Brytyjczycy do ostatniej chwili trzymają całą Europę, i przy okazji samych siebie, w niepewności. Umowa brexitowa wynegocjowana przez premier Theresę May została po raz kolejny odrzucona. Parlament nie wyraził zgodny również na twardy Brexit, taki bez żadnej umowy. Co teraz? Kolejne głosowanie dotyczy tego, czy rząd Wielkiej Brytanii otrzyma mandat do przesunięcia wystąpienia z Unii Europejskiej w czasie.
Umowa brexitowa odrzucona po raz drugi: tym razem obeszło się bez upokarzania własnego premiera
Wyniki obu głosowań w Izbie Gmin nie stanowiły większego zaskoczenia chyba dla nikogo. Najpierw, w środę, brytyjscy parlamentarzyści odrzucili nową wersję umowy brexitowej. Tym razem różnica głosów na poszczególne opcje nie była aż tak dramatyczna. Za umową głosowało 242 deputowanych, przeciwko było 391. Poprzednim razem analogiczna rządowa propozycja pobiła niechlubny rekord najbardziej sromotnej porażki w głosowaniu. Różnica głosów wynosiła wówczas aż 230 głosów.
Różnice pomiędzy obiema wersjami umowy wydają się niewielkie. Theresie May udało się uzyskać ze strony unijnej gwarancje, że tzw. „backstop” będzie rozwiązaniem tymczasowym. Chodzi o granicę pomiędzy Wielką Brytanią a Irlandią. Brytyjczycy, w szczególności zwolennicy Brexitu, nie chcą pod żadnym pozorem pozostawać w unii celnej z Brukselą dłużej, niż to absolutnie konieczne. Niestety, Irlandczykom po obu stronach granicy bardzo zależy na tym, by granicę można było przekraczać bez większych komplikacji, tak jak do tej pory. Unia Europejska, siłą rzeczy, staje tutaj po stronie Irlandczyków. Backstop ma zagwarantować ich interesy – jego założeniem jest pozostanie Wielkiej Brytanii w unii celnej, dopóki nie uda się wypracować „innego rozwiązania”.
Brexit może zostać przesunięty, Unia Europejska pewnie się zgodzi – choć niekoniecznie w taki sposób, jaki chcieliby Brytyjczycy
Niestety, unijne gwarancje nie przekonały deputowanych. Tematem następnego głosowania był twardy Brexit. W środę wieczorem Izba Gmin zdecydowała, że także to rozwiązanie nie wchodzi w grę. Problem w tym, że nie bardzo wiadomo, co w takim razie czeka Wielką Brytanię w najbliższych tygodniach. Zjednoczone Królestwo miało wystąpić z Unii Europejskiej 29 marca.
Czwartkowe głosowanie dało premier mandat do wystąpienia do przywódców unijnych z prośbą o przesunięcie wystąpienia Wielkiej Brytanii. Za głosowało 412 deputowanych, 202 było przeciwko. Niestety, oczekiwania Brytyjczyków i Brukseli mogą nie być do końca zgodne. Jak podaje The Independent, przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk jest za tym, by dać Brytyjczykom czas na przemyślenie, czego właściwie chcą. Dużo czasu. Ci z kolei będą chcieli prawdopodobnie przeznaczyć następne tygodnie na kolejne próby wyproszenia w Brukseli jakichś szerszych ustępstw. Przy czym warto zauważyć, że unijni przedstawiciele nie są zbyt chętni bardziej Brytyjczykom ustępować. Należy jednak założyć, że odroczenie Brexitu do czerwca jest osiągalne, pod warunkiem przedstawienia stronie unijnej jakiegoś uzasadnienia.
Warto wspomnieć, że Izba Gmin odrzuciła także możliwość zorganizowania powtórzonego referendum brexitowego, różnicą głosów 334 do 85. To oznacza, że spektrum możliwości, jakie pozostają w ręku Brytyjczyków coraz bardziej się kurczy. Warto jednak pamiętać, że o ile mieszkańcy Wielkiej Brytanii najprawdopodobniej zmienili zdanie w sprawie Brexitu, o tyle klasa polityczna twardo obstaje przy swoim. Nie ma się im co dziwić. Gdyby okazało się, że całe to zamieszanie było po nic, wiele karier zostałoby z dnia na dzień przerwanych.
Pomimo odrzucenia przez Izbę Gmin, twardy Brexit wciąż pozostaje jedną z możliwych opcji, podobnie jak pozostanie Wielkiej Brytanii w UE
Problem długości przesunięcia Brexitu jest dość istotny. Już niebawem odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. Jeśli do tego czasu Wielka Brytania nie wystąpiłaby z Unii, musiałaby przeprowadzić je u siebie. Brytyjska klasa polityczna, nie będąca w stanie zmierzyć się ani z rzeczywistością niespecjalnie odpowiadającą ich wyobrażeniom, ani z szybko rosnącym rozczarowaniem brexitową awanturą, bardzo nie chciałaby do takiej ewentualności doprowadzić. Takie rozwiązanie byłoby kolejnym krokiem w stronę rezygnacji z Brexitu. Siłą rzeczy, jest ono na rękę Unii Europejskiej. Przedstawiciele Wspólnoty wielokrotnie przypominali, że Brytyjczycy mogą przecież w każdej chwili zrezygnować z wystąpienia z Unii Europejskiej. Potwierdził to nawet Europejski Trybunał Sprawiedliwości. Wystarczy jednostronna deklaracja, że zmienili zdanie.
Co jednak, jeśli dalej nie uda się uzyskać porozumienia z Brukselą, które byłby w stanie zaakceptować jednocześnie brytyjski parlament? W takiej sytuacji zdrowy rozsądek nakazywałby zarzucenie całego przedsięwzięcia. W końcu, skoro umowa została odrzucona, twardy Brexit również, podobnie jak rozpisanie nowego referendum, to zostaje już tylko rezygnacja? Problemem pozostaje nieszczęsne referendum. Chociaż wola ludu niekoniecznie się już pokrywa z jego wynikiem, to i tak stanowi chyba jedyny istniejący na chwilę obecną kontakt. W takim wypadku, fanatyczni zwolennicy wystąpienia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej z pewnością będą próbowali forsować twardy Brexit. Możliwe również, że umowa premier May będzie głosowana niejako do skutku.