokładny przegląd wszystkich transakcji.
Podejrzane transakcje i wyłączony system to nie jedyny problem Revolut
Jakby jednak Revolut miał mało problemów, to na dokładkę ukazał się artykuł Wired o sytuacji pracowników w firmie. Na jaw miał wyjść fakt, że niektórzy pracownicy mieli świadczyć nieodpłatną pracę. Dodatkowo cele, które przed nimi stawiano, były nie do osiągnięcia. Rotacja pracowników miała być wysoka, a kultura miejsca pracy oceniana jako „trudna”. I to w tym najgorszym znaczeniu tego słowa.
Niewątpliwie kryzys może mieć wpływ na wcześniejsze plany firmy, m.in. na start w Japonii i Singapurze.