Do czego wojsku mogą służyć stare czołgi, pochodzące jeszcze z czasów minionego ustroju? Eksperci zgodnie twierdzą, że do niczego. Co najwyżej do muzeum, ewentualnie na złom. Tymczasem MON upiera się, by remontować poradzieckie T-72. Premier przekonuje, że odrestaurowanie sprzętu z poprzedniej epoki to „milowy krok do odbudowy potencjału polskiej armii”.
Premier Mateusz Morawiecki zapowiada, że stare czołgi mają pomóc w odbudowie potencjału polskiej armii
Jak podaje tvn24, Polska Grupa Zbrojeniowa ma odnowić i zmodernizować stare, poradzieckie czołgi T-72. Najprawdopodobniej nieco ponad 300 sztuk, w sam raz by wystawić sześć pełnych batalionów pancernych. W ciągu sześciu lat państwo zapłaci ok. 1,75 miliarda złotych. W projekt zostaną zaangażowane takie zakłady, jak gliwickie Bumar i OBRUM, poznańskie Wojskowe Zakłady Motoryzacyjne oraz PGZ: PCO z Warszawy. Premier Mateusz Morawiecki odtrąbił tym samym wielki sukces polskich sił zbrojnych. Modernizacja T-72 ma przynieść nie tylko zachowanie miejsc pracy we wspomnianych zakładach, ale także przynieść poprawę zdolności bojowych naszej armii, na miarę zbliżającej się trzeciej dekady XXI wieku. Brzmi zbyt pięknie, żeby było prawdziwe? I słusznie, bo w żadnym wypadku nie jest. A jeśliby wierzyć temu, co mówią politycy, to szykuje się przełom na miarę zakupu nowoczesnych myśliwców F-35.
Zakupy Wojska Polskiego, przy których majstrują politycy, bardzo często przynoszą opłakane skutki. T-72, jak na swoje czasy, był bardzo udanym pojazdem. Do dzisiaj twórczo rozwijaną w wielu państwach. Z T-72 wywodzą się inne, nowsze rodzaje czołgów. Przykładem może być chociażby polski PT-91 „Twardy”, czy nawet rosyjski T-90. Problem w tym, że z dzisiejszej perspektywy patrząc to już stare czołgi. Polska dysponuje nowszymi i skuteczniejszymi konstrukcjami – takimi jak PT-91 Twardy czy kupione od Niemiec Leopardy 2, w wersji A4 i A5. Nasze T-72 są w bardzo złym stanie. Ministerstwo Obrony Narodowej pierwotnie planowało je po prostu sprzedać, jednak – co znamienne – nie znalazło nabywcy. Postanowiło więc, że stare czołgi naszej armii jednak się przydadzą.
Polskie T-72 to wcale nie są takie same czołgi, co T-72 na wyposażeniu armii rosyjskiej
W założeniu Polska Grupa Zbrojeniowa ma wyremontować pojazdy, oraz zamontować w nich nowoczesne przyrządy celownicze i obserwacyjne, oraz łączność cyfrową. Czy to dużo? Nie. Problem z T-72 jest taki, że wersja jaką dysponuje Wojsko Polskie (T-72 M1) ma przede wszystkim zbyt słaby pancerz oraz niezbyt skuteczną armatę. W przeciwieństwie chociażby do czołgów jakimi dysponuje armia rosyjska (T-72B oraz późniejsze wersje). Teoretycznie dałoby się także i te mankamenty wyeliminować – jednak koszty byłyby dużo większe. Podobnie jak wymagania techniczne stawiane naszemu przemysłowi. O skuteczności odpowiedników naszych T-72 na współczesnym polu walki mogła się przekonać, fakt: gorzej wyszkolona i fatalnie dowodzona, armia iracka w trakcie obydwu wojen w Zatoce Perskiej. Jak się łatwo domyślić, stare czołgi nie stanowiły większego zagrożenia dla nowoczesnych maszyn amerykańskich czy brytyjskich.
Trzeba jednocześnie przyznać, że remont T-72 ma być rozwiązaniem tymczasowym. Nie znaczy to bynajmniej, że takie rozwiązanie ma sens – po prostu decydenci nie są na tyle szaleni, by sądzić, że te stare czołgi posłużą Wojsku Polskiemu kolejne dekady. Tyle tylko, że MON najwyraźniej nie kwapi się do poszukiwania konstrukcji docelowej. Warto zauważyć, że nawet nasze Leopardy są pojazdami używanymi i też odbiegającymi nieco od najnowszych wersji. Budowa polskiego czołgu podstawowego? Brzmi jak życzeniowe myślenie, w rodzaju polskiego samochodu elektrycznego.
Jak nie wiadomo o co chodzi politykom w roku wyborczym, to na pewno chodzi im o głosy
W praktyce inwestowanie w stare czołgi, które nawet po remoncie nie będą prezentować większej wartości bojowej jawi się jako posunięcie absurdalne. To tak, jakby rządzący postanowili nagle przywracać do służby w policji wysłużone polonezy i nysy. Trzeba jednak pamiętać, że to nie pierwszy pomysł rządzących, które niekoniecznie przystaje do rzeczywistości. Nie sposób w tym kontekście nie wspomnieć o jakże ambitnych planach rozbudowy lotniska w Radomiu. Tego samego, które samoloty omijają szerokim łukiem i niedaleko którego ma powstać Centralny Port Komunikacyjny.
Jak się łatwo domyślić, inwestycja w stare czołgi ma drugie dno. Na szczęście, nie trzeba go zbyt długo szukać. Silny nacisk na zapewnienie miejsc pracy w polskich zakładach zbrojeniowych wskazuje, że rządzący bardzo chcą zapewnić sobie głosy w nadchodzących wyborach parlamentarnych. Rządowy kontrakt na remont paruset czogłów w ciągu sześciu lat oznacza, że Polska Grupa Zbrojeniowa nie będzie musiała redukować etatów. Stare czołgi zapewnią w ten sposób środki do życia dla pracowników, ich rodzin, czy innych osób żyjących z obecności zakładów w swoich miastach. A także, być może, głosy dla partii, która sprawiła takie dobrodziejstwo.
Szkoda tylko, że PGZ będzie tak naprawdę przelewać z pustego w próżne. Co więcej: pieniądze, które wydamy na stare czołgi, można by przeznaczyć na coś bardziej pożytecznego. Czy wręcz: cokolwiek innego.