Afera Banasia to już jedna z większych afer III RP – wyjaśniamy więc o co w tym chodzi od samego początku

Gorące tematy Codzienne Państwo Dołącz do dyskusji (440)
Afera Banasia to już jedna z większych afer III RP – wyjaśniamy więc o co w tym chodzi od samego początku

Afera Banasia od wielu dni króluje w polskich mediach. Wątków jest mnóstwo, a co chwila dochodzą nowe. Niełatwo więc już się w tym wszystkim połapać. Postanowiliśmy więc pomóc – krok po kroku wyjaśniamy, skąd się wzięła afera, kim jest Marian Banaś, kto gra role drugoplanowe w tej aferze, kto o co jest oskarżony – i co może z tego wszystkiego wyniknąć. O co chodzi w Aferze Banasia?

Afera Banasia. Stan na środę, 4 grudnia

Zacznijmy jednak od tego, co się dzieje w tej chwili w tej sprawie.

Mamy środę 4 grudnia. Marian Banaś opublikował dość szokujące oświadczenie w formie wideo na stronach NIK. Dziennikarze zauważyli, że to chyba pierwszy przypadek, gdy strona Izby się zawiesiła.

Co powiedział prezes NIK?

  • Co najważniejsze – nie zamierza odchodzić ze stanowiska
  • Ale… chciał odejść ze stanowiska. Co się więc zmieniło? „Z przykrością stwierdziłem jednak, że moja osoba stała się przedmiotem brutalnej gry politycznej” – powiedział.
  • Zaznaczył, że chce „odpowiedzieć na każde pytanie śledczych”
  • Wprost jednak nie odniósł do wielu stawianych mu przez media zarzutów. Lakonicznie powiedział jednak: „Nigdy nie mówiłem, że jestem człowiekiem wolnym od błędów”
  • Na pewno bardzo ważnym momentem oświadczenia było nawiązanie do Śp. Lecha Kaczyńskiego – który sam był niegdyś prezesem NIK. Ale o tym później

Afera Banasia. O co tu chodzi? Jak to się zaczęło?

No właśnie – skąd się wzięło w ogóle to całe zamieszanie?

Jeszcze nie tak dawno temu Marian Banaś był nieznanym szerzej urzędnikiem. Co jednak nie znaczy, że był anonimowy. Gdy tylko PiS doszło do władzy, Banaś został sekretarzem stanu w resorcie finansów. Tam też odpowiadał za stworzenie Krajowej Administracji Skarbowej – służby, w której skład weszły: administracja skarbowa, Służba Celna i kontrola skarbowa. Czyli: to taka super-służba podatkowa, która miała m.in. rozprawić się z „mafią VAT”.

Trzeba przyznać, że Banaś robił imponującą i niezwykle szybką karierę podczas poprzedniej kadencji rządu PiS. Na początku czerwca 2019 został ministrem finansów, a już 30 sierpnia Sejm wybrał go na szefa NIK.

Przeciętnemu Kowalskiemu jednak pewnie ciągle nazwisko Banaś niewiele mówiło. Wszystko zmieniło się 21 września. Wtedy to TVN24 wyemitował program „Superwizjer” o Banasiu.

Afera Banasia – o co chodzi. Ustalenia TVN

Co ustalono?

  • W krakowskiej kamienicy, której właścicielem jest Banaś, działały… pokoje na godziny. – Klientami tego typu pokojów są niewierni małżonkowie lub mężczyźni korzystający z usług prostytutek – precyzowali dziennikarze TVN
  • Wynajmujący pokoje w kamienicy klienci nie dostawali żadnych paragonów
  • „Pokój na godziny” mieli prowadzić bracia K., znane postaci z krakowskiego półświatka. W przeszłości karani
  • Z oświadczenia majątkowego Banasia wynikało, że wynajem kamienicy o powierzchni 400 mkw. i dwóch mniejszych, miał przynosić Banasiowi rocznie 65,7 tys. zł dochodu. To zaskakująco mało. Dziennikarze TVN sugerowali, że szef NIK mógł zataić swoje prawdziwe dochody

Za sprawę oświadczeń wzięło się CBA, a Marian Banaś wziął bezpłatny urlop na czas kontroli. Gdy w połowie października Biuro zakończyło kontrolę, Banaś poinformował, że wraca od pracy.

Afera Banasia. Mafia VAT w otoczeniu… resortu finansów?

Pokoje na godziny to jedno. W kilka dni po tym, jak Banaś wrócił do pracy w NIK, „Rzeczpospolita” podała, że jego bliscy współpracownicy z czasów w Ministerstwie Finansów prowadzili… VAT-owską mafię.

Ci współpracownicy to Arkadiusz B. i Krzysztof B., którzy siedzą teraz w areszcie. Trudno uznać ich za przypadkowe osoby. Arkadiusz B. był dyrektorem Krajowej Szkoły Skarbowości, czyli kuźni kadr administracji skarbowej. Krzysztof B. był z kolei wicedyrektorem Departamentu Kontroli Celnej, Podatkowej i Kontroli Gier.

Doniesienia „Rz” były szokujące na wielu płaszczyznach.

Po pierwsze, wyglądało na to, że współpracownicy szefa KAS, wiceministra finansów, a w końcu – ministra finansów i szefa NIK, sami są podejrzewani o poważne przestępstwa.

Po drugie, rząd PiS na każdym możliwym kroku chwali się „rozprawą z mafiami VAT-owymi”. Lubuje się w tym zwłaszcza premier Mateusz Morawiecki. A tu mamy mocno udokumentowaną historię, jak mafia VAT wyrasta pod płaszczykiem rządu PiS. Mało tego – Morawiecki był przez spory czas bezpośrednim przełożonym Banasia w resorcie finansów. W przestrzeni medialnej nazywano natomiast nierzadko Mariana Banasia „człowiekiem Morawieckiego”.

Afera Banasia. Jak reagował PiS i co było dalej

Mało kto się spodziewał, że reportaż TVN zmusi władze PiS do refleksji na temat świeżo wybranego prezesa NIK.

I faktycznie – początkowo ważni politycy partii prześcigali się w bronieniu Banasia. Najdalej poszedł chyba Stanisław Karczewski, do niedawna marszałek Senatu. Powiedział, że Banaś jest „człowiekiem kryształowym i niezwykle uczciwym”. O uczciwości Banasia zapewniała też marszałek Sejmu Elżbieta Witek – co warto zapamiętać, bo pojawi się ona w dalszej części historii.

PiS zapewne liczyło, że sprawa przycichnie. Miało ku temu podstawy. W końcu o wielu aferach, w których główne role grały partyjne VIP-y, już nikt nie pamięta.

Jednak okazało się, że sprawa ciągle żyje. Co było tego przyczyną? Być może natura zarzutów – jednak „pokoje na godziny” średnio licują z powagą szefa NIK-u. Scena polityczna po październikowych wyborach stała się też znacznie bardziej zróżnicowana. Wcześniejsze afery władze PiS często zbywały twierdzeniami, że „Platforma się czepia”. Teraz czepiają się wszystkie partie opozycyjne – w tym Lewica czy Konfederacja, więc już trudniej mówić o „winie Tuska”.

Inna sprawa, że Marian Banaś nie potrafił wiarygodnie odpowiedzieć na zarzuty. A miał niejedną okazję. Na przykład gdy pod koniec listopada był na posiedzeniu sejmowej komisji.

Próbował się odnieść do wałkowanych przez media informacji – lecz mało kogo wtedy przekonał. Stwierdził na przykład, że „w Krakowie jest wiele hoteli, gdzie można wynająć pokój na godziny – po to, by np. odpocząć w czasie podróży, albo przed nią lub przygotować się do zaplanowanego spotkania. Można to sprawdzić w internecie.”, a „każdy zarzutów to kłamstwo, kłamstwo i jeszcze raz kłamstwo”.

Dymisja, której nie było. A może jednak była?

Afera Banasia jednak się na tym nie skończyła. CBA w końcu sporządziło raport na jego temat. Raport, oczywiście tajny, trafił w końcu na biurko premiera Morawieckiego.

Media spekulowały, że znajdują się nim naprawdę poważne zarzuty – a politycy wielu opcji coraz częściej mówili o tym, że dymisja Banasia wydaje się w tej sytuacji jedyną możliwą opcją.

Ta jednak nie następowała, a do szefa NIK przylgnął przydomek „Pancerny Marian”.

Wszystko się zmieniło 28 listopada. – Władze partii wyraziły wobec prezesa Banasia oczekiwanie złożenia dymisji z zajmowanej funkcji – takie oświadczenie wydało PiS. Mało tego, „oczekiwanie” zostało wystosowane po spotkaniu w gronie Jarosław Kaczyński-Mariusz Kamiński (szef MSWiA)-Marian Banaś.

Zwykle w światku prawicy takie żądanie oznacza jedno – osoba zaczyna się pakować.

Jednak w przypadku afery zaczęły się dziać rzeczy niesłychanie dziwne – nawet biorąc poprawkę na to, że to jedna z najdziwniejszych afer III RP.

NIK oświadczył, że Marian Banaś nigdzie się nie wybiera.

Jednak okazało się, że prawda jest nieco bardziej skomplikowana. Otóż „Dziennik Gazeta Prawna” opublikował pismo, w którym… Marian Banaś podaje się do dymisji.

Czemu więc skoro dymisja była, to dymisji nie było? Tu schodzimy ze świata faktów, a wchodzimy do świata spekulacji.

Afera Banasia. Czemu nie było dymisji?

Elżbieta Witek jeszcze niedawno zapewniała, że Banaś jest uczciwy. Teraz zapewnia, że dymisja Banasia do niej nie trafiła. Pośrednio jednak sam Banaś mówi, że złożył dymisję na ręce Witek…

Cóż, trudno tu się połapać. O co chodzi?

Jedna z wersji mówi, że marszałek Witek dymisji nie przyjęła. Co może szokować – bo przecież Nowogrodzka mówi, że dymisja musi być.

I tu już zaczynają się publicystyczne spekulacje. Mówiło się, że Banaś chciał coś ugrać. Na przykład zapewnienie, że nic mu się nie stanie po dymisji, czyli – że na przykład nie zostanie zatrzymany. Inna wersja mówiła, że Witek odesłała Banasiowi przeredagowane pismo z rezygnacją. A tego już podpisać nie chciał.

Dziwne ruchy zaczęły się też dziać wokół syna Mariana Banasia, Jakuba. Nieoficjalnie wiadomo, że miał nagle stracić lukratywną pracę w Banku Pekao. To również ustalili dziennikarze „Dziennika Gazety Prawnej”.

Wreszcie (to akurat fakt, nie spekulacja) Prokuratura Regionalna w Białymstoku wszczęła śledztwo w sprawie oświadczeń majątkowych Mariana Banasia. Za podanie nieprawdy w takim oświadczeniu grozi do pięciu lat więzienia.

Afera Banasia. Czemu Marian pozostaje pancerny?

Zejdźmy jednak na chwilę ze świata spekulacji do świata konkretów. Jeszcze kilka dni temu Banaś był gotowy do dymisji. Przyznaje to sam Banaś – w wideo na stronach NIK. Teraz już nie jest – o tym mówi w tym samym nagraniu.

Coś musiało się więc wydarzyć, że Banaś nagle przestał być gotowy do złożenia dymisji. I tu znów spekulacje. Niektórzy twierdzą, że rozsierdzić go miała sprawa jego syna. Inni – że po prostu boi się zatrzymania. Bo obywatela Mariana Banasia można zatrzymać stosunkowo łatwo. Ale Mariana Banasia-prezesa NIK – już bardzo trudno.

Politolog Marek Migalski napisał z kolei na Twitterze, że Nowogrodzka mogła chcieć Banasia „uderzyć lustracją”. Przez to Banaś mógł się wściec – bo akurat panuje przekonanie, że opozycyjną kartę za PRL ma bardzo solidną.

Jeszcze inni doszukują się tu rywalizacji pomiędzy Mateuszem Morawieckim a Zbigniewem Ziobrą. Obaj panowie to zaciekli „polityczni wrogowie”. Obaj mocno walczą o wpływy na prawicy, a pewnie też o schedę po Kaczyńskim. Będąc szefem prokuratury, Ziobro kontroluje pośrednio jej działania wobec Banasia. A, jak pisaliśmy wcześniej, dla wielu Banaś to człowiek Morawieckiego…

Wszystko to brzmi dziwacznie – i zaznaczamy, to tylko pojawiające się wśród znawców polityki spekulacje. Z drugiej strony – sam Banaś w nagraniu ze strony internetowej NIK mówi o „brutalnej grze politycznej”. Ktoś tu więc o coś musi grać. Chyba że to metoda obrony Banasia. Najpierw kreował się na ofiarę reportażu TVN, teraz – na ofiarę frakcyjnych walk. Może w jego sytuacji jest to jakaś linia obrony? Może jednyna możliwa?

Afera Banasia. Czemu nawiązał do Lecha Kaczyńskiego?

Przypominam, że podwaliny pod nowoczesną ideę niezależnej kontroli państwowej położył już w latach 90. prezes Izby śp. Lech Kaczyński. W pełni zgadzam się z taką filozofią funkcjonowania Najwyższej Izby Kontroli.

To mówił w omawianym już oświadczeniu wideo Marian Banaś.

Umówmy się – żaden polski polityk czy urzędnik nie przywołuje pamięci śp. prezydenta przypadkowo. Czemu robi to Banaś?

Są dwie możliwości.

  • Banaś już wie, że jest na wojennej ścieżce z Jarosławem Kaczyńskim. A wiadomo, że prezes PiS przywoływania swojego brata przez swoich wrogów (choćby świeżo upieczonych) nienawidzi. Więc być może Banaś chce szefa PiS rozwścieczyć – a to by oznaczało, że szykuje się wojna na całego.
  • Banaś pracował w NIK długie lata. Lech Kaczyński był natomiast niegdyś prezesem Izby. Banaś blisko niegdyś współpracował z Lechem Kaczyńskim. Może więc Banaś chce wysłać w stronę Nowogrodzkiej zupełnie inny komunikat. „Nie traktujcie mnie tak brutalnie. Zwłaszcza pan, panie Jarosławie, przecież byłem bliskim współpracownikiem pana brata”

Afera Banasia. Co dalej?

Gdyby w sytuacji Banasia znalazła się większość państwowych urzędników, sprawy właściwie by nie było. Premier odwołałby taką osobę zapewne w kilka minut.

Problem w tym, że prezes NIK jest prawie nieodwoływalny – a kadencja Banasiowi się kończy dopiero w 2025 roku. Gwarantuje to Konstytucja.

Jednak „prawie nieodwoływalny” nie znaczy „zupełnie nieodwoływalny”. Prezes NIK może sam się zrzec stanowiska, można też go odwołać gdy będzie „trwale niezdolny do pełnienia swoich obowiązków na skutek choroby”.

Kolejne furtki to prawomocny wyrok lub orzeczenie Trybunału Stanu. Pierwsza opcja nie wydaje się niemożliwa – zwłaszcza biorąc pod uwagę oświadczenia majątkowe Banasia. Jednak zanim zostałby wydany wyrok w tak – bądź co bądź skomplikowanej sprawie – upłynęłoby sporo czasu. A Trybunał Stanu? Podobne orzeczenie nie zostało jeszcze w Polsce wydane. Więc pewnie też by to wszystko trwało.

PiS więc szuka innego rozwiązania. Prominentni politycy partii sugerują, by zmienić w tej sprawie Konstytucję. Opozycja jednak o tym nie chce słyszeć. Politycy wskazują, że nie ma sensu dla naprawiania błędów PiS pozbawiać prezesa NIK (jako instytucji) niezależności.

PiS ma więc problem. Gigantyczny

Większość dotychczasowych problemów PiS to były głównie kłopoty wizerunkowe. Teraz też tak jest – PR-owo to wygląda naprawdę fatalnie.

Jednak teraz problem jest także jak najbardziej realny. Wróg PiS jako prezes NIK to na pewno fatalna wiadomość dla Nowogrodzkiej. Żaden inny, niezależny od szefostwa PiS urzędnik/polityk nie ma takich narzędzi do kontrolowania rządu. Na przykład „problemy” Nowogrodzkiej z Rzecznikiem Praw Obywatelskich to nic w porównaniu do tego, co może oznaczać „zbuntowany” Banaś na czele NIK.

A może… to dopiero początek afery Banasia?

Afera Banasia wydaje się dziś skomplikowana. Jednak ci, którzy wiedzą o niej więcej twierdzą, że to… dopiero początek.

Na przykład Bertold Kittel – czyli dziennikarz, od którego cała afera się rozpoczęła. W niedawnej rozmowie w TVN24 sugerował, że to, co o sprawie teraz wiemy, to tylko wierzchołek góry lodowej. I powiedział, że gdy poznamy szczegóły, będziemy naprawdę zszokowani.

Czy się jednak dowiemy? Doskonałe pytanie. Raczej trudno się spodziewać, że raport CBA na temat Banasia zostanie odtajniony – a przynajmniej te jego najbardziej newralgiczne części. Być może musimy więc czekać na kolejne mocne reportaże, które nam naświetlą kim jest w ogóle Marian Banaś – i kto o co tak naprawdę w tej sprawie gra.

Tak czy inaczej – nazwisko Mariana Banasia będzie w najbliższych miesiącach pojawiało się w serwisach pewnie jeszcze częściej niż dzisiaj.

Fot.: Najwyższa Izba Kontroli/Facebook