Całkiem niedawno pisałam na łamach Bezprawnika o jednej z warszawskich restauracji i o tym, że łamanie praw pracownika jest tam na porządku dziennym. Pracodawcy często robią co mogą, by zaoszczędzić (tam, gdzie oszczędzać nie wolno) lub więcej zarobić (tam, gdzie zarobku szukać nie powinni – tak jak w przypadku opłaty za serwis dla obcokrajowców). W tym przypadku jest jednak jeszcze inaczej. Skierniewicki pracodawca organizuje prowokacje, a gdy wszystko pójdzie po jego myśli – karze nieuważnych pracowników.
Pracodawca organizuje prowokacje. To podobno specyficzny rodzaj kontroli wewnętrznej
O sprawie donosi Tygodnik ITS. Z dziennikarzami gazety skontaktowała się kasjerka, która pracuje w jednym ze skierniewickich marketów. Opowiedziała o praktykach, jakie mają miejsce w jej zakładzie pracy. Zdaniem pracowniczki kierownictwo marketu postanowiło zrekompensować sobie wzrost wynagrodzenia minimalnego. Pracodawca ma wręcz polować na każdy błąd pracownika – po to tylko, by móc na niego jak najszybciej nałożyć karę finansową.
Kasjerka twierdzi, że pracodawca organizuje prowokacje. I to regularne. Jak wyglądają? Podobno najpierw ktoś z kadry kierowniczej, ochroniarz lub osoba poproszona przez kierownictwo przygotowuje koszyk z towarem. Następnie podrzuca do niego „niespodziankę”. Polega to na tym, że do np. worka ziemniaków podstawiony klient wrzuca coś zupełnie innego – dajmy na to kiwi, którego na pierwszy rzut oka można zwyczajnie nie zauważyć. I właśnie jak pracownik nie zauważy takiego podstępu, to musi płacić. Bo zdaniem pracodawcy „nie wychwycił próby oszustwa”. Każda taka udana prowokacja kosztuje pracownika 75 zł, które musi wpłacić wprost do firmowej kasy. A skierniewicki pracodawca organizuje prowokacje podobno przynajmniej trzy razy na miesiąc. Jak łatwo się domyślić, pracownicy są mocno zestresowani, co wpływa na efektywność i wydajność ich pracy. Klienci też nie są zbyt zadowoleni. Kasjerzy, którzy dokładnie sprawdzają każdy towar, pracują po prostu wolniej. A to z kolei powoduje ogromne kolejki.
PIP bezradna
PIP w Skierniewicach jest bezradna. Kierownik instytucji poproszony o komentarz stwierdza wprawdzie, że takie praktyki są niegodziwe, ale że PIP niewiele może zrobić. Jego zdaniem każda próba sprawdzenia będzie wiązać się z „nagłą awarią monitoringu”. Wygląda zatem na to, że pracodawca działa na granicy prawa, ale z drugiej strony ma np. możliwość nałożenia kary finansowej na pracownika, który nie dopełnił swoich obowiązków i naraził firmę na straty. A przeoczenie próby oszustwa można tak zakwalifikować. A to, że oszukać próbuje samo kierownictwo (przynajmniej zdaniem kasjerki) – to już zupełnie inna sprawa.