Wyższa Szkoła Kultury Medialnej i Społecznej w Toruniu wymagała od studentów opinii ze swojej parafii. Uczelnia o. Rydzyka jest prywatna, więc zdawałoby się, że może ustalać kryteria rekrutacji jak jej się podoba. Tyle tylko, że otrzymała dofinansowanie ze środków unijnych. Zaświadczenie od proboszcza Komisja Europejska uznała za przejaw dyskryminacji.
Co ma właściwie wspólnego informacja medialna z religią? Nie wiadomo, ale na uczelni o. Rydzyka bez opinii z parafii się na ten kierunek nie dostanie
Toruńska uczelnia uruchomiła we wrześniu 2017 r. kierunek „informatyka medialna”. Obecnie są to studia licencjackie łączące ze sobą świat informatyki i mediów, z elementami wiedzy politycznej oraz społecznej. Charakteryzował się wówczas stosunkowo niskim, jak na uczelnię prywatną, czesnym – zaledwie 1300 zł. za semestr. Rekrutacja nie odbiegała w zasadzie od metod stosowanych na innych uczelniach wyższych. Z jedną różnicą: Wyższa Szkoła Kultury Medialnej i Społecznej w Toruniu wymaga także dostarczenia opinii od księdza proboszcza. Jak się łatwo domyślić, bez pozytywnej nie ma co szukać szczęścia na uczelni.
Trzeba przyznać, że takie postawienie sprawy aż się prosiło o prowokację. Do tej, oczywiście, doszło już niebawem. Działacz SLD z Torunia, Marek Jopp, próbował się zapisać na kolejny kierunek studiów, skuszony podobnież właśnie niską ceną. Jak informuje Onet.pl, mężczyzna został przyjęty na studia. Do czasu: kiedy w wywiadzie opowiedział, że nie dostarczył zaświadczenia od proboszcza, to został skreślony z listy studentów. Mógłby najpewniej je w jakiś sposób zdobyć, jednak jest osobą niewierzącą. Od decyzji władz uczelni Jopp odwołał się do instytucji państwowych. Sąd administracyjny przyznał rację uczelni.
Zaświadczenie od proboszcza? Komisja może mieć obiekcje, Ministerstwo cieszy się z istnienia uczelni wyznaniowych
Także rządzący stanęli w tym sporze jednoznacznie po stronie uczelni o. Rydzyka. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego otrzymywało już podobne skargi, chociażby ze strony Rzecznika Praw Obywatelskich, na wymaganie dostarczenia opinii z parafii. Odpowiedź sprowadzała się do tego, że skoro skarga dotyczyła studiów podyplomowych, to ministerstwo nie może nic zrobić. Istnienie uczelni wyznaniowych jego przedstawiciele uznali za istotną wartość rozszerzającą ofertę edukacyjną adresowaną do obywateli. Co „informatyka medialna”, czy „polityka gospodarcza, finanse i bankowość” mają wspólnego z religią jako taką?
Nadzór nad studiami podyplomowymi, niefinansowanych przez Ministerstwo, jest w końcu ograniczony. Także opis przypadku Marka Joppa wskazywałby właśnie na studia podyplomowe, a nie licencjackie. Tyle tylko, że w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu dostarczenie opinii od księdza proboszcza wymagane jest w toku każdej rekrutacji. Dotyczy to zarówno studiów licencjackich, jak i magisterskich, inżynierskich, czy podyplomowych.
Kto daje pieniądze ten ustala zasady – a zakaz dyskryminacji nie jest jej przejawem
O ile władze krajowe uznały, że wszystko jest w porządku, o tyle Bruksela ma inne zdanie na ten temat. Zaświadczenie od proboszcza Komisja Europejska uznała za przejaw pośredniej dyskryminacji. Bezpośrednia byłaby wówczas, gdyby uczelnia wprost odmawiała przyjmowania niewierzących bądź innowierców. Czy Unia Europejska postanowiła już ingerować nawet w rekrutację na polskich uczelniach prowadzonych przez duchownych? Czy to kolejny przejaw dyskryminacji chrześcijan przez lewicującą Europę? Nic z tych rzeczy, chodzi oczywiście o pieniądze. Otóż uczelnia o. Rydzyka na uruchomienie kierunku „informatyka medialna” otrzymała 475 tysięcy złotych z unijnego programu „Wiedza Edukacja Rozwój”.
Środki przyznało Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, podległe polskiemu rządowi. Pieniądze pochodzą jednak z Europejskiego Funduszu Inwestycji strategicznych. Przedstawiciele Komisji Europejskiej są zdania, że wymaganie opinii z parafii przy rekrutacji na dotowany w tej formie kierunek stoi w sprzeczności z art. 6 rozporządzenia nr 1303/2013. Przepis ten jasno stanowi, że operacje wspierane z EFSI mają być zgodne z obowiązującymi przepisami prawa unijnego i krajowego. Warto zauważyć, że już następny artykuł tego samego rozporządzenia nakazuje państwom członkowskim zapobiegania wszelkich form dyskryminacji między innymi na tle religijnym.
Zaświadczenie od proboszcza Komisja Europejska uznała za niedopuszczalne w przypadku programu finansowanego z unijnych pieniędzy
Efekt jest łatwy do przewidzenia. Polski rząd będzie musiał nie tylko podjąć działania, by podobne sytuacje nie zdarzały się w przyszłości, ale również dokonać stosownej korekty finansowej. Mówiąc prościej: oddać Brukseli pieniądze. Trzeba podkreślić, że nie ma nic złego w tym, że uczelnie prywatne ustalają własne kryteria rekrutacji. Jeśli jednak oczekują one pieniędzy z Unii Europejskiej, to muszą dostosować się do reguł ustalonych przez Brukselę. Czuwać nad tym powinny krajowe instytucje, które jednak najwyraźniej zawiodły. Koniec końców opinia organu, który daje pieniądze jest ważniejsza, niż polskiego rządu. Ten ma jedynie pilnować, by wydano je zgodnie z założeniami danego programu.