Abonament radiowo-telewizyjny nie jest może najbardziej dolegliwym podatkiem. Z całą pewnością jest jednym z najbardziej niechętnie płaconych przez Polaków. I najmniej społecznie akceptowanych. Nic dziwnego, że likwidacja abonamentu RTV to chwytliwe hasło tuż przed wyborami. Tym razem z tej opcji postanowiło skorzystać Prawo i Sprawiedliwość. Nie pierwsze zresztą.
Rządzący stwierdzili, że finansowanie mediów publicznych z budżetu będzie lepsze: likwidacja abonamentu RTV po wygranych wyborach
Katowicka konwencja Prawa i Sprawiedliwości przyniosła, między innymi, kolejną już zapowiedź reformy finansowania mediów publicznych. Likwidacja abonamentu RTV miałaby nastąpić od 2020 r. Pod warunkiem, oczywiście, że PiS wygra wybory. Wcześniej, trzeba pamiętać, podobne obietnice składali przedstawiciele dzisiejszej opozycji. Donald Tusk w 2008 r. namawiał nawet do niepłacenia tej daniny, nazywając ją „haraczem ściąganym z ludzi”. Jak wiemy, likwidacja abonamentu RTV nie nastąpiła. Dlaczego właściwie politycy tak bardzo upierali się finansowaniu mediów publicznych w ten sposób?
Polacy nie chcą płacić abonamentu, pomimo namów, próśb, gróźb i prób egzekucji należności od szczególnie opornych
Nie da się ukryć, że istnieją dwa najważniejsze powody, dla których ludzie nie płacą abonamentu. Obydwa można sprowadzić do odczucia niesprawiedliwości. Czy wręcz: bycia łupionym przez państwo. W pierwszej kolejności, wielu ludzi zauważa, że skoro opłacają już stosowny abonament w sieci kablowej, to nie powinni płacić „dwa razy za to samo”. Myślenie takie wynika z nierozumienia istoty abonamentu RTV. Danina ta jest tak naprawdę podatkiem od posiadania radia bądź telewizora. Jest ona także zupełnie bezzwrotna. Opłacając abonament RTV nie nabywamy żadnych uprawnień, nie załatwiamy żadnej sprawy urzędowej. Właściwie, na dobrą sprawę, nie musimy nawet być faktycznymi odbiorcami mediów publicznych. Jest odbiornik, jest i obowiązek zapłaty.
Drugi problem z abonamentem jest dość prozaiczny. Polakom nie podoba się, że nie tylko muszą łożyć na media publiczne – będące tak naprawdę narzędziami każdej kolejnej władzy – ale jeszcze odbywa się to w sposób dla nich męczący. Proponowane przez Prawo i Sprawiedliwość finansowanie mediów publicznych z budżetu bynajmniej nie sprawi, że politycy zaczną finansować swoje tuby propagandowe sami. Po prostu nie będą musieli w żaden sposób aktywnie opłacać przelewów, pilnować terminów czy upewniać się co do wysokości kwoty. To zresztą jedno z podstawowych założeń pomysłu partii rządzącej: by finansowanie mediów publicznych odbywało się w sposób nieangażujący obywatela. Gdyby nawet nie było zastrzeżeń co do jakości samych mediów, to i tak alternatywne sposoby ich finansowania byłyby chyba dużo sensowniejszym rozwiązaniem.
Trzeba przy tym zauważyć, że obydwa powody opierają się na odczuciu niesprawiedliwości tej daniny ze strony zobowiązanych do jej opłacania.
Gdyby tylko media publiczne wyglądały tak, jak to przewiduje ustawa o radiofonii i telewizji…
Nie da się przy tym ukryć, że politykom nigdy tak naprawdę nie udało się przekonać Polaków, że opłacanie przez nich abonamentu jest czymś ważnym i potrzebnym. Oczywiście, jakość proponowana przez media publiczne, zwłaszcza w ostatnich latach, stanowi ich żywą antyreklamę. Nie da się rozmawiać o mediach publicznych w oderwaniu do ich obecnego stanu. Z drugiej strony patrząc, to nie tak, że – na przykład – TVP to tylko serwisy informacyjne, publicystyka i ewentualnie telenowele. Problem w tym, że rządzącym nigdy nie udało się przebić z przekazem, co tak naprawdę jest tą mityczną „misją mediów publicznych”. Podobnie zresztą jak samym mediom publicznym.
Oczywiście, to nie znaczy, że przepisów w ogóle nie ma. Art. 21 ustawy o radiofonii i telewizji wskazuje. co na misję mediów publicznych się składa. Mowa w szczególności o ustępach 1 i 2. Niestety, treść tych artykułów to właściwie tzw. „mowa-trawa”. W przypadku ust. 1 mamy do czynienia z normami programowymi. Przepis ten przewiduje, że media publiczne mają zapewnić całemu społeczeństwu zróżnicowane programy i inne usługi w zakresie informacji, publicystyki, kultury, rozrywki, edukacji i sportu. Te mają przy tym cechować się pluralizmem, bezstronnością, wyważeniem i niezależnością oraz innowacyjnością, wysoką jakością i integralnością przekazu.
Art. 21 ust. 2 wydaje się bardziej konkretny. I tak media publiczne mają obowiązek rzetelnie ukazywać całą różnorodność wydarzeń i zjawisk w kraju i za granicą. Muszą także. sprzyjać swobodnemu kształtowaniu się poglądów obywateli oraz formowaniu się opinii publicznej. Są zobowiązane umożliwiać obywatelom i ich organizacjom uczestniczenie w życiu publicznym poprzez prezentowanie zróżnicowanych poglądów i stanowisk. Do ich obowiązków należy również: służenie rozwojowi kultury, nauki i oświaty, umacnianie rodziny, kształtowanie postaw prozdrowotnych, propagowanie i upowszechnianie sportu, sprzyjanie zwalczaniu patologii. Muszą również respektować chrześcijańskie wartości.
…To i tak likwidacja abonamentu RTV byłaby jedynym uczciwym wobec Polaków rozwiązaniem
Wydawać by się mogło, że posiadanie przez państwo platformy do realizowania większości ze wskazanych wyżej celów jest wartością pozytywną. Zwłaszcza, że media komercyjne niekoniecznie muszą się do tego samego kwapić. Tymczasem likwidacja abonamentu RTV, a czasem samych mediów publicznych, wydaje się budzić ciepłe uczucia ze strony Polaków. To rozdźwięk pomiędzy szczytną teorią a pożałowania godną praktyką, budowaną latami przez polityków różnych opcji, sprawia że abonament RTV nie miał szansy się przyjąć. I całe szczęście, prawdę mówiąc – z uwagi na perfidną ze swej natury konstrukcję tego podatku.
Za likwidacja abonamentu RTV przemawiają także względy praktyczne. Opieranie finansowania mediów publicznych o dedykowany majątkowy podatek, przy niziutkiej ściągalności, oznacza angażowanie aparatu państwa w łatanie budżetu tych mediów. Ustawodawca do ścigania niepłacących abonamentu zaangażował nie tylko administrację skarbową, ale także Pocztę Polską. Ta niestety musi się zajmować coraz większą liczbą aktywności niezwiązanych z doręczaniem listów i przesyłek. Na przykład sprzedażą lodów, książek czy kredytów. Obsługa działalności okołoabonamentowej także kosztuje. Podobnie jak egzekucja za niepłacony abonament. Co więcej, budżet musi notorycznie dokładać pieniędzy poszczególnym mediom. Te w końcu powinny mieć określoną liczbę funduszy do dyspozycji, ale cóż z tego, skoro Polacy nie chcą płacić?
Nie oszukujmy się: finansowanie mediów publicznych z budżetu wcale nie sprawi, że obywatele nie będą się składać chociażby na propagandowe programy TVP, zaangażowane w służbie tej czy tamtej partii. To nadal będą pieniądze z naszych podatków, tyle że innych. Możemy jednak część tych pieniędzy zaoszczędzić, likwidując koszty obsługi obecnego systemu. Nie będziemy również musieli nic robić, by rządzący dali nam święty spokój w kwestii swoich medialnych zabawek.