W ostatnich latach pojawiały się różne pomysły na przebudowanie naszego kraju. Decentralizacja Polski to podobno kolejna przedwyborcza propozycja, którą – być może – niedługo zaproponuje jedna z głównych sił politycznych. Nie wydaje się, żeby taka koncepcja miała porwać serce wyborców. Przede wszystkim: nie ma zupełnie racji bytu w polskich realiach.
Decentralizacja Polski aż po jej federalizację – tylko właściwie po co?
Ustrój państwa powinien być dobrze przemyślany. Sposób jego organizacji wywiera bardzo istotne skutki. Niedopasowany do lokalnych uwarunkowań może prowadzić do poważnych kłopotów w przyszłości. W niektórych państwach same uwarunkowania sprawiają, że poszczególne części danego kraju niekoniecznie chcą do siebie pasować. Przykładem, z realiów świata zachodniego, może być Belgia – targana ciągłymi sporami między Flandrią a Walonią. Brexit wywołał istotny zgrzyt pomiędzy Szkocją a resztą Wielkiej Brytanii.
Z drugiej strony, istnieją w Europie państwa wręcz federalne, jak chociażby Niemcy. Szwajcaria z kolei stanowi wzór stabilności i współudziału obywateli w sprawowaniu władzy nad własnym państwem. Dlaczego więc nie spróbować i nad Wisłą! Z takiego założenia, podobno, po przegranych wyborach do europarlamentu wychodzi opozycja. Federalizacja Polski miałaby być odpowiedzią – tylko jak właściwie brzmi pytanie?
Teraz prędko, zanim dojdzie do nas, że to bez sensu!
Nie chodzi w niniejszym artykule o to, żeby pastwić się nad nietrafionym pomysłem opozycji. Nie pierwszy, nie ostatni – do tego ten akurat wcale nie jest taki znowu pewny. Istnieje możliwość, że wyciek propozycji federalizowania kraju to w najlepszym wypadku próba sondowania reakcji opinii publicznej, w najgorszym: owoc prac grupki ekspertów, o których istnieniu partyjna wierchuszka ma pojęcie co najwyżej blade. Spodziewam się zresztą, że niebawem cała opozycja będzie udawać, że z tym przejawem przedwyborczego sabotażu zupełnie nie ma nic wspólnego.
Nie wspominając nawet o tym, że większość konstytucyjna grozi bardziej partii rządzącej, niż opozycji. Nie znaczy to jednak, że teoretyczna decentralizacja Polski nie jest czymś, nad czym nie warto się pochylić. Zwłaszcza, że pomysły na „autonomię regionów”, czy inną federalizację, pojawiają się w niektórych środowiskach bardzo często.
W założeniu delegowanie rozmaitych kompetencji i zadań na władze lokalne ma usprawnić działanie państwa. Dzieje się to z prostej przyczyny: im większy aparat władzy, tym trudniej zarządza się nim jednoosobowo, czy z zacisznych gabinetów ministerstw w stolicy. Jak pokazuje jednak praktyka współczesnej państwowości, nie jest to wcale niemożliwe. Oczywiście, w pierwszym przypadku najłatwiej wskazać na państwa rządzone w sposób dyktatorski lub „autorytarny”.
Podstawową wadą silnej centralizacji jest silne uzależnienie działania państwa od decyzji na szczeblu centralnym. Nie jest to problem, kiedy nigdzie nikomu się nie spieszy. Gorzej robi się wówczas, gdy trzeba akurat szybko podjąć decyzję. Decydent ryzykuje gniewem władz centralnych, jeśli akurat coś stanie się nie po ich myśli. Wówczas nawet podjęcie właściwej decyzji nie stanowi pełnej gwarancji bezpieczeństwa.
Obowiązująca Konstytucja zapewnia decentralizację władzy publicznej, przynajmniej na papierze
Z całą pewnością, rządy otwarcie głoszące potrzebę budowania „silnego państwa” będą wykazywać silne ciągotki centralizacyjne. W takim przypadku naturalną odpowiedzią sił im przeciwnych może być właśnie decentralizacja Polski. Zwłaszcza, że obecny ustrój jak najbardziej takową zakłada. Mowa o art. 15 Konstytucji. Dzięki temu przepisowi, decentralizacja władz publicznych powinna być faktem. Podobnie jak ustrój terytorialny oparty o więzi społeczne, gospodarcze lub kulturowe. Jak jest w praktyce, najlepiej dowodzi przykład województwa Kujawsko-Pomorskiego bez istotnych fragmentów któregokolwiek Pomorza. O dostępie do morza nie wspominając.
Jest to tak zwana „norma programowa”. Przepisy tego typu mają przede wszystkim na celu zasygnalizowanie intencji ustawodawcy. Sposób realizacji założeń ustrojowych z nich wynikających należy do poszczególnych rządów. Nie oznacza to bynajmniej, że normy programowe można zupełnie ignorować. Mają istotne znaczenie przy interpretacji innych przepisów Konstytucji, chociażby w postępowaniach przed Trybunałem Konstytucyjnym. Także poszczególne organy władzy często swoje posunięcia uzasadniają właśnie realizacją tej czy tamtej normy. Oczywiście: interpretowanej na swój sposób.
Faktyczne próby decentralizowania naszego kraju również nie były zbyt udane. Często podaje się przykład regionalnych Kas Chorych, element reformy służby zdrowia z 1999 r. Była to pierwsza z wielkich reform epoki premiera Jerzego Buzka, która została odwrócona przez ustawodawców. Decentralizacja Polski zapisana w Konstytucji tak naprawdę opiera się o funkcjonowanie samorządu terytorialnego. Warto zauważyć, że w tym przypadku reforma administracyjna właściwie szła w odwrotnym kierunku – zwiększenia stopnia centralizacji naszego kraju. Ze wszystkimi niedomaganiami podziału na szesnaście województw jako dodatek.
Czasy Rzeczypospolitej Obojga Narodów i II Rzeczypospolitej już nie wrócą
Ktoś mógłby powiedzieć: ale przecież Polska ma szczytne tradycje, jeśli chodzi o zdecentralizowane państwo. W końcu Rzeczpospolita Obojga Narodów była podzielona na ziemie, nie wspominając nawet o podziale na Koronę i Litwę. Teoretycznie tak. W praktyce jednak, państwo to nie istnieje już od 224 lat. Oczywiście, każdy lubi czasem powspominać czasy minionej chwały. W praktyce jednak współczesna Polska praktycznie nie ma już nic wspólnego z wielonarodowym i wieloreligijnym państwem Jagiellonów, Wazów, czy Wettynów.
Czasem przywołuje się także przykład autonomii województwa śląskiego. Do dzisiaj na Górnym Śląsku istnieją stronnictwa polityczne dążące do odtworzenia ówczesnego stanu rzeczy we współczesnych realiach. Nie można jednak zapomnieć, jakie szczególne okoliczności zaważyły na wcieleniu w życie takiego a nie innego rozwiązania. Autonomia Śląska miała gwarantować prawa licznej mniejszości niemieckiej. Powstawała także wtedy, gdy granice II Rzeczypospolitej wcale nie były czymś absolutnie pewnym. Ta konkretna granica uformowała się dzięki trzem powstaniom śląskim. Swoje na Polskę wymuszały także traktaty ze z państwami Ententy.
Dzisiaj Polska jest niemal czterdziestomilionowym państwem, wyjątkowo wręcz jednolitym narodowościowo i religijnie. Poszczególne regiony nie mają silnego poczucia odrębności kulturowej. Władze Polski Ludowej już o to zadbały. O ironio, komuniści w służbie Józefa Stalina zdołali przekształcić niegdysiejszy wielokulturowy tygiel w urzeczywistnienie endeckiego marzenia o „Polsce piastowskiej”. Różnorodność została poświęcona na ołtarzu stabilności. Decentralizacja Polski, zwłaszcza w stopniu federalnym, stanowiłaby w tym momencie próbę zawrócenia Wisły kijem. Czas najwyższy dać przeszłości umrzeć i zacząć patrzeć w przyszłość.
W dzisiejszych realiach decentralizacja Polski oznaczałaby przede wszystkim osłabienie państwa
Decentralizacja Polski, uskuteczniana dzisiaj, musiałaby siłą rzeczy zwiększyć konkurencję pomiędzy poszczególnymi regionami. Już teraz, w obrębie tego samego województwa, poszczególne większe miasta potrafią ostro rywalizować ze sobą o fundusze i inwestycje. Osłabienie roli rządu centralnego utrudniałoby realizację większych strategicznych projektów, chociażby infrastrukturalnych. Co prawda bez Centralnego Portu Komunikacyjnego czy przekopu Mierzei Wiślanej najpewniej byśmy sobie poradzili. Z drugiej strony infrastruktura to także drogi, kolej, szlaki wodne. Konkurencja na poziomie ekonomicznym i kulturowym pogłębiłaby tylko przepaść pomiędzy bogatą polską zachodnią a rozwijającą się wolniej ścianą wschodnią. Warto zauważyć, że ten podział chciała w przeszłości zniwelować nawet autokratyczna z pogranicza dyktatury Sanacja.
Konkurencja pomiędzy regionami i silniejsza decentralizacja Polski oznaczałaby także osłabienie pozycji rządu centralnego. Na to państwo aspirujące do roli ważnego regionalnego gracza i znajdujące się pomiędzy Rosją a Niemcami niespecjalnie może sobie pozwolić. Czy to oznacza, że Polskę należy centralizować jeszcze bardziej? Niekoniecznie. Centralizacja i decentralizacja Polski powinny znajdować się w równowadze – odpowiadającej potrzebom i uwarunkowaniom naszego kraju. W tym momencie, jakby nie patrzeć, środek ciężkości leży po stronie tej pierwszej.