Nie każdy jest w stanie znać się na wszystkim. Dotyczy to także osób decydujących o najważniejszych sprawach w państwie. Stąd różnego rodzaju organy doradcze. Rządzący chcą, by powstała Rada Polityki Fiskalnej. Nowy organ ma doradzać w sprawach wydatkowania publicznych pieniędzy. Czy będzie przydatny? To zależy.
Najwyraźniej rząd potrzebuje pomocy w realizacji swoich ambitnych celów fiskalnych
Rząd premiera Mateusza Morawieckiego postawił sobie bardzo ambitne zadanie uzyskania budżetu bez deficytu budżetowego. Co prawda niekoniecznie przedwyborcze zapowiedzi muszą się sprawdzić, jednak wskazują na pewien kierunek. Problem w tym, że spodziewane spowolnienie gospodarcze może utrudnić realizację względnie racjonalnej polityki budżetowej. Podobnie zresztą jak koszty realizowanych i szykowanych programów socjalnych.
Business Insider podaje, że pomóc ma w tym nowy organ analityczno-doradczy. Rada Polityki Fiskalnej miałaby zajmować się kwestiami dotyczącymi wydatków budżetowych. W grę wchodzi także tajemnicze „opiniowanie limitu wydatków”. Co ciekawe, rządzący do tej pory starają się trzymać szczegóły wręcz w tajemnicy.
Warto się zastanowić, czy tworzenie kolejnego tego typu organu może przynieść państwu i obywatelom jakieś korzyści.
Rada Polityki Fiskalnej nie byłaby niczym niezwykłym w skali Unii Europejskiej – takie organy istnieją w niemal każdym jej państwie
Podobne organy istnieją w niemalże czterdziestu państwach na świecie. W całej Unii Europejskiej tylko Polska nie ma żadnego jej odpowiednika. Rada Polityki Fiskalnej nie jest więc żadnym kuriozum, czy unikalnym rozwiązaniem wymyślonym akurat przez nasz rząd.
Potencjalną zaletą utworzenia takiego ciała jest oczywiście dostarczanie rządzącym fachowych opinii oraz konkretnych informacji. W założeniu tego typu organy powinny być obsadzane ekspertami – z dziedzin takich jak szeroko rozumiane finanse publiczne, ekonomia czy prawo.
Takie opinie mogłyby przyczynić się teoretycznie do ograniczenia niepotrzebnych wydatków oraz prowadzenia przez rząd bardziej racjonalnej polityki budżetowej. Opiniowanie limitu wydatków może oznaczać patrzenie władzy wykonawczej na ręce, czy ta nie przekracza wiążących ją ograniczeń w tym zakresie.
Jeśli Rada Polityki Fiskalnej ma być skuteczna, musi mieć konkretne możliwości wpływania na decyzje podejmowane przez rząd
Bez większego trudu można jednak wskazać potencjalne słabe strony koncepcji. Zwłaszcza we współczesnej rzeczywistości politycznej naszego kraju. Podstawowym problemem jest to, jakie Rada Polityki Fiskalnej miałaby mieć realne narzędzia do skłonienia rządu do określonego działania. Sformułowanie „organ analityczno-doradczy” nie sugeruje planów wyposażenia Rady w jakieś twarde kompetencje.
Nawet najbardziej trafna opinia pozostaje jedynie świstkiem papieru, jeśli jej adresat nie ma zamiaru się nią w ogóle przejąć. Bez istnienia prawnych gwarancji, że rząd nie będzie mógł po prostu zignorować zaleceń tego organu, Rada Polityki Fiskalnej może szybko stać się kolejnym martwym, „klubem dyskusyjnym”. Właśnie z tego powodu w 2015 r. rząd Platformy Obywatelskiej zrezygnował z utworzenia takiego ciała.
Polska nie potrzebuje kolejnego klubu dyskusyjnego o znikomym wpływie na politykę państwa, za to z wysokimi pensjami dla swoich członków
Nie bardzo wiadomo również jak Rada Polityki Fiskalnej miałaby się wpisać w istniejącą strukturę organów państwa. Musiałaby to być instytucja silnie współpracująca z rządem. Niekoniecznie jednak musiałaby być funkcjonalnie podporządkowana Radzie Ministrów. Ktoś mógłby wpaść na pomysł utworzenie takiego organu w oparciu o kancelarię prezydenta, czy Narodowy Bank Polski. Może być wreszcie organem zupełnie samodzielnym.
W pierwszym przypadku mielibyśmy coś w rodzaju Biura Bezpieczeństwa Narodowego zajmującego się wydatkami państwa. Czyli w praktyce organ bardziej zbędny, niż faktycznie użyteczny. Nie sposób nie zauważyć, że głowa państwa jako organ w polskich realiach dryfuje w stronę pasywnej realizacji woli władzy ustawodawczej. W przypadku powiązania z bankiem centralnym warto by się zastanowić, czy w grę nie wchodziłoby w jakimś stopniu dublowanie kompetencji.
Samodzielność wreszcie nie stanowi większej gwarancji . Wszystko – ponownie – rozbija się o uregulowane prawem relacje bezpośrednio z ministerstwem finansów i resztą rządu.
Nawet najbardziej prestiżowy i najlepiej przemyślany organ można zniszczyć poprzez jego upolitycznienie
Najważniejszym dylematem jest jednak chyba największa bolączka najważniejszych organów naszego państwa. Nawet najlepiej przemyślaną od strony prawnej instytucję można zepsuć, jej budowany przez lata prestiż zniweczyć. Wystarczy obsadzić organ „swoimi ludźmi”. Politycy w Polsce mają do tego tendencję, zresztą nie jest to przecież nic niespotykanego ani w skali całego globu ani w dotychczasowej historii cywilizacji.
Rada Polityki Fiskalnej nie będzie miała żadnego sensu jako instytucja, jeśli jedynym jej zadaniem będzie potakiwanie rządzącym. Po to rządowi doradcy, by choćby od czasu do czasu krytycznie podchodzili do jego posunięć. System ten działa, jak wspomniano wyżej, tylko wtedy gdy władza liczy się ze zdaniem doradców. Rada nie może być obsadzona „zasłużonymi działaczami„, jeśli ma choćby sprawiać wrażenie organu eksperckiego.
Problem z Radą Polityki Fiskalnej jest taki, że żeby uwierzyć w sens jej istnienia trzeba by najpierw wierzyć w dobre intencje rządu
To właśnie obawa przed takim posunięciem wywołuje daleko posunięty sceptycyzm wśród komentatorów. Pojawiają się nawet opinię, ze Rada Polityki Fiskalnej ma służyć rządowi jako swoisty listek figowy. Zadaniem jej członków miałoby być fachowe tłumaczenie dlaczego kolejne rządowe posunięcia są najlepszymi rozwiązaniami z możliwych. Nawet wbrew faktom.
Istnieje również obawa, że rząd może starać się znaleźć kolejny sprytny sposób na ominięcie unijnych wymogów odnośnie deficytu budżetowego. Mowa o tzw. regule wydatkowej. Co więcej, w grę wchodzi także samo zwiększanie wydatków państwa. Oczywiście, przy jednoczesnych staraniach by ukryć ten fakt rozmaitymi sztuczkami księgowymi.
Wygląda więc na to, że problemy z Radą Polityki Fiskalnej rozbijają się w dużej mierze o wiarę w dobre intencje rządu. Polskie realia, których najbardziej bolesnym ucieleśnieniem pozostaje tzw. „afera Banasia„, niestety takiej wierze nie sprzyjają.